10 sierpnia 2025
społeczeństwo
sport

Kobieta na medal

Patrycja Wyciszkiewicz przez lata należała do elity polskich biegaczek, równolegle rozwijając karierę naukową. Dzisiaj, już z doktoratem, jest wicedyrektorką Wydziału Sportu Urzędu Miasta Poznania.
MATEUSZ KUŹNIEWSKI
Patrycja Wyciszkiewicz | foto Michał Sita

Wchodzę do gabinetu w urzędowym budynku przy ul. 3 Maja i spoglądam na stojący w rogu rower, o który natychmiast pytam. – Tak, jeżdżę do pracy rowerem. Jeszcze jesienią jeździłam tramwajem, ale zimą przerzuciłam się na rower. Przez lata przyzwyczaiłam organizm do aktywności fizycznej, więc teraz też domaga się ruchu – odpowiada z uśmiechem Patrycja Wyciszkiewicz, zastępczyni dyrektora Wydziału Sportu Urzędu Miasta Poznania. Patrycja w ubiegłym roku zakończyła bogatą sportową karierę. Dwukrotnie wystartowała na igrzyskach olimpijskich: w 2012 roku w Londynie (miała wtedy zaledwie osiemnaście lat) oraz w 2016 roku w Rio de Janeiro. Największe sukcesy odnosiła jednak nie na igrzyskach, a na innych imprezach mistrzowskich i nie indywidualnie, ale w sztafecie 4×400 metrów.

Zdobyła złoto na mistrzostwach Europy w Berlinie w 2018 roku, srebro na halowych mistrzostwach świata w Birmingham w 2018 roku i kolejne srebro, tym razem na stadionie, podczas mistrzostw świata w Dausze w 2019 roku.

Patrycja Wyciszkiewicz zakończyła karierę stosunkowo wcześnie. Na pewno wcześniej niż wszystkie koleżanki ze sztafety, bo w wieku trzydziestu lat: – Prawda jest taka, że ja tę moją karierę zaczęłam bardzo szybko, bo już jako młodziczka biegałam w kadrze narodowej. Swój pierwszy występ na imprezie międzynarodowej w drużynie seniorskiej miałam w 2011 roku. Ostatnie 3 lata były straszne, przeszłam pięć operacji i być może dlatego decyzja została podjęta przeze mnie tak szybko. Wszystko dokładnie sobie przemyślałam. Jeśli za kilka lat mam nie móc jeździć z dzieckiem na rowerze, czy spacerować po górach, a uwielbiam góry, to nadszedł odpowiedni moment, żeby to wszystko skończyć. Kontuzje sprawiły, że zawodowy sport więcej mi zabierał niż dawał – tłumaczy Wyciszkiewicz.

Justyna Święty-Ersetic, Małgorzata Hołub-Kowalik, Patrycja Wyciszkiewicz, Iga Baumgart | foto Paweł Skraba

Jej przygoda ze sportem rozpoczęła się w rodzinnym Śremie. Chodziła do Szkoły Podstawowej nr 4, gdzie nauczyciel WF-u i były lekkoatleta Zbigniew Okoniewski postanowił zgromadzić uczniów, którzy byli uzdolnieni właśnie pod kątem biegania. Patrycja znalazła się w tej grupie. – Było około dziesięciu osób, które przychodziły na te treningi. Część zajęć odbywała się w ramach lekcji, a inne już po szkole. Zdarzało nam się również biegać w weekend – wspomina. To wtedy dowiedziała się, jak ważne są w sporcie pracowitości i cierpliwość: – Zaczęły się starty w zawodach gminnych i powiatowych, w końcu również wojewódzkich i pojawiły się pierwsze medale. Zawsze przybiegałam w czołówce, ale nie wygrywałam, bo byłam słabsza fizycznie od koleżanek. Mówiąc wprost, byłam zbyt chuda, by rywalizować z nimi jak równa z równymi. Na szczęście trenerzy widzieli z boku, że mam „papiery na bieganie” i to tylko kwestia czasu, aż organizm dojrzeje.

W gimnazjum Patrycja dalej ciężko trenowała i poprawiała wyniki, dlatego na etapie liceum przyszła olimpijka przeprowadziła się już do stolicy Wielkopolski. Trafiła najpierw do Olimpii a potem do AZS.

Jak sama mówi, to był strzał w dziesiątkę. – To tam spotkałam trenera, który miał największy wpływ na rozwój mojej kariery, z nim osiągnęłam najwięcej. To on ukształtował mnie nie tylko jako zawodniczkę, ale również jako człowieka. Kiedy miałam problem, był pierwszą osobą, do której zwracałam się o pomoc – tak Patrycja wspomina współpracę Edwardem Motylem.

Patrycja Wyciszkiewicz | foto Paweł Skraba

Szkoleniowiec sam miał za sobą sportową przeszłość: specjalizował się w biegach długich, startował na mistrzostwach Europy, zdobywał też medale mistrzostw Polski. Później, już jako trener, współpracował z Małgorzatą Sobańską, Grażyną Syrek i Moniką Drybulską czyli zawodniczkami specjalizującymi się w dłuższych dystansach. Ale to z Patrycją Wyciszkiewicz biegającą na 400 metrów osiągnął najwięcej. „Aby być ponadprzeciętnym w każdej dziedzinie, trzeba ciężko pracować. Patrycja wyrosła w domu, gdzie mama sama wychowywała dwie córki. Od początku przygotowywała się do samodzielnego życia. Może na bieżni nie lubi walki na łokcie i nie przepada za halą, ale w życiu umie walczyć o swoje. Myślę, że dlatego jest zdyscyplinowaną i bardzo punktualną dziewczyną” – tak trener na łamach Głosu Wielkopolskiego tłumaczył, w czym jego zdaniem tkwi tajemnica sukcesu Wyciszkiewicz. Edward Motyl zmarł w 2023 roku.

Patrycja z ogromnym sentymentem wspomina czasy liceum, mimo że niejeden nastolatek nie byłby zadowolony z tak monotonnego stylu życia: – Szłam do szkoły, potem odrabiałam lekcje, szłam na trening, potem do spania i tak w kółko. Nie miałam czasu na bunt i inne pomysły, które mają w głowie młodzi ludzie, bo byłam po prostu zbyt zmęczona trenowaniem i realizacją obowiązków szkolnych. Pamiętam jak koledzy i koleżanki z klasy świętowali osiemnastki, a ja byłam na zgrupowaniach albo nie mogłam iść z nimi na imprezę, bo ważniejszy był trening zaplanowany na ranek następnego dnia. Ale i tak dla mnie to był bardzo fajny okres.

Patrycja Wyciszkiewicz już wtedy z powodzeniem łączyła sport z nauką. Na bieżni lekkoatletycznej biegała coraz szybciej i intensywne treningi nie odbijały się na stopniach.

Wręcz przeciwnie, świadectwa z czerwonym paskiem czy stypendia ministra edukacji były dla niej czymś zupełnie naturalnym: – Miałam ten plus, że nie musiałam bardzo długo siedzieć nad książkami. Na lekcjach byłam skupiona, starałam się uważać i robiłam notatki. Potem wystarczyło, że odrobiłam zadanie domowe, bądź przejrzałam notatki przed kolejnymi zajęciami i ta wiedza już zostawała mi w głowie.

Patrycja Wyciszkiewicz | foto Paweł Skraba

W późniejszych latach już jako dorosła kobieta, Patrycja równolegle z błyskotliwą karierą biegaczki rozwijała ścieżkę naukową, co po latach zaowocowało stopniem doktora nauk o zarządzaniu i jakości zdobytym na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Temat jej pracy doktorskiej był oczywiście związany ze sportem. Wyciszkiewicz pisała o innowacjach w tworzeniu wartości dla klienta przez organizatorów imprez biegowych. Jej promotor, profesor UEP Zygmunt Waśkowski, mówił, że na drodze do doktoratu miała sporo wzlotów i upadków, ale na szczęście tych pierwszych było więcej. – Doktorat nie ucieknie, a sport to jest chwila, kiedy człowiek jest młody, między dwudziestym a trzydziestym rokiem życia. To kluczowy moment, który trzeba było wycisnąć jak cytrynę. Muszę przyznać, że miałam dużo szczęścia, trafiałam na odpowiednich ludzi zarówno w sporcie, ale też na uniwersytecie, na którym teraz pracuję jako wykładowca akademicki – mówi była sportowczyni.

Jej sportową karierę naznaczyła przede wszystkim sztafeta 4×400 metrów. Drużyna polskich biegaczek zwana była potocznie „Aniołkami Matusińskiego” od nazwiska trenera, który pracował z niezwykle mocną grupą zawodniczek.

Nie lubię tego określenia, ale tak bardzo ono do nas przylgnęło, że trudno było z tym walczyć. Ale żadne z nas aniołki – śmieje się Patrycja, której dorobek jest niezwykle bogaty: trzy medale mistrzostw świata, dwa medale mistrzostw Europy, złoto Uniwersjady. Wszystko właśnie ze sztafetą. – Medali by nie było, gdyby nasz skład nie był równy i gdyby każda z nas nie reprezentowała sobą wysokiego poziomu. Poza Patrycją, w tym składzie prym wiodły Justyna Święty-Ersetic, Iga Baumgart-Witan, Anna Kiełbasińska i Małgorzata Hołub-Kowalik – wszystkie były znakomitymi specjalistkami w swoim fachu.

Patrycja Wyciszkiewicz | foto arch. pryw.

Niestety w największym sukcesie „Aniołków” poznańska biegaczka nie miała swojego udziału. Gdy sztafeta zdobyła w Tokio wicemistrzostwo olimpijskie, Patrycja oglądała występ koleżanek przed telewizorem, bo do Japonii nie pojechała z powodu kontuzji. Ale dziś, zamiast skarżyć się na pecha, woli wspominać inny wielki sukces naszej drużyny 4×400, czyli ten, w którym odegrała kluczową rolę. Chodzi o srebro mistrzostw świata w Dausze w 2019 roku. Podopieczne Aleksandra Matusińskiego w finałowym biegu zaprezentowały się fenomenalnie. Ustąpiły jedynie bezkonkurencyjnym Amerykankom, ale wyprzedziły sztafetę z Jamajki bijąc przy okazji nowy rekord Polski. Trener Matusiński mówił o Patrycji w rozmowie z portalem Weszło tak: – To była niesamowita zawodniczka sztafetowa. Miała świetne wyniki indywidualne, ale w drużynie pokazywała się z jeszcze lepszej strony. […] Patrycja potrafiła pobiec poniżej 50 sekund na zmianie lotnej, kiedy w sezonie normalnie biegała 53 sekundy.

Tak właśnie było w Dausze. Wyciszkiewicz przed finałem wygrała walkę o skład z Anną Kiełbasińską, a w samym biegu odwdzięczyła się trenerowi znakomitym występem.

Pobiegła na drugiej zmianie, ugruntowała Polki na drugiej pozycji, a już po wywalczeniu srebrnego medalu okazało się, że miała zdecydowanie najlepszy międzyczas ze wszystkich biało-czerwonych, właśnie poniżej 50 sekund. Dokładnie 49,07. – Przez cały sezon gdzieś tam się bujałam w drugiej trójce dziewczyn, więc do tej sztafety wcale nie byłam pewniakiem. Do tego miałam bardzo duże problemy zdrowotne, bo na trzy tygodnie przed mistrzostwami Polski złapałam zapalenie płuc i bardzo dużą anemię. Ale okazało się, że gdy organizm się zregenerował i przepracował ten trening, odpalił niesamowicie.

Patrycja po raz kolejny udowodniła, że potrafi skutecznie walczyć z przeciwnościami losu. A że aktywność fizyczna jest dla niej bardzo ważną częścią życia, po zakończeniu kariery zawodniczej postanowiła, już w nieco inny sposób, zaangażować się w pracę na rzecz sportu w naszym mieście.

Gdy rozpisano konkurs na zastępcę dyrektora Wydziału Sportu Urzędu Miasta, zgłosiła swoją kandydaturę, konkurs wygrała i w nowej roli czuje się jak ryba w wodzie. Jest odpowiedzialna głównie za sport dzieci i młodzieży:

Teraz widzę sport holistycznie. Potrafię spojrzeć z poziomu zawodnika i wiem, z czym młodzi sportowcy muszą się mierzyć nie mając na przykład szkolenia centralnego. Widzę to również z poziomu menadżera i zarządcy, znam mechanizmy finansowania. A teraz doszła mi trzecia perspektywa samorządowa i administracyjna, która też jest niezwykle ciekawa. Ktoś pomyślałby, że to praca głównie za biurkiem, ale mam swoje przyzwyczajenia i głównie po tym urzędzie chodzę. Jeżeli mam coś załatwić, wolę zrobić to osobiście niż korzystając z telefonu – śmieje się Wyciszkiewicz. W końcu ruch to zdrowie.

Polecamy również

Chcesz wiedzieć o wszystkim, co najważniejsze w poznańskiej kulturze?
O wydarzeniach, miejscach, ludziach, zjawiskach, trendach?
Zapisz się do naszego piątkowego dynkslettera!