Jacek Kowalski
Meble Kowalskich. Rzeczy i ludzie
SZTUKMISTRZ
autorski podcast Mike’a Urbaniaka
o sztuce i życiu artystycznym Poznania
Posłuchaj!
„Niektórzy dyskretnie pukali się w czoło, dawali do zrozumienia, że to nie są meble. Owszem, zabudowy jakieś, ale nie meble. No, bo to prawda: to nie są meble. To są klapki, które można skręcać i robić z nich, co się chce, a nie tradycyjne meble, te, które w tej chwili znowu są modne – i które zresztą są naprawdę piękne. Jak miło siedzi się na krzesłach przy dużym stole ustawionym na środku pokoju – to scala rodzinę. Tego wtedy nie dało się zaproponować. Była tylko możliwość przestrzennego wykorzystania bardzo małych powierzchni. Tak jak na tym zdjęciu: siedzimy sobie na fotelach; mamy wyciągnięty stół. Na noc się stół chowało, wyciągało się fotele, można się było położyć i wyspać. Barek był pod nosem – jeszcze można się było przedtem trochę upić” – tak Bogusława Kowalska wspominała prezentację pomysłu na umeblowanie mieszkania, na który wpadła wraz z mężem Czesławem. Impulsem był konkurs „Meble do małego mieszkania” ogłoszony na początku 1961 roku przez Zjednoczenie Przemysłu Meblarskiego w Poznaniu i tamtejszy oddział Związku Polskich Artystów Plastyków. Uczestnicy mieli zaprojektować sprzęty do M-4, czyli dwupokojowego lokalu przeznaczonego dla czterech osób.
Kowalscy, decydując się na wzięcie udziału w konkursie, nie mieli w głowie konkretnej idei, chociaż meble projektowali już kilka lat. W końcu Czesław wpadł na pomysł mebli kasetonowych, które mogą posłużyć do umeblowania całego mieszkania. Kasetony były rodzajem półek, które można było umieszczać na różnych wysokościach, montując je do bocznych ścianek. Były półkami otwartymi lub zamkniętymi drzwiczkami, a adaptery pozwalały montować do nich wysuwane łóżka, stoliki, barki, biurka. Fronty takiej konstrukcji w pokoju rodziców mogłyby mieć okleinę drewnianą, w kuchni – białą, a w pokoju dziecięcym – w różnych kolorach.
Kowalscy oddali swój projekt w ostatnim momencie i, ku ich zaskoczeniu, przeszli do drugiego etapu. Czekała ich zatem realizacja pomysłu i jego prezentacja podczas poznańskich Targów Krajowych „Wiosna 1962”.
Podobnie jak inni, mieli umeblować przestrzeń odpowiadającą metrażowi wzorcowego mieszkania, niestety Czesław musiał wyjechać i Bogusława została z tym zadaniem sama. Gdy patrzyła na klasycznie umeblowane przestrzenie sąsiadów, zaczęła wątpić w trafność pomysłu Czesława, jednak znalazła pomocników i ustawiła meble-nie-meble. Nagrody głównej nie przyznano, ponieważ nikt nie zmieścił się w kosztach produkcji, jednak pierwsze wyróżnienie przypadło właśnie Kowalskim. W czerwcu 1962 roku odebrali Nagrodę Rady Wzornictwa i Estetyki Produkcji Przemysłowej. Pomysł minimalnie przekroczył założony kosztorys, jednak ostatecznie fabryki miały problem, bo meble Kowalskich okazały się zbyt tanie w produkcji i nie bardzo dało się na nich zarobić.
Poznańscy projektanci całe życie pracowali wspólnie, doskonale się uzupełniając – on, radzący sobie z technicznymi wyzwaniami pragmatyk, ona – romantyczka w życiu i w pracy, zanurzona w historii. Bogusława Michalska pochodziła z Poznania i tutaj wraz z rodziną w kolejnych mieszkaniach i schronach spędziła okupację. Od dziecka lubiła rysować, a gdy swoje amatorskie próby pokazała nauczycielce, ta zdecydowała się pomóc jej w przygotowaniu do egzaminów wstępnych do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych [obecnie Uniwersytet Artystyczny].
Bogusława dostała się tam w 1951 roku. Podobnie, jak Czesław, który na studia do Poznania przyjechał z Zamościa i mieszkał na stancjach – przez jakiś czas z innym późniejszym projektantem mebli, Rajmundem Hałasem.
Jeszcze podczas studiów Bogusława i Czesław pracowali, jednak nie w dziedzinie, której uczyli się na zajęciach. Wówczas także zaczęło się od konkursu, ale tym razem na scenografię dla teatru studenckiego do sztuki Leopolda Staffa Godiwa. Para nie interesowała się co prawda teatrem, przeczytali uważnie sztukę i wiedzieli, że w scenografii zaczyna obowiązywać trend sprowadzający się do zasygnalizowania czasu i miejsca akcji w możliwie najoszczędniejszy sposób. Odchodzą natomiast przeładowane dekoracje, pełne szczegółów i hołdujące naturalizmowi. Bogusława i Czesław otrzymali nagrodę, a ich projekt został skierowany do realizacji. Elementy scenografii powycinali z białej tektury, a w pierwszym akcie można było zobaczyć jedynie czerwone gotyckie krzesło i takież okno – całość podkreśloną zielonym światłem. Czesława zaprojektowała również kostiumy odwzorowujące te z epoki. Potem był wyjazd do Warszawy na przegląd teatrów studenckich, gdzie sztuka, włącznie ze scenografią, otrzymała pierwszą nagrodę. To był rok 1956. Potem Kowalscy jeszcze kilka razy projektowali scenografię do sztuk wystawianych przez Studencki Teatr Dramatyczny.
Bogusława i Czesław podjęli również współpracę z Łucjanem Rabskim, wszechstronnym poznańskim artystą, zaangażowanym w teatr zlokalizowany w Domu Drukarza przy ulicy Kościuszki. Chociaż przedsięwzięcie ostatecznie się rozpadło, ta współpraca pozwoliła im zdobyć doświadczenie. Do Czesława zgłosił się nawet jeden z reżyserów działających w telewizji, gdzie oczywiście były potrzebne dekoracje.
Projektowanie oprawy dla sztuk przebiegało równolegle ze studiami. Gdy para w 1957 roku otrzymała dyplomy na Wydziale Architektury Wnętrz – Bogusława w pracowni prof. Jana Bogusławskiego, Czesław w pracowni prof. Jerzego Staniszkisa – nastał moment, aby poszukać „prawdziwej pracy”. Oboje udali się więc do Teatru Polskiego, a że jego dyrektor, Roman Sykała, pochodził z Zamościa, zdecydował się zatrudnić Czesława, który od początku nie tylko pomagał pracującym scenografom, ale robił także własne rzeczy: projekty scenografii i plakatów. Wciągał kolegów na statystów i wykonawców elementów dekoracji, najczęściej Jerzego Rybarczyka, z którym się wówczas przyjaźnili. Bogusława wspominała: „Razem z Czesławem projektowałam i ja, i zawsze było to nasze wspólne dzieło. Czesław bardziej techniczny, praktyczny (wybierał się przecież na architekturę w Warszawie, na Politechnikę), a ja bujałam w chmurach. Jak robiliśmy scenografię, to ja czytałam sztukę, opisywałam mu każdą postać, w co powinna być ubrana – on przy tym drzemał, nie chciał słuchać, zresztą kostiumy projektowałam sama. Wymyślał za to całą scenografię, ale stronę malarską brałam na siebie”.
Gdy w 1958 roku kierownictwo teatru objęli Irena i Tadeusz Byrscy, mieli plan, aby scenografię zamawiać nie u scenografów, ale u znanych malarzy. Jednym z nich był Piotr Potworowski, który świetnie malował, ale nie radził sobie z rzeczami technicznymi, więc Czesław został jego asystentem. Pracowali razem nie tylko przy scenografii w Poznaniu, ale także w Katowicach czy w Szczecinie, tworząc oprawę sztuk czołowych reżyserów. Czesław tworzył także własne scenografie nie tylko do Teatru Polskiego, ale też do Teatru Nowego czy Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze.
Po sukcesie mebli segmentowych Kowalscy byli zapracowani i Czesław nie brał już zleceń na robienie scenografii. Podczas prób się nudził i grywał w karty z technicznymi na zapleczu, podczas gdy Czesława spędzała czas na widowni.
Zaprzyjaźniła się z pracownikami teatru (krawcowa Nowego szyła jej kostium do ślubu, który odbył się w styczniu 1959 roku), fascynowało ją obserwowanie reżyserów i aktorów przy pracy. Teraz to ona przyjmowała zlecenia na scenografię, którą małżeństwo, swoim zwyczajem, robiło w duecie. Bogusława mogła również robić to, co najbardziej lubiła, czyli projektować kostiumy, co w czasach niedoboru surowców stanowiło pewne wyzwanie.
Wraz z Kowalskimi architekturę wnętrz studiowali inni późniejsi projektanci mebli: wspomniany już Rajmund Hałas, ale też Zenon Bączyk, Janusz Różański, Leonard Kuczma, Władysław Wróblewski, który później na poznańskiej uczelni prowadził z Kowalskim pracownię mebla. Już po studiach wszyscy oni przychodzili do mieszkania Bogusławy i Czesława przy Sienkiewicza, ustawiali stoły i razem rysowali. Dla Kowalskich projektowanie mebli nie było głównym zajęciem, bo mieli przecież scenografię, a Bogusława pracowała jeszcze w studium nauczycielskim. Meble projektowali niejako dodatkowo, gdy – jako członkowie Związku Polskich Artystów Plastyków – dostawali zlecenie od przemysłu meblarskiego. Były to również meble tradycyjne, zdarzało się wyposażenie hoteli. Wszystkie pomysły mebli przechodziły wówczas przez komisje, które decydowały, czy dany mebel nadaje się do wprowadzenia do produkcji czy też nie.
Projekty trzeba było narysować ręcznie w skali jeden do jednego. Niektórzy projektanci zlecali kreślenie, ale nie Kowalscy, bo Czesław nie miał do nikogo zaufania i po zatrudnionych kilka razy pomocnikach wszystko poprawiał.
„Muszę powiedzieć, że Czesław był lepszy w tych meblach, bo lubił konstrukcje, a mnie to nudziło. Toteż kiedy projektowałam meble do mojej pracy dyplomowej u profesora Bogusławskiego, postanowiłam pójść na skróty – wycięłam sobie fotelik z papieru i taki mi zrobili ze sklejki – wygięli sklejkę, przykręcili nóżki metalowe, i już powstało krzesło. (…) W ogóle, ileż to pracy trzeba było kiedyś włożyć w rysunek meblarski! Dla mnie to było torturą. Wybuchały nawet na tym tle awantury, bo każda linia była ważna. Czesław maltretował mnie niesamowicie, niektóre rysunki powtarzałam po parę razy” – wspominała Bogusława.
Kowalscy byli zafascynowani Bauhausem, Zachodem, w stronę którego po 1956 roku można było już zerkać, szukając inspiracji. Liczyła się dla nich funkcjonalność, co widać w wyróżnionych w Poznaniu meblach, a szum wokół nich, wywiady w telewizji i artykuły w prasie zaowocowały zleceniami.
W 1973 roku Zjednoczenie Przemysłu Meblarskiego i poznański oddział ZPAP ogłosiły kolejny duży konkurs na meble – na rynek krajowy i na eksport. W pierwszej kategorii główna nagroda przypadła ex aequo Kowalskim i Hałasowi, w drugiej – Marii Chomentowskiej i Teresie Kruszewskiej, a sam konkurs okazał się ważniejszy niż poprzedni. Zwycięski projekt Kowalskich trafił na rynek jako meblościanka „Łódź” z charakterystycznymi przeszklonymi drzwiczkami z szybkami o zaokrąglonych narożnikach. Kolejne projektowane przez nich meble otrzymywały nagrody na konkursach, wystawach meblarskich, nagradzani byli także ich producenci. Zleceń spływało tak dużo, że Czesław się z nimi nie wyrabiał, a projektował wnętrza użyteczności publicznej, siedziska do sal kinowych, hal widowiskowych. Oprócz „Łodzi” na rynek trafiły także meble „Łask” – jedne i drugie w wielu wariantach. W latach 70. XX wieku estetykę zdominowały okleiny na wysoki połysk, a w kolejnej dekadzie zauważalnie spadała jakość wykonania produkowanych masowo mebli. Meblościanki, także te projektowane przez innych plastyków, funkcjonowały w zbiorowej wyobraźni pod bardzo pojemnym hasłem „meble Kowalskich”.
Chociaż małżeństwo pracowało razem, często nawzajem kreśląc swoje projekty, to jednak mieli swoje specjalizacje.
Masowo produkowane meblościanki były domeną Czesława, zaś Bogusławę Rajmund Hałas namówił pewnego dnia, aby poszła zamiast niego na spotkanie z Izabelą Sternińską z Cepelii. To zapoczątkowało współpracę ze Spółdzielnią Rzeźba i Stolarstwo Artystyczne, dla której Kowalska projektowała przed dwie dekady meble stylowe. Zależało jej na wprowadzeniu do produkcji drewnianej galanterii, opartej na wielkopolskich wzorach. Bogusława była także w Radzie Artystycznej Cepelii, złożonej z plastyków i urzędników, dzięki czemu jeździła po kraju, poznając cepelnianą produkcję, co pomogło jej w projektowaniu i aranżowaniu wnętrz zajazdów wielkopolskich. Jako że zawsze malarstwo było jej największą pasją (nie było go w 1951 roku w programie PWSSP), brała także regularnie udział w plenerach malarskich.
Prezentacja systemu „mebli Kowalskich” była przełomowym momentem dla polskiego meblarstwa. Potencjalne możliwości zaaranżowania nimi własnego mieszkania, działały na wyobraźnię i sprawiały, że ludzie ustawiali się przed sklepami, wpisywali na listy kolejkowe, przekupywali magazynierów. Szacuje się, że w latach 1965-1973 segment Kowalskich trafił do około stu tysięcy polskich mieszkań! W tak dużej sprzedaży nie przeszkodził nawet brak zaprojektowanych kolorów frontów – fabryki narzucały to, co akurat mogły zdobyć.
Ogromna popularność kolejnych odsłon mebli Kowalskich przełożyła się na uniformizację polskich mieszkań, o czym często dowcipkowano. W jednym z odcinków serialu Zmiennicy, bohater grany przez Janusza Rewińskiego, wracając nocą pod wpływem, pomylił mieszkania.
Tutaj była chwila grozy, ale na ekranie było też rozczarowanie i cierpliwość wystawiona na próbę. W pierwszym przypadku bohaterowie Małżeństwa z rozsądku, grani przez Elżbietę Czyżewską i Daniela Olbrychskiego, tańczyli i śpiewali na tle meblościanki Kowalskich, jednak nie mogli jej kupić. W drugim przypadku, bohater grany przez Bronisława Pawlika w Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz stał w kolejce przed warszawskim sklepem meblowym „Emilia”, dorabiając sobie jako „stacz kolejkowy”. W XXI wieku meble Kowalskich trafiły do Galerii Wzornictwa Polskiego w Muzeum Narodowym w Warszawie i na wystawę do Zachęty, co potwierdziło ich ikoniczny status.
A jaki był z tego zysk dla Kowalskich? Niestety, o talonie na samochód ani zarobkach będących odzwierciedleniem popularności mebli nie było mowy. Wyróżnienie w konkursie przełożyło się natomiast na pojawienie się w ich mieszkaniu telefonu, ale tylko z powodu wygody dla fabryk, które musiały być z projektantami w kontakcie. Można by dodać do tego także sławę, ale tej na drodze stanęło nazwisko Bogusławy i Czesława. Otóż funkcjonująca w obiegu fraza „meble Kowalskich” sugerowała, że to po prostu mebel dla każdego, a nie że zaprojektowali ją genialni Kowalscy z Poznania.