Rowerowy Poznań
to społeczność miejskich rowerzystów
Na spotkanie z wiceprezesem Rowerowego Poznania wybieram się oczywiście rowerem. Z ulicy Głównej ruszam w stronę Jeżyc. Najpierw przemieszczam się Wartostradą, potem nową ścieżką wzdłuż ulicy Solnej, Kościuszki, Fredry, kawałek po Dąbrowskiego i jestem na miejscu. Większą część drogi przejeżdżam korzystając z infrastruktury dla rowerzystów, szybko i wygodnie, na pewno znacznie sprawniej niż samochodem i, co niezwykle ważne, nie muszę się martwić o miejsce parkingowe. – Takie jest założenie, tak to powinno wyglądać – przekonuje mnie Karol Raniszewski, wiceprezes Rowerowego Poznania. Zawodowo zajmuje się turystyką, działalność w stowarzyszeniu to jego hobby: – Pracujemy w różnych branżach. Działalność w stowarzyszeniu to dla nas styl życia i chęć poprawienia tego, co wokół.
Moja droga z ulicy Głównej na Jeżyce to dobry punkt wyjścia do dyskusji o tym, jak powinna wyglądać rowerowa komunikacja w mieście: – Chodzi o to, żeby było krócej w metrach i szybciej w minutach. To nie zawsze musi być tak, że mamy dużą ulicę w mieście i tam musi biec droga dla rowerów. Bardzo często lepszym rozwiązaniem puszczenie ruchu rowerowego jedną ze spokojniejszych ulic równoległych. Dobrym przykładem jest Łazarz, gdzie Głogowska nie jest przyjazna rowerzystom, ale obok mamy ulicę Jarochowskiego, która stała się dla nas trasą główną. I jest to dobre rozwiązanie, bo możemy całą drogę od Hetmańskiej do ronda Kaponiera przebyć bez ani jednej sygnalizacji świetlnej – przekonuje Raniszewski.
Główny cel stowarzyszenia jest prosty: promowanie roweru jako najlepszego i najbardziej ekologicznego środka transportu w mieście.
Rowerowy Poznań organizuje więc liczne wydarzenia, jak powitanie wiosny, Rzekę Rowerów – letni przejazd z rodzinnym piknikiem, czy słynny już Tweed Ride, na którym lepiej pojawić się w garniturze niż w popularnej wśród rowerzystów obcisłej lycrze. – To jedyny w Polsce przejazd w ubraniach stylowych, często z poprzednich epok. Chcemy tym pokazać, że rowerem nie trzeba jeździć w ubraniu sportowym, że można się ubrać stosownie do okazji, a nie tylko na drogę – mówi wiceprezes stowarzyszenia i zaprasza na kolejną edycję Tweed Ride, która odbędzie się już w najbliższą sobotę, 21 września.
Ale nie tylko o organizację nawet najbardziej wymyślnych i atrakcyjnych imprez tutaj chodzi. Stowarzyszenie jest szczególnie dumne z programu „Rower dla głuchych”, podczas którego przygotowano instruktaż poruszania się na dwóch kółkach dla osób niesłyszących. Zainteresowanie, ku zaskoczeniu samych organizatorów, było duże. Sukcesem zakończyła się też zbiórka dla uchodźców z Ukrainy. Poznaniacy i mieszkańcy okolicznych miejscowości przekazali im 170 rowerów. Do tego dochodzą liczne akcje edukacyjne w szkołach, na przykład egzamin holenderski. Raniszewski: – Najpierw jest przeprowadzany tradycyjny egzamin na kartę rowerową, a potem dzieci wyjeżdżają na spokojniejsze ulice i te wszystkie manewry wykonują już w prawdziwym ruchu.
Najważniejszym zadaniem Rowerowego Poznania jest współpraca z władzami miasta, opiniowanie planów rozbudowy infrastruktury rowerowej i służenie ekspercką poradą.
Okazuje się, że miasto chętnie wsłuchuje się w głos rowerzystów i sugestie stowarzyszenia rzeczywiście są brane pod uwagę. Przykładem jest droga rowerowa na Zwierzynieckiej, która połączyła Jeżyce z centrum czy wspomniana ścieżka wzdłuż ulicy Solnej, którą miasto chciało budować etapami. Jednak stowarzyszenie zdołało przekonać decydentów, by znaleźć dodatkowe środki i zrealizować tę inwestycję za jednym zamachem. Niedawno trasa wzdłuż Solnej została oddana do użytku i poznaniacy korzystają z niej bardzo chętnie. Oczywiście nie wszystkie sugestie społecznych ekspertów są wcielane w życie. – Przykładem jest przebudowa centrum. Dużo rozwiązań jest tam niezgodnych z tym, o czym mówiliśmy na różnych spotkaniach od wielu lat – mówi Raniszewski, ale jednocześnie dodaje: – Myślę, że na tle innych miast to jest i tak całkiem przykładna współpraca.
Miasto nie realizuje każdej sugestii Rowerowego Poznania, bo musi godzić różne interesy. Nie zmienia to faktu, że głos rowerzystów jest w Poznaniu wyraźnie słyszalny, co samo w sobie jest już sukcesem. Szczególnie, gdy przypomnimy sobie, że trzydzieści lat temu stolica Wielkopolski była rowerową pustynią. Stowarzyszenie powstało w 1993 roku, kiedy mało kto przypuszczał, że transport rowerowy w Poznaniu kiedykolwiek stanie się realną alternatywą dla samochodów: – Pomysł zrodził się na uczelni, na zajęciach z metod i technik badań socjologicznych prowadzonych przez mojego kolegę Piotra Matczaka. Było tam kilka osób, które jeździły rowerem po mieście, co wtedy nie było częste, i które uznały, że warto zbadać nastawienie poznaniaków do takiego korzystania z roweru. O dziwo okazało się, że mieszkańcy są zainteresowani takim środkiem transportu i tak to się zaczęło – opowiada Adam Kompowski, jeden z założycieli stowarzyszenia, które przez lata nosiło nazwę Sekcja Rowerzystów Miejskich.
Na pierwsze spotkanie w domu studenckim Hanka przy al. Niepodległości przyszło ponad sto osób. Do nowej organizacji przystąpili nie tylko studenci. – Przyłączył się do nas mechanik samochodowy, był też emerytowany żołnierz. Jednym z ważniejszych ludzi w grupie był Grzegorz „Patyczak” Kmita, znana osoba w Poznaniu [wokalista punkowy – przyp. red.]. Kmita stwierdził, że potrzebujemy ram formalnych i albo musimy stworzyć własną organizację, albo podłączyć się do już istniejącej. Ostatecznie przyłączyliśmy się do Poznańskiego Towarzystwa Cyklistów, które miało sekcję rowerów szosowych i górskich, więc stwierdzili, że będzie również sekcja rowerzystów miejskich. Stąd ta dziwaczna nazwa – śmieje się Kompowski.
Sekcja Rowerzystów Miejskich działała w zupełnie innych warunkach niż jej dzisiejszy odpowiednik, Rowerowy Poznań. Krótkie ścieżki rowerowe, takie jak niewielki odcinek na ulicy Dąbrowskiego pomiędzy Przybyszewskiego a Ogrodami, można było policzyć na palcach jednej ręki.
Powstanie kolejnych zajęło bardzo dużo czasu. – Jako że wszystko, co zachodnie, było modne, istniała bardzo duża presja na motoryzację i niechęć do jakichkolwiek ustępstw. To była walka o każdy centymetr kwadratowy powierzchni miasta – twierdzi Kompowski, który po studiach zawodowo zajął się dziennikarstwem i doskonale wie, że rozbudowa infrastruktury rowerowej politycznie się wtedy nie opłacała. Dlatego zarówno Wojciech Szczęsny Kaczmarek, jak i kolejny prezydent, Ryszard Grobelny, nie stawiali na budowę dróg rowerowych. Mieszkańcy Poznania również nie dostrzegali takiej potrzeby, więc nikt nie chciał im się narażać, podczas gdy Gdańsk, nieco wbrew panującej wtedy modzie, mocno inwestował w infrastrukturę rowerową.
Sekcja Rowerzystów Miejskich protestowała, organizowała pikiety, ale nigdy nie zdecydowała się na blokowanie miasta. Tak działała inna inicjatywa, która w międzyczasie powstała w Poznaniu. Poznańska Masa Krytyczna w każdy ostatni piątek miesiąca organizowała przejazd rowerzystów ulicami miasta, co generowało ogromne korki i powodowało frustrację wśród kierowców. –Środowisko było wtedy podzielone, co do metod. Naszym prezesem był prawnik, Ryszard Rakower, który zawsze mówił, że to nielegalne i nie można organizować takich blokad – podkreśla Kompowski. Rowerowy Poznań myśli podobnie i nie chce narażać się kierowcom. Zresztą jego wiceprezes, Karol Raniszewski, sam podkreśla, że często wsiada za kółko: – Najczęściej poruszamy się rowerem, ale korzystamy też z samochodu. Myślę, że dzięki temu mamy takie nieortodoksyjne spojrzenie na pewne rzeczy i udaje nam się nie wchodzić w ostre konflikty, które potem eskalują i prowadzą do powstawania przeciwnych obozów. Nie działamy przeciwko ludziom, a na rzecz mieszkańców. Chcemy, żeby sami wybrali, w jaki sposób chcą się poruszać po mieście, ale żeby wybór był realny, trzeba im dać możliwość bezpiecznego, komfortowego i szybkiego przemieszczania się rowerem. I taki jest nasz cel.
Droga do tego celu bywa kręta i czasami wymaga niepopularnych decyzji. Było nią niewątpliwie zakończenie w 2022 roku działalności Poznańskiego Roweru Miejskiego.
„Kiedy startowaliśmy, ideą przewodnią było zachęcenie mieszkańców miasta, aby przesiedli się z samochodów na rowery. Po ponad dekadzie funkcjonowania PRM możemy stwierdzić, że założenie to zostało w pełni zrealizowane i rower stał się jednym z popularniejszych środków transportu w mieście” – mówił wówczas Jan Gosiewski, dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego w Poznaniu. To paradoks, ale to właśnie zwiększenie popularności poruszania się na dwóch kółkach sprawiło, że miasto postanowiło z Poznańskiego Roweru Miejskiego zrezygnować, a Rowerowy Poznań tę decyzję poparł. Raniszewski tłumaczy: – Utrzymanie PRM pochłaniało środki porównywalne z tymi, które miasto wydawało na budowę infrastruktury rowerowej, czyli około 7,5 mln złotych rocznie. Biorąc pod uwagę spadające od kilku lat użytkowanie tych rowerów, przy stałych kosztach utrzymania, do każdego przejazdu trzeba było dopłacać coraz więcej. W tej sytuacji lepiej było przekierować te pieniądze w budżecie miasta na infrastrukturę.
Rowerowy Poznań aktywnie działa w mediach społecznościowych. Prowadzi profile na X czy Instagramie, ale najwięcej, bo aż 25 tysięcy osób, śledzi działalność stowarzyszenia na Facebooku. Ta liczba pokazuje, jak popularny wśród mieszkańców Poznania stał się rower. Dziś nasze miasto mimo pewnych braków, ma prawo czuć się w tej kwestii liderem. Raniszewski nie ma wątpliwości, że stolica Wielkopolski jest w ścisłej czołówce. – Czy rowerowe miasto to jest to, które ma najwięcej kilometrów dróg dla rowerów? Czy rowerowe miasto to takie, które ma największy udział ruchu rowerowego? My uważamy, że nie chodzi tylko o to, żeby budować kilometry, bo kilometr drogi dla rowerów, który jest zbudowany na obrzeżu miasta i dziennie przejeżdża nim powiedzmy sto osób, jest czymś innym niż droga dla rowerów, która powstaje w centrum i dziennie przejeżdża nią dwa tysiące osób – twierdzi wiceprezes Rowerowego Poznania.
Z badań przeprowadzonych przez miasto w 2019 roku wynika, że 8,4 procent podróży po Poznaniu odbywa się na rowerze. Sześć lat wcześniej było to tylko 4 procent.
Nieustanny wzrost potwierdzają również rozstawione w mieście liczniki rowerowe. Raniszewski przekonuje, że to nadal za mało, szczególnie w porównaniu z miastami na zachodzie Europy, choćby blisko polskiej granicy: – Kiedy spojrzymy na Berlin, Drezno czy Hanower, mamy tam 20 procent podróży realizowanych rowerem. Na szczęście Poznań goni Zachód. Myślenie o infrastrukturze rowerowej zmieniło się w 2015 roku. Wówczas nowe władze miasta z prezydentem Jackiem Jaśkowiakiem na czele zrozumiały, że budowa dróg rowerowych to jeden z priorytetów. Kolejne inwestycje są planowane tak, by uwzględnić ruch rowerów. Dlaczego to tak ważne? Adam Kompowski używa przykładu z lat 90., kiedy był na stypendium we Francji: – Mieszkałem wtedy w Rennes i widziałem, że tam budowali wszystko to, co miało rozwiązać problem korków, czyli między innymi kolejne obwodnice. To nie przynosiło jednak oczekiwanych efektów, aglomeracja się zatykała. Wtedy zrozumiałem, że nie tędy droga.
By zachęcić kolejnych mieszkańców do wybrania roweru musi być przede wszystkim wygodnie. Karol Raniszewski: – Celem programu rowerowego w Poznaniu było to, żeby 2025 roku 12 procent mieszkańców jeździło rowerem. Czekamy teraz na kolejne badanie ruchu i zobaczymy, czy udało się ten cel osiągnąć. Jeśli nie, nadal będziemy mieli co robić.