O Izabeli Drwęskiej można opowiedzieć na wiele sposobów. Była piekielnie inteligentna i walczyła o możliwość uczenia się i studiowania w czasach, gdy ziemiankom wystarczało dobrze wyjść za mąż. Była jedną z organizatorek sieci kuchni polowych w czasie powstawania wielkopolskiego, dzięki czemu walczący mogli robić swoje, a nie martwić się o jedzenie i wodę. Współtworzyła struktury Polskiego Czerwonego Krzyża. Namawiała kobiety do większej aktywności publicznej, przede wszystkim do chodzenia na wybory. Ale była też żoną Jarogniewa Drwęskiego, pierwszego prezydenta Poznania po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku. Umiała być prezydentową i czuła się w tej roli jak ryba w wodzie.
Izabela od początku swojego życia wiedziała jedno – musi zrobić wszystko, by być panią własnego życia, a nie salonową lalką zależną najpierw od ojca, a potem od męża. Już jako młoda dziewczyna doskonale wiedziała, że tę niezależność może dać tylko edukacja, choć nie była to popularna świadomość w ziemiańskich kręgach. Dziewczynki były przecież wychowywane do tego, by być dobrymi matkami i żonami, ozdobami męża. Ale Izabela miała sporo szczęścia, w majątku rodzinnym w Rzeszynku nad Gopłem była na stałe nauczycielka. Rodzice, Ferdynand Amrogowicz i Anna z Grossmannów, dbali o rozwój intelektualny swoich siedmiu pociech.
Szybko jednak okazało się, że Izabeli podstawy nie wystarczą. Najpierw więc chodziła do szkoły przy klasztorze w Tarnowie, potem przeniosła się wraz z siostrą Helą do sióstr urszulanek do Krakowa, gdzie, myśląc o dalszej nauce, podeszła w 1905 roku do egzaminu maturalnego.
Była jedną z trzech dopuszczonych do niego dziewcząt. Maraton maturalny trwał sześć dni, od dziewiątej rano do piętnastej i obejmował również religię. „Strach był wielki, bo kobiet nie lubiono” – zapisała w pamiętniku. Mimo to zdały wszystkie. Izabela była z tego niebywale dumna, a świadectwo przechowywała z wielką pieczołowitością. Kilka miesięcy później pojechała studiować na katolickim uniwersytecie we Fryburgu, który już wtedy przyjmował kobiety, ale zrezygnowała z nauki po pierwszych semestrach.
Gdy po śmierci ojca dom rodzinny w Rzeszynku przejął brat Izabeli, przeniosła się wraz z matką i siostrami do Poznania i zamieszkały przy Świętym Marcinie. Nie wiadomo, gdzie przyszła prezydentowa spotkała Jarogniewa Drwęskiego, milczą o tym pamiętniki i rodzinne przekazy. Jedno jest pewne: Izabela była zdolna, inteligentna i niezwykle atrakcyjna. Miała wielu adoratorów, jednak rękę oddała młodemu prawnikowi. Pobrali się w 1907 roku. Jarogniew zdawał sobie sprawę z tego, że jego młodej żonie nie wystarczy rola „przy mężu”. Czasy jednak nie sprzyjały ambitnym i inteligentnym kobietom. Żeby nie wywoływać niepotrzebnych plotek, ale czuć się potrzebną i sprawczą, Izabela zaangażowała się w pomoc mężowi – robiła korekty artykułów, umawiała wizyty, pomagała w kancelarii.
„Babka była osobą nieprzeciętnie inteligentną. Do końca życia, mimo ciężkiej choroby, była niezwykle oczytana. Chodziła do kina, była na bieżąco z nowościami, słuchała radia. Przy niej czułam się jak niewykształcona plazma, wpędzała mnie w okropne kompleksy” – wspominała po latach Ewa Drwęska.
Listopad 1918 roku był w Poznaniu na pewno mroźny i śnieżny. Pogoda nie ułatwiała pracy kilkudziesięciu kobietom, które dwoiły się i troiły, by pomóc żołnierzom wracającym z frontu pierwszej wojny światowej. Wielu z nich było rannych, wszyscy – głodni. Co z nimi zrobić? Jak zaplanować ich dalszą drogę do domu? Gdzie ich opatrywać? Dokąd wzywać lekarzy? Izabela Drwęska była w swoim żywiole, mogła organizować, planować i działać. W barakach naprzeciwko dworca kolejowego, pod auspicjami utworzonego właśnie w Poznaniu oddziału Czerwonego Krzyża, żołnierze mieli gdzie odpocząć i nabrać sił przed dalszą drogą do domów. Przybywało ich jednak coraz więcej, dlatego Izabela organizowała kolejne punkty i kuchnie wydające posiłki. Kobiety zajmujące się aprowizacją robiły co mogły, by zdobyć to, co najbardziej potrzebne. Podczas Bożego Narodzenia przeszły same siebie, serwując „barszcz w autentycznych buraków, a nie znienawidzonego suszu”. Na stołach były białe obrusy, a obok postawiono świerk, więc ze wzruszenia „wielu wchodzącym ugrzęzły w gardle słowa powitania”.
Wkrótce wybuchło powstanie wielkopolskie, więc powstawały coraz liczniejsze kuchnie, do których produkty przywozili sklepikarze, rzemieślnicy, piekarze i rzeźnicy. Izabela wspominała w pamiętniku: „Żywność dostarczało społeczeństwo poznańskie, mimo ogołocenia z zapasów na skutek ograniczeń wojennych. Kartofli dostarczała wieś. Mogłyśmy wydać zupę i chleb. Taki był początek”. W sprawozdaniu z działalności poznańskiego oddziału Czerwonego Krzyża, podpisanego przez przewodniczącą Jarogniewową Drwęską czytamy: „Rewolucja 27 grudnia zastała Czerwony Krzyż o tyle zorganizowanym, że przez szereg pierwszych dni, odżywiano kuchniami polowemi (zanim polska prowiantura zaczęła funkcjonować) całe wojsko w Poznaniu i fortach. Kuchnie w gmachu prezydium policji, w Zamku, w Bazarze, kuchnia na Jeżycach i na dworcu funkcjonowały ku zadowoleniu władzy wojskowej tak długo, aż władze te nie przejęły odżywiania wojska w swe ręce”. Kobiety pracujące w zaopatrzeniu zdawały sobie sprawę, że bez ich zaangażowania powstańcy długo nie wytrzymają, trudno walczyć nie mając co jeść i pić.
Dlatego dostarczały jedzenia często pod ostrzałem, narażając własne zdrowie i życie nie mniej, niż walczący z bronią w ręku. „Jeździły z fasonem na armacie z gulaszem” – powie później o swoich współpracownicach z dumą Drwęska.
W styczniu 1919 r. powstało „Ognisko dla żołnierza polskiego”, gospoda i czytelnia. Ognisko zaopatrywało koszary i lazarety w emblematy narodowe, dostarczało wojsku śpiewniki, modlitewniki, podręczniki naukowe, zeszyty i ołówki. Jak wielka to była organizacja mówią liczby. Sekcja gospody żołnierskiej wydała od 1 lipca 1919 do 1 kwietnia 1920 ogółem sto tysięcy porcji. Sekcja oświatowa założyła przy gospodzie wypożyczalnię książek, obejmującą blisko pięćset tomów. Kilkanaście zestawów książek wysłano na front. Rozdano wojsku dziewięć tysięcy śpiewników, na front białoruski wysłano ponad trzydzieści sześć tysięcy gazet codziennych i tygodników. Z kolei sekcja opieki nad wdowami wojennymi zajmowała się wspomaganiem potrzebujących kobiet w nagłych wypadkach i pomagała uzyskać stałe zapomogi (na gwiazdkę udzielono tu zapomogi tysiącu pięciuset wdowom po żołnierzach poległych w pierwszej wojnie światowej).
W Polskim Czerwonym Krzyżu Drwęska organizowała koncerty, zbiórki pieniędzy, kiermasze, kwesty i zabawy. Ile wymagało to pracy, umiejętności i logistyki, trudno sobie nawet wyobrazić. Angażowała się całą sobą, od rana do nocy, co doprowadziło do tragedii. Latem 1920 r. Izabela miała wypadek samochodowy. Poganiany przez nią szofer stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w ogrodzenie poznańskiego zamku, przy skrzyżowaniu Świętego Marcina i Kościuszki. Drwęska wyrzucona z siedzenia uderzyła głową w mur. Lekarze stwierdzili „tylko” wstrząs mózgu, bo mogło być znacznie gorzej. Zdaniem medyków życie uratował jej kapelusz i kok, które zamortyzowały uderzenie.
W 1921 roku umiera nagle prezydent Jarogniew Drwęski. Jego organizm nie wytrzymuje chronicznego zmęczenia i przepracowania. Na ulicach Poznania swojego pierwszego prezydenta żegnają tłumy.
„Pochód otwierał oddział miejskiej straży pożarnej, dalej jechała orkiestra 15 pułku ułanów oraz trzeci szwadron tego pułku, a potem szły dzieci ze szkół miejskich z nauczycielstwem, członkowie związków śpiewackich, deputacja ubogich, weterani z 63 roku, orkiestra 57 pułku piechoty, grupa robotników i urzędników miejskich, sanitarjuszki, Siostry Miłosierdza, Elżbietanki, legja kobieca, umundurowani członkowie bractwa Strzeleckiego. Jednem słowem nie było nikogo, kto by bez szacunku i żalu nie rzucił ostatnie spojrzenie tej bolesnej zaprawdę trumnie, przed którą chyliły się setnie sztandary” – pisała poznańska prasa.
Izabela zostaje sama z trzema małymi synami. Nie jest jednak z tych, co by miały się poddać i przestać działać. Wprost przeciwnie – angażuje się publicznie, jak tylko może. Zachęca też do tego inne kobiety. W czasie kampanii wyborczej do sejmu i senatu w 1922 roku wydaje broszurę „Dlaczego głosowanie jest obowiązkiem sumienia każdej kobiety”. Tłumaczy w niej powody, dla których kobiety powinny korzystać z prawa, które przecież wywalczyły sobie całkiem niedawno, bo ledwie cztery lata wcześniej.
„W Poznaniu przeżyłam zabór niemiecki, I wojnę światową, odrodzenie Polski, 20-lecie, II wojnę światową, zmianę ustroju, która była wielką rewolucją społeczną, odbudowę Poznania po wojnie, 20-lecie Polski Ludowej. Typ poznaniaka zmienił się bezwzględnie, a może nawet zaginął” – pisała bez ogródek Izabela w tekście, który wysłała na konkurs „Czym jest dla ciebie miasto Poznań?”.
To pytanie, które zadają co kilkadziesiąt lat mieszkańcom i mieszkankom socjologowie. Zadali je też w 1964 r. Na konkurs wpłynęło ponad sto prac, a jedną z nich napisała Izabela Drwęska. Opisała w niej swoje odczucia dotyczące miasta, w którym spędziła większość swojego życia. Była w nim ważną postacią, prezydentową. Ani razu jednak nie wspomniała o tym wprost, jedynie mimochodem, pisząc: „wiążą mnie z miastem działalność zmarłego męża mego, administracyjna i społeczna, w której, o ile mogłam, brałam udział”.
„Mentalność kobiet, ich pozycja społeczna zmieniła się w okresie mojego życia kompletnie. Do obowiązków domowych, pracy w domu, wychowania dzieci doszła praca zarobkowa. Dla kobiety zamężnej i dzietnej bardzo uciążliwa. Z mych obserwacji widzę, że coś na tym cierpi, albo praca, jeśli matka myśli o tym, co się dzieje w domu, a co ma kupić itp., albo dom i dzieci, jeżeli, co się też często zdarza, kobiecie odpowiada praca i towarzystwo w biurze, zakładzie naukowym czy sklepie. Niezamężne kobiety mają lżejsze życie, mają czas na kawiarnię, lekturę, na rozrywki, pieniądze na eleganckie ubrania. Typ kobiety poznanianki oczywiście się zmienił: jest pewna siebie, gustowniej ubrana, ma mniej skrupułów, więcej kokieterii” – notowała dalej Drwęska.
Nie byłaby sobą, gdyby nie dodała czegoś ekstra. „Poruszę inną kwestię, która nie mieści się w pytaniach, a która interesuje mnie i boli” – zaczyna Drwęska i rozwija: „Nikt nie wspomni, że w okresie zaboru pruskiego poznańska inteligencja, młodzież pracująca i młodzież gimnazjalna, dały wielki wkład z zachowanie polskości w Poznaniu. Czy nie byłby czas, aby dziecko poznańskie Polski Ludowej wiedziało, że dziadkowie ich nie zapomnieli języka ojczystego, bo byli ludzie, którzy ich po polsku uczyli. Niech wiedzą, że była pomoc naukowa dla dziewcząt i chłopców, Czytelnie Ludowe, Czytelnie dla Kobiet, Towarzystwo Nauczania Warta, Towarzystwo Wioślarskie, itp. Niech wiedzą, że byli poznaniacy, dla których obrona polskości Poznania była celem życia”.
Praca Izabeli Drwęskiej zajęła w konkursie trzecie miejsce. Pierwszego nie przyznano, dwie drugie nagrody przypadły ludowi pracującemu: mechanikowi i robotnikowi. Izabela nagrody już nie zdążyła odebrać, bo wyniki ogłoszono 31 marca 1965, dokładnie trzy miesiące po jej śmierci.