29 września 2025
muzyka

Jak być słuchaną

Julia Rover weszła przebojem do branży muzycznej, dając się poznać jako twórczyni doszukująca się w brzmieniach przeszłości melodii przyszłości.
REMIGIUSZ RÓŻAŃSKI
Julia Rover | foto Dawid Misiorny

Julia wzrastała w rodzinie zapalonych rowerzystów. Od najmłodszych lat brała udział w rajdach krajoznawczych oraz obozach turystycznych. Pewnie dlatego po latach podróże jednośladem wokół poznańskich Szachtów stały się jednym z jej ulubionych sposobów na odpoczynek. Echa kolarskich anegdot pobrzmiewają w jej pseudonimie artystycznym – Julia Rover jest owocem miłości do rowerów, Led Zeppelin (kluczowy był utwór The Rover) oraz Julii Roberts (jeszcze kilka lat temu wszelkiej maści wyszukiwarki przekierowywały poszukujących informacji o Rover na strony poświęcone hollywoodzkiej aktorce).

Wspomnienie o gwieździe Pretty Woman jest nieprzypadkowe, bowiem historia wchodzącej w dorosłość w Poznaniu piosenkarki ściśle związana jest z fascynacją kinem, która towarzyszyła Julii Kmiecik od lat najmłodszych.

Już jako dziesięciolatka brała udział w konkursach recytatorskich, każdorazowo wychodząc z nich zwycięsko. Przez dziewięć lat była związana z żarskim teatrem Drewniana Kurtyna. O tym, że nie była dyletantką, niech świadczy fakt, że podczas Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego w Słupsku wystąpiła z autorskim monodramem Antygona w Nowym Jorku.

Historie spektakularnych sukcesów zazwyczaj jednak zaczynają się od potknięć i porażek. Rover kilka razy próbowała bezskutecznie dostać się do szkoły aktorskiej. Pragnienie bycia na scenie postanowiła więc zaspokoić za pomocą drugiej pasji – śpiewu. Muzyka towarzyszyła jej od lat najmłodszych, nie tylko w słuchawkach, bez których do dziś nie wychodzi z domu. Rover wprawiała się w śpiewie podczas zajęć wokalnych, a zdobyte umiejętności wykorzystywała w lokalnej scholi. Z wyśpiewywania w chórze kościelnym przeszła do wtórowania chórkami lokalnym wykonawcom. Przełomem okazała się dopiero współpraca z Witoldem Skrzypczakiem z poznańskiego duetu Rat Kru, dzięki któremu w 2021 roku projekt „Julia Rover” nabrał rozpędu. Jej pierwszym singlem był cover utworu Erase/Rewind szwedzkiej kapeli The Cardigans. O ile w pierwowzorze dominowały rockowe brzemienia gitar, o tyle Rover zdecydowała się wywrócić utwór na nice, tworząc dynamiczną, a zarazem rozmarzoną electropopową kompozycję.

Ten dualizm zdaje się przekładać na całokształt twórczości muzyczki, z powodzeniem odnajdującej się w skrajnie różnych gatunkach i sposobach ekspresji.

Po wydaniu pierwszych singli poznała Macieja Zambona, ojca wytwórni The Very Polish Cut Outs, która przez lata kształtowała obraz polskiej muzyki elektronicznej. Cenionemu wydawcy przypadły do gustu zarówno poetyckie, emocjonalne teksty, jak i charakterystyczny tembr głosu Rover. Decyzja o nawiązaniu współpracy była dla niej tyleż nadzieją na artystyczny rozwój, co spełnieniem nastoletnich marzeń. – Słuchałam składanek The Very Polish, gdy miałam trzynaście lat. Tak naprawdę jedyne imprezy, na które chodziłam, to te sygnowane logiem wytwórni. Wtedy absolutnie nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek dane mi będzie nawiązać współpracę i tworzyć z Pejzażem, który jest jednym z najlepszych producentów w Polsce, pracował też nad uwielbianym przeze mnie projektem Ptaki – mówi artystka. Pod skrzydłami wprawionych producentów Tamtego i Freuksa Rover nagrała epkę Co z Tobą?, która zapewniła jej nominację w prestiżowym plebiscycie Sanki, typującym najciekawsze nowe twarze rodzimej muzyki. To także album ważny dla Zambona, wszak zainaugurował linię wydawniczą The Very Polish Originals, oddaną nietuzinkowym, autorskim projektom.

Nie licząc archiwalnego zbioru Dotyk Renaty Lewandowskiej, gros płyt opublikowanych przez label został stworzony przez mężczyzn, dlatego Rover nazywa się Pierwszą Damą The Very Polish Originals.

Pierwsze single Julii były zakorzenione w dźwiękach z dawnych lat. Dość powiedzieć, że jednym z nich był cover Szukaj mnie Edyty Geppert, rozsławionego przez komedię Kogel-mogel. W Co z Tobą? fascynacja latami 80. również jest wyczuwalna. – Zostałam przyporządkowana ejtisom, tymczasem tworząc epkę, nie myślałam o hołdowaniu przeszłości. Po prostu grałam to, co chciałabym usłyszeć – podkreśla. Na wydanym przez TVPCO minialbumie synthpop spotyka się z zimną falą, a italo disco idzie ręka w rękę z dubem – to porywający przegląd rozlicznych odłamów muzyki elektronicznej. Co z Tobą? jest zresztą równie niejednorodne, co gust jego twórczyni. – Nie ma gatunku, którego słuchałabym najchętniej, wszystko zależy od nastroju i momentu. Gdy jestem zła, słucham hip-hopu, żeby się poczuć jak gangsterka. Gdy jestem smutna, włączam coś melancholijnego, typu Radiohead. Dużo też zależy od fazy – jak się w coś wkręcę, to totalnie. Przez ostatni tydzień na przykład słuchałam tylko tribal house’u, wcześniej był jazz, eksperymentalna elektronika, rap. Zawsze zaczynam dzień od czegoś innego.

Julia Rover | foto Dawid Misiorny

Utwory na epce Co z Tobą? zachwycają nie tylko aranżacją, lecz także tekstem, będącym zapisem różnorodnych emocji i uczuć: od pożądania, przez żal, po złość. Rover cedzi słowa, mimo to udaje jej się opowiedzieć o szerokim zakresie doświadczeń. To niełatwa sztuka, z czego autorka zdaje sobie sprawę. – Bardzo trudno napisać coś bezpośredniego, ponieważ myślisz wtedy, że mówiąc wprost, stajesz się infantylny i banalny. Nie chciałabym, aby moje teksty były zbyt rozpoetyzowane. Twierdzę, że najlepsza w tym jest Nosowska. To mistrzyni ubierania spraw w proste, ale piękne, słowa – przyznaje artystka.

Słowom Rover również nie można odmówić uroku. Jej teksty przypominają impresje, co niejako wynika z natury procesu twórczego pieśniarki.

Mój znajomy, który też jest muzykiem, często rzucał ot tak, że dziś napisze piosenkę. Byłam w szoku, że jest w stanie po prostu chwycić za notes i wziąć się za pisanie. Ja tak nie potrafię. Zazwyczaj, gdy idę ulicą i usłyszę czyjąś rozmowę lub wpadnie mi w ucho jakaś piosenka, zapisuję wszystkie słowa i myśli w notatniku. Mam tysiąc sześćset takich notek w telefonie! W końcu przychodzi dzień, gdy postanawiam je posklejać w całość. Moje teksty są trochę jak kolaże – tłumaczy. Epka Rover obfituje w utwory nader intymne, mimo to mogą posłużyć za zwierciadło, w którym przyjrzeć może się lwia część młodych dorosłych. Najlepszym przykładem jest tytułowy utwór: – Co z Tobą? to bardzo ważny tekst, ponieważ dotyczy problemów i uczuć, które mi wówczas towarzyszyły. W piosence śpiewam o trudnościach, z którymi każdy się może mierzyć. Myślę, że to w autentyczności moich tekstów leży ich siła.

Rover nie spoczywa na laurach, ciągle poszukuje nowych sposobów ekspresji. Za przykład może posłużyć niedawno opublikowany Spacer Kobiety, będący nastrojową melodeklamacją, nazywaną urokliwie przez autorkę gaduszkami.

W reinterpretacji dyskotekowego przeboju Spacer Woman wsparła Rover poznańska poetka Michalina Janas, znana z występów slamerskich jako Gemina7. – Michalina jest świetną slamerką. Uwielbiam jej estetykę, dlatego jarałam się tą współpracą. Nie uważam, żebym pisała tak dobrze jak ona, dlatego traktowałam to jako okazję do nauki. Współpracowałyśmy – ona tworzyła fragment, ja to modyfikowałam, nieustannie wymieniałyśmy się spostrzeżeniami, co było ciekawym i szalenie kreatywnym doświadczeniem – mówi piosenkarka.

Rover nad wykalkulowaną kreację przedkłada bycie sobą. – Na początku zastanawiałam się, jak to jest odbierane, gdy śpiewam romantyczne, często smutne i niepokojące piosenki, a następnie udzielam wywiadów, w których jestem pogodna, roześmiana i cała ta aura tajemniczości i melancholii znika. Ale przecież nie będę udawała kogoś, kim nie jestem. To ja stworzyłam te utwory, powstały z moich przeżyć i nie muszę niczego udowadniać – przyznaje. Przekonanie o tym, że nie musi grać żadnej roli, przyszło do muzyczki z czasem. – Przez pewien czas ubierałam się bardzo w stylu retro. W końcu jednak poczułam absolutny przesyt estetyką minionych lat, kiedy spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że jestem bardziej vintage od samych lat 80. i 90 – wspomina z rozbawieniem, podkreślając zmianę, która nastąpiła w jej podejściu.

Julia Rover | foto Dawid Misiorny

Jako Julia Rover artystka odsłania romantyczne oblicze, natomiast w uzewnętrznianiu zabawowej strony pomaga jej didżejski duet Bliss Kiss, który założyła rok temu z koleżanką Karoliną, znaną jako Celia Crush. – Zawsze marzyłam o kobiecym zespole, więc kiedy poznałam Karo, pomyślałam, że to zrządzenie losu. Zaczęłyśmy pisać teksty, ale dopiero uczyłyśmy się produkcji, więc tworzenie utworów było niemożliwe. Wtedy trafiłam w Poznaniu na darmowy kurs didżejski. W dwa miesiące ogarnęłam podstawy, po czym powiedziałam Karze: „Stara, zróbmy DJ-ski duet! Będziemy jak zespół, tylko inaczej. Chyba nikt w Polsce czegoś takiego nie robi”. Ćwiczyłyśmy codziennie w klubie znajomych, więc nie musiałyśmy martwić się o sprzęt i przestrzeń. Pierwszy płatny set zagrałyśmy w Sylwestra 2024 roku. Dostałyśmy wtedy symboliczne sto złotych na pół, ale i tak jarałyśmy się, że po tych wszystkich próbach, godzinach ćwiczeń w końcu coś z tego wyszło – opowiada diżejka. Mimo niedługiego stażu eksperymentujący z wszelkimi gatunkami muzyki elektronicznej duet zdążył odwiedzić kluby w całej Polsce, a zaledwie kilka tygodni temu zagrał na Audioriverze, najważniejszym obok Sunrise Festival rodzimym festiwalu elektroniki. – Cały ten sezon koncertowy traktuję jak ogromne wyróżnienie, ponieważ zarówno jako Rover, jak i Bliss Kiss zagrałam na wielu świetnych wydarzeniach. Od maja nie miałam wolnego weekendu! – przyznaje.

Doświadczenie koncertowe zdobywała na wydarzeniach, takich jak Next Fest. Wówczas, otoczona ogromem utalentowanych artystów, była jedną z wielu debiutantek próbujących wdrapać się na polską scenę muzyczną. Dziś jej nazwisko, czy też raczej pseudonim, można znaleźć w programach cieszących się wielką renomą festiwali.

Od kilku miesięcy niesie mnie adrenalina, pewnie dlatego nie odczuwam zmęczenia. Gdy sezon koncertowy się skończy, pewnie nie będę w stanie wstać przez miesiąc, ale teraz napędzają mnie te bodźce: najpierw Nowa Muzyka, potem Fusion [jeden z najważniejszych festiwali muzyki elektronicznej w tej części Europy], wreszcie OFF. Dzieje się tyle, że trudno to ogarnąć – przyznaje Rover.

Kariera Julii rozwija się w tempie zawrotnym, godnym cyklistów w Tour de France, mimo to utalentowana piosenkarka i didżejka wciąż cieszy się z drobiazgów: – Niedawno pewna dziewczyna napisała do mnie na Instagramie, że słucha mojej epki, jadąc rowerem. Pomyślałam, że to cudowne!

Polecamy również

Chcesz wiedzieć o wszystkim, co najważniejsze w poznańskiej kulturze?
O wydarzeniach, miejscach, ludziach, zjawiskach, trendach?
Zapisz się do naszego piątkowego dynkslettera!