MIASTOTWÓRCY
autorski podcast Jakuba Głaza
o architekturze i przestrzeni miejskiej Poznania
Posłuchaj!
Czego nie dokonała wojna, temu dały radę lekkomyślność i zaniedbanie. W ciągu miesiąca zniknęły z Jeżyc dwie historyczne kamienice. Pierwsza w tragicznym pożarze, druga – rozebrana pilnie po latach uwiądu i dewastacji. Powróciły więc pytania, jak dbamy o architektoniczne dziedzictwo dzielnicy?
Gdy pada nazwa Jeżyce, niemal automatycznie idzie w ruch słowo-wytrych: „secesja”. „Klimatem secesyjnych Jeżyc” kuszą deweloperzy stawiający nowe bloki i plomby, a mieszkańcy niemal każdą kamienicę zapisują do tego oryginalnego nurtu architektury. Ale Jeżyce nie są tak jednoznaczne. Owszem, secesja stanowi o charakterze kilku ważnych ulic, ale stylów i metod budowania domów mieszkalnych jest więcej. Stawiane na przestrzeni stu pięćdziesięciu lat tworzą charakterystyczny klimat najmodniejszej dzielnicy miasta. Rozebrane właśnie kamienice o secesję ledwo się otarły. Ta przy ulicy Roosevelta 8 powstała na chwilę przed erupcją tego stylu w mieście, pod koniec lat 90. XIX wieku. Druga, przy Kraszewskiego 12 – tuż po niej, w pierwszej dekadzie XX wieku.
Z czego zatem składają się mieszkalne Jeżyce? Jakie formy architektury decydują o ich popularności? Wreszcie, co na Jeżycach należy poddać jak najpilniejszej opiece, by nie doszło do kolejnych nieodwracalnych strat?
Tak się złożyło, że dwie rozebrane właśnie kamienice reprezentowały także inne typy budownictwa. Kamienica z Roosevelta to otynkowany mur pruski (szkieletowa, ryglowa konstrukcja z drewna wypełniona cegłami), a ta z Kraszewskiego to już klasyczne ceglane mury. I tak też wstępnie podzielmy sobie „zawartość” Jeżyc, na budynki ryglowe (szachulec i mur pruski) – głównie z XIX wieku oraz murowane – stawiane od pierwszych lat minionego stulecia.
Skąd ten wysyp pruskiego muru? Wszystko przez, nomen omen, pruskie wojsko i regulacje związane z istnieniem twierdzy Poznań. Na przedpolu założonych w XIX wieku fortyfikacji nie można było stawiać budynków o trwałej konstrukcji. Im bliżej fortecy tym restrykcje większe. W pierwszym rejonie ograniczeń, 600 metrów od wałów, budowa czegokolwiek była w zasadzie niedozwolona. W drugim, o połowę węższym (między 600 a 975 metrów), można było stawiać małe, niepodpiwniczone budynki, dające się łatwo rozebrać (na koszt właściciela!). W trzecim (kolejnych 375 metrów) zezwalano na obiekty nieco większe. Te uciążliwe regulacje poluzowano nieco u progu lat 90. XIX wieku, by znieść je ostatecznie w 1902 roku.
Stąd paradoks: najstarsze, jeszcze XIX-wieczne i często dość skromne kamienice o eklektycznych dekoracjach stoją na Jeżycach dalej od centrum, w rejonie ulic Szamarzewskiego, Wawrzyniaka i Staszica. Są najstarsze, w dużej mierze dość ciasno upakowane i z oficynami wokół małych podwórzy, przez co przypominają gęstą i mało komfortową zabudowę śródmieścia. Za dzisiejszą ulicą Kraszewskiego rozciągał się bowiem już trzeci rejon, w którym po wspomnianym poluzowaniu, obostrzenia były najsłabsze. W tym rejonie znajdowała się także dawna wieś Jeżyce, czyli dzisiejsza ulica Kościelna o wrzecionowatym kształcie, będącym śladem owalnicowej wsi powstałej jeszcze w XIII wieku.
Kościelna obrosła jednak do pierwszej wojny światowej tylko kilkoma kamienicami. Znajdziemy za to przy niej jeden z najstarszych mieszkalnych budynków dzielnicy: zagrodę bamberską z czwartej ćwierci XIX wieku, stojącą u zbiegu z ulicą Świętego Wawrzyńca.
Ryglowe ściany tego dawnego gospodarstwa nie są zresztą na Jeżycach wyjątkiem. Dawną zagrodę tego typu zobaczyć można jeszcze między innymi przy ulicy Dąbrowskiego, obok kina Rialto. Mniej więcej w tym samym czasie, po 1870 roku, powstawały ryglowe domy czynszowe. Do dziś stoją choćby przy Dąbrowskiego, Kraszewskiego, Jeżyckiej. Poznamy je po umiarkowanej skali i często bardzo oszczędnej, czasem wręcz ubogiej formie (znacząca część ulicy Kraszewskiego). Nierzadko zamaskowane są tynkiem, który miał je upodobnić do kamienic z prawdziwego zdarzenia. Najciekawiej prezentują się jednak te, którym oszczędzono takiej panierki. Za przykład niech posłużą odrestaurowane niedawno budynki przy Dąbrowskiego 42 czy Jeżyckiej 6. Mimo szkieletowej konstrukcji atrakcyjne formy nadano za to kamienicom przy Dąbrowskiego 47 i 52.
Jeżyce rosły zatem w miejskiej postaci jeszcze przed włączeniem ich formalnie do Poznania w 1900 roku. Zorganizowana struktura przyszłej dzielnicy tworzyła się przede wszystkim w ostatniej dekadzie XIX wieku. Obok szosy wiodącej na Berlin (ul. Dąbrowskiego), wytyczono nowe ulice oraz centralny plac, rynek Jeżycki. Lokował się tam również przemysł, powstała elektrownia. Ale już wcześniej Jeżyce odgrywały większą rolę niż inne przedmieścia. To tu przecież, w miejscu dzisiejszego Starego ZOO, powstał pierwszy dworzec kolejowy, a po jego likwidacji umościła się tam zajezdnia tramwajowa obsługująca „właściwe” miasto.
Rok 1900 to jednak cezura znacząca. Gdy właściciele parcel z trudem uwierzyli, że wojskowe obostrzenia na pewno nie powrócą, zaczął się budowlany boom.
A że w modzie była właśnie secesja – pierwszy w nowożytnej historii nurt w sztuce i architekturze bez odniesień do stylów historycznych – to elewacje i wnętrza nowych domów okraszono miękko wijącymi się liniami, roślinnym ornamentem i charakterystycznymi płaskorzeźbami. Okazałe secesyjne kamienice rosły przy Dąbrowskiego, Roosevelta, Mickiewicza, Jackowskiego oraz – rzadziej – przy innych ulicach.
W budynkach stawianych między rokiem 1900 a wybuchem I wojny światowej, nowy styl był znaczącą zmianą, jednak prawdziwą rewolucję stanowił sposób budowania. Przy Roosevelta, Mickiewicza i Słowackiego wyrosły kamienice w typie okazałej miejskiej willi: wolnostojące, dobrze doświetlone i przewietrzane, z przedogródkami przy obsadzonych drzewami ulicach. Oczywiście z wielkimi, komfortowymi mieszkaniami wewnątrz. Dodajmy do tego osłoniętą kamienicami enklawę nieco skromniejszych willi przy ulicy Krasińskiego i widzimy jak wielkim kontrastem dla przegęszczonego, dziewiętnastowiecznego Poznania była eksponowana od strony linii kolejowej „twarz” Jeżyc.
I nawet jeśli akurat na tej twarzy swoje blizny, często głębokie, zostawiła II wojna światowa (poza tym Jeżyce wyszły z walk obronną ręką), ominęły one większość najciekawszych okazów z ulicy Roosevelta. Mowa o kamienicach spod numerów 5 oraz 6/7 i 9 projektu prężnej spółki Hermana Böhmera i Paula Preula dla urzędniczej spółdzielni mieszkaniowej. Rozebrany właśnie, stojący z nimi w rzędzie dom o numerze 8 miał innych autorów, był starszy o kilka lat i nieco skromniejszy, ale tworzył z sąsiadami spójną i atrakcyjną kompozycję. Podobno ma wrócić w identycznej zewnętrznej postaci. Mury i wnętrza będą już jednak współczesne, a w podziemiach ma powstać obszerny garaż.
Secesja zgasła równie szybko, jak zapłonęła. Choć jeszcze się tliła, już u progu drugiej dekady XX wieku powrócił historyzm.
Oba nurty występowały w uproszczonej, zgeometryzowanej postaci. Historyzm z tego okresu widoczny był w formie spalonej właśnie kamienicy z ulicy Kraszewskiego 12. Odniesienia do przeszłości królowały też i po I wojnie, w latach 20., na co dowodem jest choćby neobarokowy Dom Tramwajarza z mieszkalnymi skrzydłami czy kamienica przy ul. Reja 2 (oba budynki projektu Adama Ballenstedta).
Jeżyce międzywojenne to jednak również modernizm. Co prawda w poznańskiej, bardzo ostrożnej i dalekiej od awangardy wersji, ale jednak. Reprezentowany całkiem licznie w okolicach zajezdni, która wcześniej nie cieszyła się wzięciem ze względu na tramwajowy hałas. Modernistyczne kamienice z lat 30. XX wieku znajdziemy między innymi przy placu Asnyka, ulicach Prusa, Słowackiego i Sienkiewicza, a także – w postaci grzebieniowo ustawionych bloków mieszkalnych – przy Szamarzewskiego. Część kryto jeszcze tradycyjnie stromymi dachami, jak choćby interesujący, wolnostojący budynek projektu Jana Cieślińskiego przy Sienkiewicza 21. Najciekawsza chyba kamienica tego typu stoi przy Dąbrowskiego pod numerem 8, tuż przy Teatralce. Zaprojektowana pod koniec lat 30. przez bydgoskiego architekta Jana Kossowskiego, najbardziej przypomina „okrętową” architekturę Gdyni.
Zasadniczo poznańskim realizacjom daleko było jednak do tzw. luxów stawianych w Polsce przed wojną w ramach tak zwanego Lex Wedel (zwolnienie z podatków za inwestowanie w budynki mieszkalne). Brakowało wind, stropy i klatki schodowe nadal były z drewna, a nie lansowanego przez modernistów żelbetu. Konstrukcję taką zyskał na Jeżycach gmach ZUS-u na rogu Mickiewicza i Dąbrowskiego. Zaprojektowany w 1931 roku przez Mariana Andrzejewskiego daleki jest jednak od typowo modernistycznych kształtów.
Są też Jeżyce miejscem, w którym powstało największe w mieście skupisko zabudowy mieszkaniowej czasów okupacji. Niemcy wcielili Poznań do Rzeszy i planowali z niego zrobić wzorcowe miasto.
Otworzyli zatem szeroki front robót na zachód od ulicy Polnej – tam, gdzie wówczas kończyła się kamieniczna zabudowa. Weststadt, bo tak nazwano planowane wielkie osiedle, utrzymane jest w kształcie zgodnym z wytycznymi nazistowskiej architektury mieszkaniowej. Wzdłuż Szamarzewskiego, Dąbrowskiego, Przybyszewskiego oraz przy nowo wytyczonych ulicach Długosza, Galla Anonima i Kassyusza, stanęły długie, dwupiętrowe bloki nakryte stromymi dachami. W środku znalazły się stosunkowo obszerne, czteropokojowe mieszkania, przeważnie bez balkonów, przeznaczone dla wielodzietnych rodzin. Rządził umiar, prostota i duch małego miasteczka skrzyżowanego z koszarami, daleki od niemile widzianego „kosmopolityzmu” kamienic czasów belle époque oraz architektury modernizmu. Między blokami powstały obszerne, zielone dziedzińce przeznaczone na wspólne działania. Indywidualizm nie był pożądany. Miało być zdrowo, przestronnie, typowo.
Nazistowska mieszkaniówka łączyła zatem modernistyczne dążenie do światła, powietrza i wolnej przestrzeni z zachowawczymi formami. To samo, choć w nieco masywniejszym wydaniu robiła architektura socrealistyczna, zadekretowana odgórnie w całym kraju u progu lat 50. XX wieku. Niewielka liczba bloków w tym stylu powstała zatem na Jeżycach jako kontynuacja i uzupełnienie ukończonego tylko w części założenia Weststadt. Znajdziemy je właśnie między poniemiecką zabudową z czasów wojny.
W 1956 roku socrealizm „odwołano”, a do łask wróciła architektura modernistyczna. Na Jeżycach objawiła się wielorako. Bardzo dobrym przykładem tego nurtu jest dom na rogu Zwierzynieckiej i Mickiewicza zwany dawniej „Marago” (od widocznej na dachowym neonie nazwy kawy). O sukcesie realizacji Jerzego Liśniewicza i Henryka Grochulskiego zdecydowały dobre proporcje, lekkość, staranna kompozycja elewacji, podcięty parter z przeznaczeniem na kawiarnię (dziś bank) i cofnięte ostatnie piętro z dynamicznie zadartym dachem.
Przełom lat 50. i 60. był też czasem „plombowania” Jeżyc współczesną zabudową, niekiedy z taktem należnym starszym sąsiadom. Stąd też na pierwszy rzut oka nie jest łatwo przy ulicy Słowackiego odróżnić długi budynek z początku lat 60. (numer 26) od stojącej obok narożnej modernistycznej kamienicy z końca lat 30 (numer 24). Przeciętne współczesne uzupełnienia powstały też wtedy wzdłuż Dąbrowskiego, a gorsze okazy wyrosły przy Poznańskiej, Wawrzyniaka i Polnej. Trzymały się jednak linii kamienicznej zabudowy oraz jej wysokości, wchodząc z nią w jako taką symbiozę.
Pokojowe współżycie starego z nowym skończyło się jednak w latach 70. Jaskrawe przykłady końca tej koegzystencji to zwalisty blok przy ulicy Sienkiewicza (róg Gajowej) i ignorująca układ starych ulic zabudowa blokowa w okolicach ulicy Norwida oraz pomiędzy Jeżycką i Poznańską.
W rejonie tym, wcześniej słabo nasyconym mieszkalną zabudową, planowano zresztą znacznie więcej rozstawionych jak bądź bloków. Szczęśliwie nic z tego nie wyszło. W latach 90. wróciły za to do łask kamienice i tradycyjna urbanistyka. Postmodernistyczne plomby wypełniły wtedy przede wszystkim dziury w zabudowie ulic Poznańskiej i Jeżyckiej. Długą pierzeję nowej zabudowy zyskała ulica Mylna (projekt Izabela Klimaszewska i Tadeusz Biedak) i choć niektóre formy budynków z tamtego okresu mogą wydawać się trochę dziwaczne, ich autorzy całkiem trafnie przetworzyli genius loci Jeżyc sprzed I wojny światowej.
Stosunkowo późno, bo na przełomie wieków, nowe domy mieszkalne zaczęły rosnąć w jeżyckim mateczniku czyli przy ulicy Kościelnej, która miała wówczas wygląd bliższy chaotycznym przedmieściom. Najpierw budynki podszywały się pod ryglową zabudowę, jak Bamberski Dwór, a potem pod stare kamienice i pod modernizm. Z roku na rok zabudowa gęstniała i mimo współczesnych form zaczęła coraz bardziej przypominać ciasną, XIX-wieczną strukturę. Apogeum tego zjawiska odnotowujemy teraz, kiedy na terenach po fabrykach Goplany, Wiepofamy i PoWoGazu powstają tak zwane Nowe Jeżyce. Jest to gęsta, wysoka i droga mieszkaniówka o przyzwoitym standardzie architektury, ale urbanistycznie kiepska.
Inwestorzy korzystają jak mogą z mody na Jeżyce, choć tworzą coś zupełnie odmiennego od różnorodnej i zazwyczaj przyjaznej struktury, która zdecydowała o popularności dzielnicy.
Poza tym Nowe Jeżyce rosną jak na sterydach, a stare mają zmienne szczęście. Zdarzają się modelowe renowacje starych kamienic, ale są też budynki wołające o pilną interwencję. Coraz gorzej wygląda opustoszała kamienica na rogu Słowackiego i Mickiewicza, podobnie jest z zabitą paździerzem willą przy ulicy Mickiewicza 16. Powody do niepokoju rodzą się też, gdy wejdzie się w podwórza i do oficyn skromniejszych kamienic z końca XIX wieku. Czas zatem najwyższy na opracowanie kompleksowego systemu monitoringu i opieki nad architektonicznym dziedzictwem historycznych dzielnic stanowiących o charakterze Poznania. Jeżycom, Łazarzowi i Wildzie z pewnością nie pomogą działania doraźne i wybiórcze oraz przeciąganie procedur zarówno przez urzędy, jak i właścicieli budynków. Nie stać nas na kolejne straty historycznych willi i kamienic.