13 października 2025
teatr

Kłiry proszone na scenę

Religia, wojna, wstyd, kompleksy, tajemnice, emancypacje, duma – wszystko to skondensowane na teatralnej scenie. Nadchodzi drugi poznański QueerFest!
MIKE URBANIAK
Maciej Cymorek w spektaklu „Susan Sontag” Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie | foto HAWA Habryn/Wawrzoła

Poznań Queerfest | Teatr Polski
17-25 października 2025
REPERTUAR

 

SZTUKMISTRZ
autorski podcast Mike’a Urbaniaka
o sztuce i życiu artystycznym Poznania
Posłuchaj!

Kiedy krakowski Karakter wydał w 2019 roku Powrót do Reims Didiera Eribona, nasz krajowy teatr rzucił się na niego łapczywie i mieliśmy trwający kilka sezonów festiwal spektakli, które w mniejszym lub większym stopniu Eribonowską myśl, oczywiście w kontekście polskiego zwrotu ludowego i zwiększonego zainteresowania tematyką LGBT+, przetwarzały. Okrętem flagowym tej flotylli był Powrót do Reims Katarzyny Kalwat w Nowym Teatrze w Warszawie, przeniesiony potem do Teatru Telewizji. Myśl słynnego dzieła Eribona, to informacja dla osób niezaznajomionych z jego twórczością, krąży wokół intersekcjonalnego wykluczenia związanego z jednej strony z pochodzeniem ludowym, a z drugiej z pochodzeniem gejowskim. Krzyżem Eribona w rodzinnym Reims była jego homoseksualność, czy raczej na zawsze z nią połączona homofobia, a krzyżem w Paryżu, kiedy już zrobił intelektualną karierę – jego pochodzenie klasowe i występujący z nim w pakiecie wstyd.

Eribon ma również swojego epigona w postaci Édouarda Louisa, którego książki mniej więcej w tym samym czasie zaczęła w Polsce wydawać Pauza. Pierwszą była Historia przemocy (wzięła się za nią z marnym rezultatem w Teatrze im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie Ewelina Marciniak), drugą Koniec z Eddym (przeniesiony bardzo ciekawie na deski warszawskiego Teatru Studio przez Annę Smolar), a ostatnim bodaj polskim przekładem Louisa jest Zmiana, którą postanowił wyreżyserować w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku Radosław Rychcik. I to właśnie ten spektakl przyjedzie na poznański Queerfest.

Jest to przedstawienie kameralne i skromne inscenizacyjnie, a potrafi przecież Rychcik, wiemy to dobrze w Poznaniu, gdzie wyreżyserował ongiś swoje słynne Dziady, rozhulać teatralną machinę.

Tymczasem w Zmianie skupia się, rzec można, na tekście i aktorach, a jest ich trzech (Piotr Biedroń, Janek Napieralski i Paweł Pogorzałek) i wszyscy grają tę samą postać – Édouarda Louisa, gdyż jest Zmiana, ma się rozumieć, autobiograficzna na wskroś.

„Zmiana”, Teatr Wybrzeże w Gdańsku | foto Krzysztof Bieliński

Początkowo, oglądając to przedstawienie w Wybrzeżu, myślałem, że chyba już przedawkowałem tę narrację, że ile można, ale potem udzieliło mi się chyba skupienie publiczności, która z uwagą ten, że się tak wyrażę, polifoniczny monolog chłonęła. Może właśnie dlatego, że słowo jest w centrum, że inscenizacja pozbawiona jest wszelkich rozpraszajek, a może dlatego, że tak wiele osób widzi siebie w tej opowieści. I nie tylko, dodajmy od razu, homoseksualnych osób, bo nie trzeba być wcale wrażliwym gejem, żeby marzyć o zmianie dusznej prowincji na przewietrzone miasto, zmianie z kupowania na zeszyt na rozkoszne w blika klikanie. Pytanie tylko, czy nasze nieraz metodycznie zaplanowane metamorfozy, kolejne ambitne rozdziały, nasze nowe życia przynoszą to upragnione szczęście? Odpowiedzi proszę szukać w teatrze.

Édouard Louis Zmiana
reż. Radosław Rychcik
Teatr Wybrzeże w Gdańsku
W Poznaniu 22 października o 19.00 | bilety

W naszym krajowym teatrze nie ma zbyt wielu zasad, ale gdyby się pokusić o ich stworzenie, jedna z nich brzmiałaby tak: jeśli do twojego miasta przyjeżdża Teatr Polski z Bydgoszczy, kupuj natychmiast bilet. A dlaczego? Dlatego, że to jest niezmiennie jedna z najlepszych krajowych scen ze świetnym zespołem aktorskim. Wiem o czym mówię, bo oglądam bydgoskie spektakle od siedemnastu lat, a nawet zdarzyło mi się być współautorem książki o tej instytucji, do której napisałem portrety aktorów i aktorek. Jeśli więc przybywa do Poznania spektakl z Małgorzatą Witkowską, Małgorzatą Trofimiuk, Michałem Surówką czy Frankiem Nowińskim, idzie się do teatru. Kropka. Tym bardziej, że heroina bydgoskiej sceny, Małgorzata Witkowska, przeszła właśnie do stołecznego Teatru Dramatycznego. Może jest to jedna z ostatnich okazji, by ją w bydgoskim zestawie oglądać.

Ale żeby nie było, kunszt aktorski to jedno, a temat to drugie. A ten również jest interesujący i rezonujący w naszym kraju dość mocno. Wziął go na warsztat jeden z gorętszych dzisiaj duetów teatralnych – Jędrzej Piaskowski i Hubert Sulima.

A mowa o Kościele, czy raczej ludziach kościoła w kontekście miłosnym. I nie chodzi tu ani o seksualne ekscesy z jakich słynął nasz poznański Ostrów Tumski za czasów jego ekscelencji Juliusza Paetza (do dzisiaj pamiętamy, że ROMA to od tyłu AMOR) czy o szalone orgietki na koksie na sosnowieckich plebaniach (o tym zresztą Piaskowski i Sulima zrobili spektakl w Olsztynie). Chodzi o coś znacznie poważniejszego i ciekawszego – o pragnienie miłości, bliskości, intymności z ukochaną osobą. Miłości w tym przypadku zakazanej, bo angażującej ludzi w sutannach i habitach.

„Ptaki ciernistych krzewów. Rzecz o miłości w kościele”, Teatr Polski w Bydgoszczy | foto Natalia Kabanow

Twórcy sięgnęli sprytnie do tytułu kultowego melodramatu Ptaki ciernistych krzewów, który w pierwszej połowie lat 80. XX wieku przyciągał przed telewizory miliony kobiet i gejów. Wszyscy kochali się w księdzu Ralphie de Bricassart, granym przez pięknego, zmarłego w tym roku Richarda Chamberlaina. Co zrobi wielebny? – zastanawiała się połowa globu. Wybierze kościelną karierę czy kochającą go bez reszty kobietę? I nie było w tym taniej sensacji, żadnych paetzowskich z ducha molestacji, ale autentyczne uczucie, potrzeba miłości i bliskości, z którymi Kościół katolicki, jak wiemy, nie jest sobie w stanie – w kontekście osób duchownych – poradzić do dzisiaj.

Nie dały nic kolejne sobory, z trydenckim włącznie, bo ludzkiej natury, nawet w obroży koloratki czy najszpetniejszym kornecie, oszukać się nie da.

Warto ten znakomity spektakl zobaczyć także dlatego, że jego twórcy, którzy szczerze, zdaje się, nienawidzą Kościoła, uważając go za źródło wszelkiego zła, nie stworzyli kolejnego w polskim teatrze lajkolubnego w lewicowo-liberalnej bańce dzieła szydzącego z katolicyzmu, ale, ku mojemu zaskoczeniu, dostajemy od nich coś czułego, empatycznego, coś dążącego do zrozumienia i, co ważniejsze, do zmiany – dobrej zmiany. Ptaki ciernistych krzewów trzeba zobaczyć obowiązkowo.

Hubert Sulima Ptaki ciernistych krzewów. Rzecz o miłości w Kościele
reż. Jędrzej Piaskowski
Teatr Polski w Bydgoszczy
W Poznaniu 20 października o 19.00 | bilety

Do Teatru Polskiego w Bydgoszczy jeżdżę, o czym wspomniałem, od lat, więc teraz czas na przedstawienie z teatru, w którym do niedawna byłem tylko raz w życiu – Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Nie bywałem tam, muszę się od razu usprawiedliwić, bo nie było po co. A teraz już jest. Jest od czasu, kiedy dyrektorem tej warmińsko-mazurskiej sceny został dwa lata temu Paweł Dobrowolski, doprowadzając do jej rezurekcji. Dobrowolski, który jest nawiasem mówiąc wyoutowanym gejem, co wypada odnotować przy okazji QueerFestu, tchnął nowego ducha w tę ważną olsztyńską instytucję tak skutecznie, że dzisiaj stała się ona jednym z ważniejszych teatralnych adresów w Polsce. Ważnych artystycznie i podejmujących ryzyko, na co dowodem jest brawurowy spektakl Susan Sontag Agnieszki Jakimiak i Mateusza Atmana. Spektakl, jakiego raczej można by się spodziewać w jednym ze stołecznych awangardowych teatrów, ale te zajmują się dzisiaj raczej sobą.

Tymczasem w Olsztynie – ludzie kochane! – dzieją się rzeczy, jakie nie śniły się nikomu ani w Lidzbarku, ani w Działdowie, ani nawet w Bartoszycach.

„Susan Sontag”, Teatr Jaracza w Olsztynie | foto HAWA Habryn/Wawrzoła

Jest Susan Sontag, rzecz to oczywista, postacią dla zachodniej kultury czy szerzej humanistyki drugiej połowy XX wieku ikoniczną. Jej eseje: od Notatek o campie do Choroby jako metafory czytali tak zwani wszyscy. Na lewicowych salonach (kłaniają nam się tu ponownie Eribon i Louis) nie znać Sontag było równoznaczne z byciem uznanym za umysłowego parweniusza. Sontag to również postać bardzo ważna w świecie queerowym, w dodatku niezwykle odważna – za taką uchodziła. Ale czy ta odwaga w sprawie była równie bezkompromisowa w jej prywatnym życiu? A może to wszystko była poza? A może nie? A może wszyscy tak naprawdę pozujemy? A może nie? I czy można pewne rzeczy mówić i pisać publicznie, a pewne starannie ukrywać? Czy to prawo do prywatności, czy może hipokryzja? Te i inne pytania zadaje olsztyńska grupa rekonstrukcyjna, stworzona przez realizatorów i aktorów tego świetnego spektaklu, w którym tak samo ważne są i słowa, i obrazy (fotosy, dużo fotosów), i ruch (Ana Szopa bez trzymanki). I ten finał, co za finał, o którem nie pisnę ani słowa – Maciej Cymorek chwyta wszystkich za gardła i nie puszcza, a wcale nie wygląda, jakby miał żelazny uścisk.

Agnieszka Jakimiak i Mateusz Atman Susan Sontag
Teatr im. Stefana Jaracza w Olsztynie
W Poznaniu 19 października o 19.00 | bilety

Są takie spektakle, które gra się latami, a nawet dekadami. Mieczysława Ćwiklińska grała Babkę w Drzewa umierają stojąc Alejandro Casony jakieś tysiąc pięćset razy! Grała ją nawet po dziewięćdziesiątce, choć już bardzo słabo widziała i jeszcze słabiej słyszała, ale publiczności to nie interesowało. Chciała oglądać wielką Ćwikłę do grobowej deski. Podobnie sytuacja ma się chyba ze spektaklem Cezary idzie na wojnę, który, pamiętam to jak dziś, oglądałem premierowo siedem lat temu w gorącej i niemożebnie dusznej przestrzeni Komuny Warszawa, jeszcze po praskiej stronie Wisły. Oglądałem i wyłem ze śmiechu. Tomaszewski wziął mnie i innych z zaskoczenia, atak był precyzyjny i doskonale przygotowany. Nie mieliśmy żadnych szans na obronę.

Nie tylko zresztą my, bo zaraz po tej lipcowej premierze i entuzjastycznych recenzjach, Cezary poszedł na wojnę z połową świata, bo doprawdy niepodobna zliczyć wszystkie międzynarodowe festiwale, na jakie zaproszono ten spektakl.

„Cezary idzie na wojnę”, Komuna Warszawa | foto Pat Mic

Cóż takiego zrobił Tomaszewski? Przy pomocy pieśni Stanisława Moniuszki, stworzonych w zapiętym po ostatni guzik dawnym narodowym etosie, który nadal jest żywy na szkolnych akademiach i podpomnikowych apelach poległych, zapytał o dzisiejszą nieheteronormatywną męskość z kategorią jakiej nie było dotąd w żadnej wojskowej książeczce. Cezary Tomaszewski wziął się za ukochany w Polsce patriotyczny patos z właściwą sobie ironią, czerpiąc oczywiście garściami z ukochanych przez niego i niepoważanych przez wielu form teatralnych, jak farsa, operetka, buffo czy slapstick. Wyszedł z tego niezwykle dowcipny i bardzo mądry zarazem spektakl zadający pytania o sprawy fundamentalne, jak dojrzałość, męskość, obywatelski obowiązek czy honor. A wszystko to powstało za jakieś pięć złotych, udowadniając, że wielki budżet nie jest gwarantem wielkiego działa.

Z jakiego powodu ten grany już kilka dobrych lat, również w Poznaniu, choćby na Malcie, spektakl będzie pokazany na QueerFeście? Myślę, że powodów jest wiele.

Może nim być nowa, młoda publiczność, która nie mogła go oglądać tych kilka lat temu, ale może nim być również nasza obecna sytuacja geopolityczna – tocząca się za naszą granicą wojna i zagrożenie nią w Polsce. Siedem lat temu dowcipy o komisji wojskowej były li tylko żartem o zamierzchłej przeszłości, dzisiaj, kiedy mnożą się kolejne paramilitarne organizacje, a rząd przygotowuje rozmaite plany poboru, jest o teraźniejszości. I to właśnie jest chyba powodem żywotności tego spektaklu, który jest ciągle aktualizowany przez rzeczywistość. Jak bardzo aktualizowany, proszę sprawdzić na własne oczy (i uszy).

Cezary Tomaszewski Cezary idzie na wojnę
Komuna Warszawa
W Poznaniu 25 października o 19.00 | bilety

Napisałem tu słów kilka o zaledwie czterech spektaklach, które będzie można zobaczyć na zbliżającym się w Teatrze Polskim Queerfeście, a jest ich dwa razy więcej i do tego kilka innych wydarzeń towarzyszących. Warto się z nimi zapoznać i wypełnić widownię teatralną tak licznie, jak w zeszłym roku, pokazując, że pierwszy w Polsce queerowy festiwal teatralny nie był artystowskim wymysłem, ale odpowiedzią na wielkie zapotrzebowanie ludności. Tytuł tęczowej stolicy Polski w końcu zobowiązuje.

Polecamy również

Chcesz wiedzieć o wszystkim, co najważniejsze w poznańskiej kulturze?
O wydarzeniach, miejscach, ludziach, zjawiskach, trendach?
Zapisz się do naszego piątkowego dynkslettera!