2025 ROK CYRYLA RATAJSKIEGO
Wydawało się, że Ratajski, adwokat i przemysłowiec, nie miał szczególnych predyspozycji do sprawowania funkcji urzędniczych, ale żył i działał tak, jakby był do tego stworzony. Dlatego kiedy niespodziewanie zmarł pierwszy po odzyskaniu niepodległości prezydent Poznania Jarogniew Drwęski i miejscy radni wybrali na ten urząd Ratajskiego, wielkiego zaskoczenia nie było. Poznaniacy zdążyli go już wcześniej poznać – był endekiem, co mieszkańcom miasta bardzo odpowiadało, prezesował różnym spółkom i fundacjom, udzielał się w wielu organizacjach i towarzystwach, był sprawnym organizatorem życia społeczno-gospodarczego. Ale radni, dokonując wyboru Ratajskiego, nie wiedzieli jeszcze, że wsiadają do pędzącego pociągu.
Ratajski w ciągu dwunastu lat prezydentury uczynił Poznań – średniej wielkości prowincjonalne miasto, które było bardziej pruskim garnizonem niż miejscem do życia – miastem europejskim nieustępującym pod wieloma względami zachodnim metropoliom. To, co zwykle jest dziełem pokoleń, w Poznaniu dokonało się w ciągu dekady.

Cyryl Ratajski, absolwent Gimnazjum św. Marii Magdaleny | foto Andrzej Zarzycki | cyryl.poznan.pl
Ratajski nie był rodowitym poznaniakiem, urodził się w Zalesiu Wielkim w rodzinie chłopskiej. Po śmierci ojca wraz z matką przyjechał do Poznania, tu skończył renomowane Gimnazjum Świętej Marii Magdaleny i wyjechał na studia do Berlina. Skończył prawo na tamtejszym uniwersytecie, pracował jako adwokat w kilku niemieckich miastach, a potem otworzył kancelarię w Raciborzu. Ożenił się z młodszą o dziesięć lat Stanisławą, córką chemika i przemysłowca Romana Maya, właściciela fabryki nawozów sztucznych w Starołęce. Po śmierci teścia wrócił do Poznania, przejął fabrykę, przeniósł do Lubonia i rozwinął tak, że stała się jednym z największych producentów nawozów sztucznych w Europie.
Kiedy w 1922 roku został prezydentem Poznania, był człowiekiem bogatym i nie interesowały go specjalnie prezydenckie profity. Wręcz przeciwnie – lista jego darowizn na rzecz miasta jest imponująca. Do dzisiaj kolejni prezydenci zakładają wspaniały, złoty łańcuch, który Ratajski zamówił co prawda dla siebie, ale pozostawił miastu w darze. Urząd prezydenta przyjął w momencie, kiedy wydawało się, że ma już wszystko, jest człowiekiem spełnionym i do szczęścia potrzebuje jedynie nowych wyzwań. Poznań takim wyzwaniem był. Obejmując prezydenturę powiedział, że nie będzie się bał podejmowania odważnych decyzji i obietnicy dotrzymał.
Do ratusza Ratajski wszedł z impetem. Pierwsze okres jego rządów to intensywny czas planowania i projektowania. Najważniejsze dla nowego prezydenta i jego ekipy było usunięcie pozostałości pruskich fortyfikacji, poszerzenie granic miasta przez włączenie sąsiadujących z nim gmin i rozbudowa Targów Poznańskich.
Dzięki tym ostatnim przejdzie do historii. W drugiej połowie lat 20. i na początku lat 30. XX wieku Ratajski uczynił z Poznania wielki plac budowy. Powstawały mieszkania komunalne, przytułki dla bezdomnych, sierocińce, ośrodki zdrowia i publiczne łaźnie, bo komfort posiadania własnej łazienki nie był wówczas powszechny. Organizm miejski ma jednak to do siebie, że jest materią żywą i wydarzenia niespodziewane są wpisane w jego byt. Tak było w 1924 roku, kiedy Poznań nawiedziła wielka powódź, która zniszczyła most Tumski na Warcie (dzisiaj most Chrobrego). Żeby utrzymać ruch na ważnym szlaku komunikacyjnym na wschód i północ kraju, most trzeba było w błyskawicznym tempie odbudować. Takich wyzwań było mnóstwo i wszystkie ważne.

Cyryl Ratajski w złotym łańcuchu prezydenta miasta Poznania | foto Archiwum Kroniki Miasta Poznania | cyryl.poznan.pl
Wtedy o Ratajskiego upomniał się rząd Władysława Grabskiego, którego uwadze zapewne nie umknął rozmach, z jakim prezydent Poznania wziął się do roboty. Grabski powołał Ratajskiego na stanowisko ministra spraw wewnętrznych. Prezydent-wizjoner, ale po poznańsku pragmatyczny, poprosił o bezpłatny urlop, żeby zapewnić sobie miękki powrót, gdyby misja rządowa się nie powiodła. I tak się rzeczywiście stało, bo Ratajski nie czuł się dobrze w Warszawie, gdzie toczyła się nieustanna walka frakcji i osób, męczyły go przepychanki na górze. Szybko doszedł do wniosku, że tego stanowiska nie udźwignie, tym bardziej, że zarzucono mu nieudolność, niezręczność, a nawet naiwność. Po zaledwie kilku miesiącach podał się do dymisji, by z ulgą, w maju 1925 roku, wrócić do Poznania i zabrać się za realizację projektów, które rozpoczął przed przyjęciem ministerialnej teki.
Przyjechał do miasta w idealnym momencie, właśnie zakończono budowę zmytego przez powódź mostu. Ratajski zaprosił na jego uroczyste otwarcie prezydenta Rzeczpospolitej Stanisława Wojciechowskiego i razem przecięli wstęgę.
Była to pierwsza duża inwestycja, która powstała za prezydentury Ratajskiego, który wrócił do miasta dwukrotnie większego niż to, które opuszczał, ponieważ w czasie jego nieobecności ze stolicy przyszła zgoda na inkorporację siedmiu podmiejskich gmin, między innymi Dębca, Starołęki, Rataj i Winiar. Zresztą plan Ratajskiego był znacznie szerszy, wnioskował o przyłączenie do Poznania aż siedemnastu gmin, ale dziesięć oparło się tym zakusom, czego pewnie szybko pożałowały, kiedy do nowych dzielnic doprowadzono wodę, kanalizację, linie tramwajowe i wybrukowano ulice.

Gabinet prezydenta Poznania Cyryla Ratajskiego w Sali Królewskiej ratusza | foto R.S. Ulatowski | Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków w Poznaniu | cyryl.poznan.pl
Część inkorporowanych gmin nadal dzieliły od miasta pozostałości fortyfikacji, postanowiono je więc rozebrać, a teren zniwelować. Stare fortyfikacje miały swoje walory, choć nieoczywiste – przesłaniały nieużytki na peryferiach miasta, na których poznaniacy bez zbędnych ceregieli latami składowali śmieci. W tych czasach w Poznaniu nikt śmieci w zorganizowany sposób nie wywoził, przynajmniej na większą skalę. Nie wiadomo, czy Ratajskiemu bardziej przeszkadzał smród, szczury czy nieciekawy krajobraz podmiejskich wysypisk, ale postanowił się z problemem rozprawić. Spalarnia śmieci na Wilczaku była kolejną dużą inwestycją podjętą przez magistrat z Ratajskim na czele. Jedna z najnowocześniejszych spalarni w Europie była jednak zaledwie końcowym ogniwem procesu utylizacji poznańskich śmieci. Odpady komunalne najpierw wrzucano do ocynkowanych, wymiennych pojemników (absolutna nowość w całym kraju!), potem kubły ładowano na specjalne samochody i wywożono do kilku miejskich śmieciarni, skąd trafiały do spalarni.
Z produktów ubocznych spalania produkowano energię oraz żużel i kruszywo dla budownictwa. Prezydenta rozpierała duma, a poznaniacy pozbyli się smrodu i plagi szczurów.
Ratajskiego jeszcze nie było w ratuszu, kiedy stara elektrownia miejska na Grobli zgłosiła, że jej czas się kończy. Z decyzją o budowie nowego zakładu zwlekano kilka lat, dopiero w 1926 roku magistrat wyznaczył teren pod budowę elektrowni na miejscu dawnego fortu Czecha na wyspie Tumskiej. Projekt wykonał znany poznański architekt Stefan Cybichowski i obiekt oddano do użytku w listopadzie 1929 roku. Potężny modernistyczny gmach szybko stał się symbolem nowoczesnego Poznania i „świątynią pracy”, która powstała na miejscu dawnej pruskiej warowni, co miało dodatkowo wymiar symboliczny.

Karykatura absolwenta gimnazjum i prezydenta Poznania Cyryla Ratajskiego w Jednodniówce z okazji zjazdu b. uczniów Gimnazjum św. Marii Magdaleny z 1939 roku | foto Biblioteka Raczyńskich | cyryl.poznan.pl
Elektrownia prawdopodobnie przesyłałaby prąd do poznańskich mieszkań znacznie wcześniej, ale prace spowalniały przygotowania do wydarzenia, które miało zmienić Poznań, więc absorbowało niemal wszystkie siły i środki. Zbliżało się dziesięciolecie odzyskania przez Polskę niepodległości i Ratajski, który doskonale potrafił rozgrywać symboliczne daty, rozmyślał, jak by tę rocznicę dla Poznania wykorzystać. Dlatego postanowił zorganizować wystawę, która miała pokazać światu dokonania gospodarcze i kulturalne owych dziesięciu lat polskich rządów, udowadniając, że szerzona w kręgach niemieckich teoria o „sezonowym państwie polskim” to bzdura.
Tak rodziła się PeWuKa, Powszechna Wystawa Krajowa. Prawdopodobnie nawet Ratajski, niepoprawny optymista, nie przewidział, że odwiedzą ją miliony gości.
Marzenie prezydenta o wielkiej ogólnokrajowej wystawie miało solidne podstawy. Były nimi Targi Poznańskie. Kiedy w 1922 roku Ratajski pojawił się w ratuszu, były niewiele znaczącą imprezą wystawienniczą, więc się uparł, że je rozbuduje i to zrobił. Wystarał się o pożyczkę w Ministerstwie Przemysłu i Handlu, zbudował hale wystawiennicze i sprawił, że już w 1925 roku targi stały się imprezą międzynarodową, a ich ranga rosła. Dzięki rozwiniętej infrastrukturze i umiejętnym działaniom marketingowym udało się Ratajskiemu PeWuKę dla Poznania wygrać.
Przygotowania do niej trwały kilka lat. Na olbrzymim, podzielonym na sektory terenie zbudowano kilkadziesiąt pawilonów. Niektóre, o zachwycającej sylwetce, przeszły do historii architektury jako ikony polskiego modernizmu. Wzniesiono także kilka wielkich gmachów służących celom wystawienniczym (dzisiaj Collegium Anatomicum, Collegium Chemicum i Szkoła Handlowa przy Śniadeckich), największy w kraju Hotel Polonia (dzisiaj szpital), a nawet wesołe miasteczko z fantastyczną kolejką górską.
Nikt nie wierzył, że PeWuKę uda się otworzyć na czas. Nikt z wyjątkiem Ratajskiego. Podobno w tej sprawie był absolutnym despotą, niektórzy wręcz twierdzili, że słynny pruski dryl został doskonale prześcignięty.
Dzień przed otwarciem teren wystawy przypominał plac budowy. Ale że był to poznański plac budowy, następnego dnia, 16 maja 1929 roku, wystawę otwarto – wstęgę przeciął prezydent RP Ignacy Mościcki. Tereny wystawowe zwiedziło 4,5 miliona gości z całego świata, prawie tysiąc dziennikarzy i dziesiątki zagranicznych delegacji rządowych. Ratajski tryumfował. A potem przyszedł wielki kryzys finansowy, miasto nie mogło spłacić zaciągniętych kredytów i na prezydenta posypały się gromy. Wiele lat musiało minąć, żeby mu ten dług wybaczono.

Prezydent Cyryl Ratajski w czasie pracy w swoim gabinecie w ratuszu | foto Archiwum Kroniki Miasta Poznania | cyryl.poznan.pl
Geniusz Cyryla Ratajskiego polegał na tym, że wielkie inwestycje nie przysłoniły mu dbałości o kulturę, którą niektórzy uważają za potrzebę niższego rzędu. On wiedział, że tak nie jest i że kultura buduje miasto w nie mniejszym stopniu niż infrastruktura. Entuzjastycznie zareagował więc na pomysł stworzenia Kroniki Miasta Poznania, bardzo pomógł przy uruchomieniu Radja Poznańskiego i został jego kuratorem, dotował z własnych pieniędzy Bibliotekę Raczyńskich i był inicjatorem sprowadzenia spuścizny po Janie Kasprowiczu, której nie chciał Lwów oraz odtworzenia w Muzeum Miejskim zakopiańskiej pracowni poety. Nawiązywał kontakty z miastami europejskimi i celował wysoko. Nie interesowały go ośrodki małe, a nawet średnie, postawił na Chicago i Paryż. Był frankofilem, kochał francuską kulturę, język, sztukę, a być może i kuchnię.
Zaprosił do Poznania paryskich radnych, oprowadził po mieście, zorganizował egzotyczny bankiet w palmiarni i bal w Bazarze. Paryżanie wracali do Poznania kilkukrotnie, za każdym razem witani z honorami i goszczeni na bogato. Ratajski uważał, że na celach reprezentacyjnych prezydent nie może oszczędzać.
O ile wizyta Francuzów była traktowana w Poznaniu jako zaszczyt, o tyle zaproszenie ostatniego niemieckiego burmistrza Poznania Ernsta Wilmsa wywołała wśród mieszkańców miasta wściekłość. Wilms mieszkał z rodziną w Poznaniu wiele lat, tu zmarł jego syn, którego pochowano na miejscowym cmentarzu. Były burmistrz napisał do Cyryla Ratajskiego list, że chce odwiedzić z żoną grób syna. Ratajski miał problem – z jednej strony urzędnik znienawidzonego pruskiego zaborcy miał ponownie pojawić się w mieście, a z drugiej trudno odmówić rodzicom odwiedzin na grobie dziecka. Wybrnął z kłopotu po mistrzowsku – zaprosił Wilmsa z żoną do Poznania, ugościł, a potem pokazał, jak wspaniale miasto rozwinęło się pod polskimi rządami.

Wizyta wiceprezydenta i radnych Paryża w Poznaniu; trzeci od lewej prezydent Poznania Cyryl Ratajski, czwarty od lewej wiceprezydent Paryża Quentin, pierwszy z prawej prezes Rady Miejskiej m. Poznania Romuald Paczkowski | foto Narodowe Archiwum Cyfrowe | cyryl.poznan.pl
W 1934 roku kończyła się kadencja Ratajskiego. Wybory odbyły się rok wcześniej i najliczniejsi w Radzie Miasta endecy ponownie go wybrali, ale musiał to zatwierdzić minister spraw wewnętrznych. Sanacyjny rząd za Ratajskim nie przepadał z racji jego sympatii politycznych, trudno się zatem dziwić, że minister nie przyjął kandydatury Ratajskiego i powołał na prezydenta miasta pułkownika Erwina Więckowskiego, zastępcę szefa poznańskiego okręgu wojskowego. Poznaniaków ten wybór oburzył, radni zaciekle bronili swojej decyzji, ale uzyskali tyle, że radę rozwiązano.
Cyryl Ratajski wrócił do swojej willi w Puszczykówku, próbował ratować firmę sponiewieraną światowym kryzysem, nadal udzielając się w organizacjach społecznych i gospodarczych.
W 1937 roku został liderem powstałego rok wcześniej Stronnictwa Pracy, co było naturalną konsekwencją jego wcześniejszej przynależności do Frontu Morges, antysanacyjnego ugrupowania utworzonego między innymi przez Ignacego Paderewskiego i Władysława Sikorskiego. Po wybuchu drugiej wojny światowej, na prośbę poznańskich radnych, ponownie na kilka dni objął urząd prezydenta miasta, kiedy Tadeusz Ruge, kolejny komisaryczny prezydent, uciekł razem ze swoimi współpracownikami.

foto Wikimedia Commons
Ratajski wrócił, żeby zapobiec narastającej panice i chaosowi. Po wkroczeniu Niemców do Poznania, mimo grożących mu konsekwencji, oddał władzę naczelnikowi administracji cywilnej, a wkrótce namiestnikowi Kraju Warty Arthurowi Greiserowi na swoich warunkach. Wkrótce go aresztowano i przez obóz na Głównej wywieziono wraz z rodziną do Generalnej Guberni. W grudniu 1940 roku generał Władysław Sikorski mianował go delegatem emigracyjnego rządu na kraj. Zadaniem Ratajskiego była organizacja cywilnych struktur podziemnego Państwa Polskiego.
Wykonał olbrzymią pracę, ale podobno na konspiratora się nie nadawał. Wiosną 1941 roku podał się do dymisji, był już wtedy poważnie chory, zmarł w Warszawie w 1942 roku.
Po drugiej wojnie światowej pamięć o Cyrylu Ratajskim na długie lata zaginęła. Do władzy doszli komuniści, dla których przedstawiciel przedwojennego establishmentu sprawujący ważne funkcje w administracji państwowej i lokalnej II RP był postacią niewygodną. Na powrót do zbiorowej pamięci legendarny prezydent Poznania musiał więc czekać do zmiany ustrojowej. Dzisiaj ma w Poznaniu plac swego imienia, pomnik i dozgonną wdzięczność poznaniaków.