Gambit królowej

Jej wspaniały obraz wisi w Muzeum Narodowym w Poznaniu, mówiąc bardzo dużo o niej i czasach, w których żyła. Czasach, w których malarka była curiosum.
tekst PAULINA KIRSCHKE
Sofonisba Anguissola, Gra w szachy | obraz z kolekcji Fundacji im. Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu

Muzeum Narodowe w Poznaniu
wtorek – środa 10.00-16.00
czwartek 10.00-18.00
piątek 10.00-20.00
sobota – niedziela 10.00-17.00

 

Michał Mencfel
Atanazy Raczyński. Biografia
Wydawnictwo UAM

Europa wygląda na rozbawioną. Minerwa chyba się poddała. Lucia patrzy prosto w oczy widzów z wyrazem cichego triumfu. Trzy kobiety, każda w innym wieku. Na obrazie stoją w bogato zdobionych sukniach i grają w szachy. To renesansowe arcydzieło namalowała kobieta i mamy je w Poznaniu. Gra w szachy Sofonisby Angussoli wisi w Galerii Sztuki Europejskiej w Muzeum Narodowym. Gdy już napatrzę się na to dzieło (za każdym razem, gdy jestem przed nim, czas mi się zatrzymuje) staję z boku i patrzę ukradkiem na ludzi, którzy przesuwają się wzdłuż ścian od jednego obrazu do drugiego. Czy zachwycą się Grą w szachy? Czy wiedzą, że to nieduże płótno ma ponad pół tysiąca lat i zostało namalowane przez dwudziestotrzylatkę? Czy spróbują przeczytać napis umieszczony przez malarkę na otoku szachowej planszy?

Napis brzmi tak: Sephonisba Angussola virgo Amilcaris lifia ex vera/efigie tres suas sorores et ancilam pinxit MDLV. Artystka napisała na swoim obrazie to, co namalowała, żeby nikt nie miał wątpliwości: Sofonisba Angussola, panna, córka Amilkara, namalowała z natury trzy swoje siostry i piastunkę. I na końcu data, tak jakby w 1555 roku, kiedy obraz powstał, była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. A przecież nie była. W zasadzie nic, co jest związane z Grą w szachy i jej powstaniem, nie jest „normą”.

W XVI wieku kobiety nie bywały artystkami. Matkami artystów, żonami, kochankami – proszę bardzo, ale żeby same miały malować, bo nagle poczuły w sobie powołanie albo pierwiastek geniuszu? Bez przesady.

Były drobne wyjątki, gdy ojciec czy mąż byli artystami, a kobiety sobie coś tam szkicowały na boku, skoro już miały dostęp do pracowni i narzędzi. Ale Sofonisba to nie jest ten przypadek. Anguissola urodziła się w Cremonie w 1532 r. Jej ojcem był Amilcare Anguissola, a matką Bianca Ponzone, oboje wywodzący się z rodzin szlacheckich. Ojciec Sofonisby nie był artystą, tylko szlachcicem, któremu wiodło się w kratkę i na dodatek, jak na złość, rodziły mu się same córki (Sofonisba to pierwsza z nich). Amilcarowi daleko było do ojcowskiej normy z XVI wieku, chciał edukować swoje dzieci, nawet, jeśli były „tylko” córkami. Chciał dać im szanse na rozwijanie talentów i realizację pasji. Dlatego wysłał dwie córki na lekcje do kremońskiego malarza, Bernardino Campiego. Tam okazało się, że najstarsza jest wyjątkowo utalentowana. Sofonisba zaczęła malować nie tylko dla własnej przyjemności. Uczyła się malarstwa, a potem przekazywała zdobytą wiedzą siostrom, by podnieść wartość panien Angussiola na małżeńskim rynku. Bo choć ich brat urodził się piąty w kolejce, było jasne, że to on przejmie biznes po ojcu. Dziewczynkom nie pozostawało nic innego, jak robić dobre wrażenie, by zdobyć mężów, którzy dostrzegą w nich nie tylko przymioty ciała, ale też zalety bystrego umysłu, ogłady i wiedzy o świecie.

Autoportret Sofonisby Anguissoli | Europeana.eu

Szachy stały się w XV wieku bardzo popularne wśród włoskiej arystokracji. Grali w nie rzecz jasna głównie mężczyźni – dla przyjemności i intelektualnej rozrywki. Na przełomie wieków zmieniły się nieco reguły i większe znaczenie zyskała figura zwana od tej pory królową, sama gra stała się dzięki temu bardziej dynamiczna. To wpłynęło na zainteresowanie szachami dam z wyższych sfer, grywały w nią księżne i królowe, których akurat wtedy na europejskich dworach nie brakowało. Wielkim fanem gry w szachy był Filip II, król hiszpański, który jeszcze pojawi się w tej opowieści. Król był tak zagorzałym fanem szachów, że organizował na swoim dworze turnieje. Największa rywalizacja toczyła się między włoskimi a hiszpańskimi mistrzami gry. W XV wieku powstały też pierwsze podręczniki szachowe, choćby Rozprawa o miłości i sztuce szachowej ze stu pięćdziesięcioma przykładami partii Luiza Ramireza de Lucena. To nawiązanie do miłości nie było przypadkowe również we włoskim malarstwie tego okresu. Przed Sofonisbą, szachów jako metafory wojny toczonej między płciami, a nawet bitwy o kobiece dziewictwo, użył Giulio Campi. Na jego obrazie główną postacią jest kobieta siedząca przy partii szachów z odwróconym do nas plecami rycerzem. Jej uwagę rozprasza skutecznie błazen, a ona naraża się tym samym na przegraną, która może ją słono kosztować.

Na obrazie Sofnisby mężczyzn nie ma. Szachowy pojedynek toczy się pomiędzy dwiema siostrami – Lucią i Minerwą. Lucia właśnie wygrywa, trzyma w dłoni czarną królową zdobytą na siostrze.

Minerwa podnosi rękę, patrząc na triumfatorkę w geście poddania czy też może niezgody na wykonany przed chwilą przez siostrę ruch? Tego interpretatorzy nie są pewni. Nie mają za to wątpliwości co do intencji malarki. Jej siostry mają wyglądać na inteligentne i obyte kobiety, należące do wyższej warstwy społecznej. Pieczołowicie odmalowane elementy dekoracji sukien, bogato zdobione materiały czy nawet drogi kobierzec, na którym leży szachownica, to wszystko ma świadczyć o statusie i pozycji rodziny.

Sofonisba wciąga nas w jeszcze jedną grę – grę między nimi, siostrami. Najstarsza, Lucia, która właśnie zdobyła czarną królową, patrzy w oczy malującej ją siostrze. „Jesteś dumna?” – zdaje się pytać jej wzrok. Dwie najstarsze już pojęły sztukę gry w szachy, a może nawet metaforycznie, reguły życia. Młodsza się na to szykuje, trzyma już w dłoni jedną z figur, ale zasad jeszcze się uczy. Patrzy przy tym z uśmiechem na Minerwę, która patrzy na Lucię, która patrzy na Sofonisbę.

Portret Sofonisby Anguissoli autorstwa Antona van Dycka z 1624 roku | kolekcja Sackville w Knole | Europeana.eu

Na obrazie, oprócz sióstr, jest jeszcze najstarsza kobieta – piastunka. Przygląda się układowi figur na szachownicy, a jej obecność nie pozostawia wątpliwości, że siostry są dobrze pilnowane. Ich czystość i niewinność są niezagrożone. Obecność na obrazie czterech kobiet w różnym wieku, na dodatek grających w szachy, nasuwa interpretację o cyklu życia. Jesteśmy jak pionki na wielkiej szachownicy. Wszyscy kiedyś umrzemy i to czyni nas równymi. Nieważne, czy w życiu doczesnym przyszło nam grać rolę królowej, gońca czy być zwykłą bierką. Po śmierci nasz status za życia nie będzie miał żadnego znaczenia.

Sofonisba namalowała siostry, by w ten sposób dać znać przyszłym zalotnikom o ich niewątpliwych umiejętnościach. Spójrzcie, są nie tylko piękne, ale i mądre – zdaje się mówić malarka. I dodaje coś jeszcze: zobaczcie, ja też jestem utalentowana!

Na jej talencie poznali się zresztą najwięksi. Michał Anioł, z którym korespondował Amilcar, dawał jej sporo rad, wysyłał też swoje szkice do kolorowania. „Sztuce z większą niż ktokolwiek pilnością i z dużymi rezultatami, bardziej niż jakakolwiek niewiasta za naszych czasów, poświęciła się Sofonisba z Cremony, córka wielmożnego Amilcara Anguissoli. Umiała nie tylko rysować, malować, portretować z natury i sporządzać kopie, ale niezależnie od innych wykonywała obrazy niezwykle piękne… Chciałbym o pani Sofonisbie napisać coś więcej, a mianowicie, że w tym roku w Cremonie widziałem w domu jej ojca obraz jej ręki wykonany z wielką umiejętnością, będący portretem jej trzech sióstr podczas gry w szachy, a z nimi ich starej piastunki, co wszystko wymalowane jest z taką starannością i podobieństwem, że wydaje się jak żywe i nie brak im nic tylko mowy”– pisał w 1566 roku Georgio Vasari w swoim legendarnym dziele Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów.

Pod koniec lat 50. XVI wieku Sofonisba była już uznaną malarką i portrecistką. Tak bardzo, że upomniał się o nią królewski dwór hiszpański i wspomniany już Filip II. Sofonisba została nadworną malarką dwóch królowych, tak jak ona utalentowanych i renesansowo otwartych na wiedzę, sztukę i wszelkie nowinki – Elżbiety de Valois i Anny Austriaczki. Miała pozycję i pieniądze, bo w dowód uznania dostała od króla dożywotnią pensję. Nie miała dzieci, choć dwa razy wychodziła za mąż. Dożyła sędziwego wieku 93 lat, do końca pozostając sprawną i udzielając rad młodszym kolegom po fachu. Była pierwszą w dziejach artystką, której sława wyszła daleko poza rodzinny dom i najbliższe otoczenie, kobietą niezależną finansowo dzięki swojemu talentowi. Joanna Kilian, kuratorka wystawy Brescia. Renesans na północy Włoch prezentowanej kilka lat temu w Muzeum Narodowym w Warszawie pisała w publikacji towarzyszącej wydarzeniu: „Była słynną portrecistką. Jednak jeszcze większą popularność od portretów osiągnęły jej autoportrety. […] Dlaczego? Wydaje mi się, że na dworach traktowano ją jako rodzaj curiosum. Była wielką rzadkością. Kobietą wykształconą, malującą i do tego niezależną. […] fascynowano się nią trochę tak jak innymi rzadkimi eksponatami, takimi jak karły czy dziwa przyrody”.

Jak Gra w szachy trafiła do Poznania? Wszystko dzięki Atanazemu, niepokornemu bratu Edwarda Raczyńskiego – tego od naszej biblioteki, poznańskich wodociągów i pomnika Hygei z twarzą żony.

W czasie, gdy brat kolekcjonował książki i budował bibliotekę przy dzisiejszym Placu Wolności, Atanazy zafascynował się sztuką. Wiemy, że w początkach XIX wieku obraz Sofonisby znajdował się w kolekcji Luciana Bonapartego, który sprzedał go na aukcji. W 1823 roku Atanazy kupił go w Paryżu. Raczyńskiemu marzyła się galeria z prawdziwego zdarzenia, chciał, by powstała w Poznaniu, obok biblioteki brata. Kupił nawet ziemię i zaczął budować okazały gmach, ale szybko się zniechęcił. Niestety, poznaniacy w XIX wieku nie byli ani wielkimi znawcami, ani miłośnikami sztuki. Atanazy zbudował więc galerię w Berlinie i tam przeniósł swoje dzieła. Koniec końców, obraz trafił do Poznania w 1903 roku, a od 1997 roku jest formalnie własnością Fundacji im. Raczyńskich przy Muzeum Narodowym w Poznaniu.

Portret Atanazego Raczyńskiego autorstwa Carla Wilhelma Wacha | Wikipedia.pl/domena publiczna

Gra w szachy wielokrotnie udawała się w podróż do innych muzeów, by nacieszyć oczy niemieckich, włoskich czy amerykańskich miłośników i miłośniczek sztuki. Zgodnie z międzynarodowymi wytycznymi, w taką podróż udaje się nie tylko wypożyczany obraz. Razem z nim jedzie kurier, pracownik danego muzeum, którego zadaniem jest opieka nad dziełem sztuki. Kurierem, wysyłanym z Grą w szachy w różne części świata był przez wiele lat Piotr Michałowski, kurator Galerii Sztuki Europejskiej i bliski współpracownik rodziny Raczyńskich, dziś porozrzucanej po świecie. Kurier towarzyszy obrazowi od „gwoździa do gwoździa”, czyli od momentu zdjęcia obrazu ze ściany w muzeum rodzimym, do powieszenia w muzeum wypożyczającym. Na oczach kuriera obraz jest zamykany w specjalnych, klimatyzowanych skrzyniach, otwieranych dopiero w docelowym miejscu. Wspólnie z konserwatorami i konserwatorkami kurier sprawdza stan obrazu i pozostaje na miejscu tak długo, aż dzieło nie znajdzie się na właściwym „gwoździu”. – Czasami trwa to pół godziny, czasami i pięć. Włosi są niezwykle skrupulatni – mówi mi Michałowski, który podróżował z dziełem Angussioli przez pięćdziesiąt lat. W tym do Cremony, miejsca, w którym powstała prawie pół tysiąca lat wcześniej.

„Nazwiska ilu malarek umiesz wymienić?” – to pytanie, pewnego sobotniego przedpołudnia wczesną wiosną 2019, zadała widzom Grażyna Bastek, znana popularyzatorka sztuki. Prowadziła w poznańskim Muzeum Narodowym spotkanie poświęcone Grze w szachy. Sala wypełniona była po brzegi. Pytanie zawisło w powietrzu.

Wspólnymi siłami próbowaliśmy policzyć, skacząc po stylach i wiekach – Sofonisba, Artemisia, Frida, Tamara… Dlaczego nie było wielkich artystek? – to tytuł słynnego eseju Lindy Nochlin, feministycznej historyczki sztuki, napisanego pół wieku temu. Nie było, bo kobiety nie mogły studiować malarstwa. Nie do pomyślenia było oglądanie i studiowanie przez dziewczęta nagich ciał modeli, co było oczywiste w przypadku mężczyzn. Nie wyobrażano sobie, by kobiety były niezależne, rozwijały talenty, pracowały gdzieś indziej niż w domu czy gospodarstwie. Przecież jeszcze Zofia Stryjeńska na początku XX wieku musiała przebierać się za mężczyznę, by móc studiować w monachijskiej Akademii Sztuk Pięknych. „Nie zawiniły gwiazdy, nasze hormony i cykl miesięczny, ani nasze wewnętrzne niedostatki, lecz instytucje i system edukacji – edukacji rozumianej jako wszystko, czego doświadczamy od chwili przyjścia na ten świat, pełen znaczeń, symboli, znaków i sygnałów” – przekonywała Nochlin. Czasami jednak można było urodzić się pod szczęśliwą, kremońską gwiazdą i uchylić drzwi kolejnym kobietom, które odważyły się wyjść poza przypisane role, spełniać się i tworzyć. To właśnie zrobiła Sofonisba Angussiola. Warto jej obecne w Poznaniu dzieło obejrzeć na własne oczy.

Polecamy również

Chcesz wiedzieć o wszystkim, co najważniejsze w poznańskiej kulturze?
O wydarzeniach, miejscach, ludziach, zjawiskach, trendach?
Zapisz się do naszego piątkowego dynkslettera!