15 kwietnia 2025
lajfstajl
moda

Perły na wieszakach

Właściciele NooNah nie trzymają w tajemnicy adresów, pod którymi polują na ubrania i dodatki, a mimo to nie narzekają na brak zdobyczy. Ich klientki też muszą mieć dobry refleks!
tekst KATARZYNA JASIOŁEK
Przemek Helwich i Łukasz Łosiewicz, właściciele NooNah | foto Michał Sita

NooNah Vintage & 2Hand
ul. Wielka 18
poniedziałek – piątek 11.00-18.00
sobota 11.00-15.00
w niedzielę nieczynne

 

Dom mody Telimena. Co nosiły Polki
Nowa książka Katarzyny Jasiołek!
Wydawnictwo Marginesy

Łukasz Łosiewicz i Przemek Helwich prowadzą butik NooNah od piętnastu lat. Wcześniej pracowali dla marek odzieżowych, zdobywając wiedzę o kolekcjach, tkaninach, odszyciach, fasonach, zamówieniach, konfekcjonowaniu, trendach i sprzedaży. – Dajemy kolejne życie ubraniom. Ludzie oczekują dziś od stroju komfortu, funkcjonalności i błyskawicznego efektu „wow!”. My pokazujemy, że to, co eleganckie nie musi być niewygodne. Dobrze skrojone ubranie, uszyte ze szlachetnych tkanin, bywa wygodniejsze niż dres – mówi Łukasz. W tym duecie to on pierwszy powiedział głośno, że chciałby mieć butik vintage. Musiał poczekać trzy lata, aż jego słowa się zmaterializują, a zadecydował przypadek. I całkiem spory zapas ubrań z przeszłością. Latem 2010 roku Łukasz miał przerwę w pracy, nowej nie szukał, bo planował wakacje. Tuż przed wyjazdem zobaczył, że na jego ulicy zwolnił się lokal usługowy. Następnego dnia podpisywali już z Przemkiem umowę, a po powrocie z wakacji założyli firmę. Butik otworzyli 8 sierpnia, w niedzielę. A nazwa? Pochodzi od imienia psa Łukasza, na którego jego mama wołała „niunia”. NooNah to zangielszczona wymowa tego pieszczotliwego określenia.

Skąd bierze się towar, gdy otwiera się butik z dnia na dzień? – Podróżowałem służbowo i w różnych miejscach kupowałem w second handach ubrania dla siebie, kuzynek, koleżanek. Gdy one miały ich już tak dużo, że nie chciały kolejnych, zacząłem je gromadzić. Zbiór okazał się na tyle poważny, że starczył na pierwsze trzy tygodnie działalności butiku – wspomina Łukasz. W poniedziałki otwierał później, żeby móc rano wyskoczyć po nowy towar. W weekendy jego źródłem była giełda antyków przy Starej Rzeźni. – Zacząłem tam bywać, gdy gruntownie wysprzątałem nasze mieszkanie i zacząłem sprzedawać niepotrzebne rzeczy. Trochę uzależniłem się od Starej Rzeźni, gdzie wówczas serwisy z Chodzieży można było kupić po 10 zł. Narzuciłem sobie zasadę, że kupuję tylko rzeczy kompletne i w idealnym stanie, w przeciwnym razie w takim miejscu można popłynąć – śmieje się. Skarby z giełdy staroci trafiały zarówno do domu, jak i do butiku.

Przemek Helwich i Łukasz Łosiewicz, właściciele NooNah | foto Michał Sita

W piątym tygodniu działalności NooNah przypadkiem odkryła dziennikarka Elle i tak butik przy Garbarach trafił na listę poznańskich atrakcji, obok takich wydarzeń jak Festiwal Malta czy Art&Fashion Forum. To był dobry początek.

Po kilku latach przyszedł moment na otwarcie concept store’u przy ulicy Wielkiej 11. Początkowo Łukasz i Przemek dzielili ten lokal ze znajomą, sprzedającą przedmioty do wystroju wnętrz. Łukasz stworzył własną kolekcję ubrań NooNah Collection, były też perełki duńskich marek z outletu. To był pomysł na pół roku, ale przetrwał dłużej. I tak w 2017 roku z Garbar na Wielką 21 przeniósł się także butik vintage. Łukasz i Przemek mieszkali na tej ulicy, więc do pracy mieli wyjątkowo blisko. A potem przyszła pandemia, która okazała się trudnym okresem dla stacjonarnych biznesów. W 2020 roku jeden ze sklepów został więc zamknięty – wyschło źródełko duńskiej mody, autorskiej kolekcji nie miał kto szyć, bo krawiec wyjechał z Polski, a szwalnie zbankrutowały. Został jeden butik vintage w lokalu przy Wielkiej 18, za to spory, bo ponad stumetrowy.

„Do tego miejsca chce się wracać! Dawno nie czułam się tak zaopiekowania podczas zakupów, Panowie genialnie doradzają i trafiają w gust. Niesamowita atmosfera, profesjonalna obsługa” – pisze na Facebooku jedna z klientek.

I jeszcze: „Przychodzę rzadko, a zawsze witacie mnie serdecznie i po imieniu, pamiętacie jakie kroje lubię i które kolory. Macie ogromną wiedzę modową i stylizacyjną. Codziennie o Was myślę, bo codziennie mam na sobie minimum jedną rzecz od Was. Czasem to cały strój, a czasem apaszka, pasek (…) Jesteście fenomenalnie uzupełniającym się duetem, prostota Waszych stylizacji dodaje odwagi, a Wy dajecie ogromną radość ubierania się ładnie. DZIĘKUJĘ.”

Jak pracuje się na takie opinie? NooNah od początku miała być inna niż dotychczas działające sklepy vintage, które sprzedają ubrania kupione w pakietach, już wyselekcjonowane. – Nie kręci nas to. Chcieliśmy, żeby nasze rzeczy były najlepszej jakości, wybrane przez nas, w stanie, jakby nikt wcześniej ich nie nosił. Zależało nam, żeby to był butik – mówi Łukasz. – Dlatego sprzedajemy ubrania czyste, wyprasowane. Jeśli mają widoczne skazy albo ich naprawa jest nieopłacalna, a jednak uznamy, że warto je mieć w sprzedaży, wyraźnie to zaznaczamy i takich ubrań jest dosłownie kilkanaście. W przypadku pozostałych, naprawiamy, nie dokładamy klientkom pracy – dodaje.

Jak wygląda droga na wieszak czy półkę w NooNah? Łukasz i Przemek śmieją się, że wszystko pochodzi z legalnego źródła. Regularnie odwiedzają second handy i giełdy staroci – w Poznaniu, w regionie oraz w każdym miejscu, do jakiego trafią.

Wielbiciele ubrań i przedmiotów z drugiej ręki dobrze wiedzą, że trudno nie zajrzeć do antykwariatu czy sklepu z używaną odzieżą podczas wakacyjnej czy służbowej podróży. A nuż to właśnie tam czeka skarb, który uzupełni kolekcję czy stylizację. – Jesteśmy starymi lumpiarzami z torbami Ikei. Na zakupy do second handów chodzimy często w dniu dostawy, ale nigdy w pierwszych godzinach, gdy jest tam tłum. Bardzo często kupujemy rzeczy, na które wiele innych osób nie zwróciło uwagi. Patrzymy na fason, kolor, markę, tkaninę – mówi Przemek. Jeśli chodzi o marki, to bardziej te sprzed dwudziestu lat niż współczesne, co pokazuje jak spada jakość wyrobów, nie tylko w przypadku popularnych sieciówek. – Nigdy nie prowadziliśmy komisu, bo chcieliśmy mieć pełną kontrolę nad tym, co i jakiej jakości oferujemy. Ludzie mają emocjonalny stosunek do swoich ubrań i często w ich oczach mają one większą wartość niż w rzeczywistości, bo kojarzą się z konkretnymi wydarzeniami czy osobami. Chcieliśmy uniknąć sytuacji, w której odmawiamy komuś przyjęcia ubrań do sprzedaży – tłumaczy Łukasz.

NooNah | foto Michał Sita

Gdy rzeczy są już kupione, muszą trafić do prania. Większość z nich Łukasz pierze w pralce bądź ręcznie, a niewielką część oddaje do pralni. Wskazówki odnośnie sposobu prania na metce czasem wprowadzają w błąd – albo są zbyt restrykcyjne (żeby podnieść prestiż marki), albo mogą sprawić, że to będzie pierwsze i ostatnie czyszczenie danej odzieży. Łukasz stara się nie używać agresywnej chemii, jednak uważa, że w przypadku uporczywych plam, ekologiczne środki to pomyłka, zwłaszcza bez namaczania i zapierania. Pranie, które trzeba powtarzać jest marnotrawstwem.

Łukasz wciągnął się w doprowadzanie towaru do idealnego stanu – lubi czyszczenie biżuterii, butów, torebek, kapeluszy, rękawiczek. Ogląda w internecie filmiki o renowacji, gromadzi specjalistyczne środki. Doradza w tym względzie także klientkom. Dostają rzeczy gotowe do założenia, a Łukasz namawia je jedynie do samodzielnego przyszywania lub przeszywania guzików, która to czynność daje, jego zdaniem, poczucie sprawczości. Sam para się ściegiem ręcznym. Wystrój butiku to także jego zasługa.

Marzyłem o miejscu z pięknymi witrynami i wnętrzem, gdzie styl wygrywa ze ślepą pogonią za trendami – mówi Łukasz.

Przy stylizowaniu manekinów stara się nie używać szpilek, bo nie chodzi o to, żeby zaprezentować towar jako lepszy niż jest. Nawet w czasach, gdy przemysł odzieżowy to parada filtrów. Przemka nadal bardzo kręcą łowy, bezbłędne konstrukcje, piękne odszycia. Dostarcza więc towar do codziennych prań, a oprócz tego odpowiada za stylizacje, zdjęcia, opisy, bo NooNah sprzedaje też w sieci. Stałe klientki nie mogą liczyć na to, że będą miały przywileje w wyścigu po ciuszek w jednym egzemplarzu, wszystkie w tym wyścigu mają równe szanse.

Co ja miałem w głowie, że zrobiłem butik vintage w czasach, gdy ludzie bali się wchodzić do second handów, bo to był obciach? Zresztą niektórzy do dzisiaj się boją. Ale nie dla strachliwych klientek jest NooNah! – śmieje się Łukasz. Kiedyś same buszowały pomiędzy wieszakami i wyławiały perełki, a teraz w natłoku spraw wolą, aby robił to za nie ktoś inny. Przychodzą na Wielką z listą marzeń, na której znajdują się rzeczy do pracy, na przyjęcie, na drinka z koleżankami, na urlop. – Co to właściwie jest styl? Masz taki styl, jaki vibe w danym momencie, dlatego jednego dnia ktoś ma ochotę ubrać się w oversize, a następnego w coś obcisłego – mówi Łukasz.

A gdy jakaś rzecz nam się znudzi, musimy tylko zadbać o to, by znaleźć jej nowy dom. Do tego namawiają Przemek i Łukasz, dla których ważna jest nie tylko moda, ale także ekologia i życie zgodnie z zasadami less waste. U nich nie ma wizytówek, torebek firmowych z logo, paczki wysyłają w pudełkach z odzysku, bez folii bąbelkowej wewnątrz. Nie zawsze są ładne, ale zawsze doskonale chronią zawartość. Zawartość wysokiej jakości i oryginalną, bo jest mało prawdopodobne, by ubierając się z NooNah, spotkać na ulicy kogoś ubranego tak samo.

Polecamy również

Chcesz wiedzieć o wszystkim, co najważniejsze w poznańskiej kulturze?
O wydarzeniach, miejscach, ludziach, zjawiskach, trendach?
Zapisz się do naszego piątkowego dynkslettera!