Kamienice Poznania
autorski fotocykl Zbigniewa Zachariasika
Sam początek XX wieku, narożna działka przy Matejki i Grunwaldzkiej jest jeszcze pusta. Jej właściciele, ojciec i syn, wkrótce postanawiają ją zabudować wielkomiejskimi kamienicami. Czas był na to idealny. Niedawne przyłączenie okolicznych terenów do Poznania i spore zapotrzebowanie na mieszkania wołają o nowe.
Tym bardziej, że ów syn to Paul Pitt – jeden z najprężniej działających architektów tamtych czasów i propagator stylu zwanego secesją.
Kamienica wybudowana w latach 1901-1902 ma w sobie osobliwość. Otóż rzeczony Paul Pitt zostawił po sobie niewielkich rozmiarów sygnaturkę, umiejscowioną przy drzwiach wejściowych – była to swego rodzaju wizytówka. Dość rzadko zdarzało się, by twórca kamienicy podpisywał ją swym nazwiskiem, w Poznaniu odnalazłem tylko trzy takie przykłady.












Kamienica pod numerem 20a przetrwała dwie wojny światowe bez większych zniszczeń. Dzięki temu do dziś możemy podziwiać jej spektakularną fasadę w oryginale. Od frontu zwieńczona jest rozłożystym, owocującym drzewem, w którego korzeniach zagnieździła się smoczyca o wydatnym biuście. Dalej widzimy postaci homunkulusów – niewielkich postaci ludzkich, które w średniowieczu tworzyć próbowali alchemicy (bezskutecznie).
Wejścia – a jakże! – strzeże gryf, a na narożnej ścianie widzimy pelikana karmiącego młode swoją krwią, co jest symbolicznym ukazaniem poświęcenia, szczególnie rodzicielskiego.
Za tymi wszystkim fantazyjnymi przestawieniami stał wybitny sztukator, Bolesław Richelieu, współtworząc bez wątpienia jedną z najbardziej efektownych fasad Poznania. Jej bohaterowie zawędrowali nawet do literatury, na co dowodem jest Ars Dragonia Joanny Jodełki. Czytajcie więc (książkę) i oglądajcie (kamienicę).