Polecam Poznań!

Muzyka to właściwie najważniejszy dla mnie klucz przy wyborze miejsc. Potrzebuję chyba jakiegoś podkładu do swoich myśli – JOLA ŁOBACZ
wysłuchał i zredagował ERYK SZKUDLARZ
Jola Łobacz i jej Fuma w pracowni przy 3 Maja | foto Michał Sita

POLECAM POZNAŃ!
Cykl, w którym poznaniacy i poznanianki polecają swoje ulubione miejsca i wydarzenia.

Jola Łobacz
kostiumografka, projektantka mody, twórczyni i właścicielka marki modowej Bosco by Gotycka. Mieszka na Sołaczu.

Robiąc to, co kocham, mogę powiedzieć, że właściwie nie pracuję. Jestem związana z Teatrem Polskim i teatralna część mojej pracy to również wyjazdy oraz współpraca z reżyserkami i reżyserami w całej Polsce. Część serca i uwagi oddaję Fundacji Majstersztyk, którą założyliśmy sześć lat temu z grupą przyjaciół, by zajmować się działaniami kulturalnymi i społecznymi. Powstają dzięki temu projekty artystyczne, angażujące na przykład seniorów, działamy również na rzecz społeczności queerowej. Większość pomysłów powstaje podczas burzy mózgów w mojej pracowni na 3 Maja, sercu mojej marki Bosco by Gotycka.

Pracownia tętni życiem o różnych porach. Maciej Nowak, dyrektor artystyczny Polskiego, nazywa to miejsce salonem towarzyskim. I jest to prawda, dlatego dla równowagi często potrzebuję oddechu w samotności. Odpoczywam wtedy w domu, nie robię nic. Mieszkam na Sołaczu, w idealnym miejscu dla mnie i psa – Fumy. Trasy spacerów prowadzą przez Park Sołacki nad Rusałkę. Właściwie codziennie wpadamy na kawę do Francuskiego Łącznika, bo są tam cudowni właściciele, piękny ogródek i zwierzolubna atmosfera. Inne miejsca w okolicy, które odwiedzam to Petit Paris, ŻukFisch-ka ze świetnym rybnym menu i delikatesami.

W centrum wybieram te lokale, które są blisko teatru i pracowni mieszczącej się na tyłach włoskiej restauracji Massimiliano Ferre i greckiej Mykonos. Lubię też odwiedzać Pawła Konowalskiego w jego Warzywniaku na Żydowskiej, bo jest tam, jak wiadomo, najlepszy hummus w mieście. Z załogą teatralną spotykamy się w bufecie pod sceną, gdzie działa od niedawna MY pod sceną, prowadzone przez białoruską ekipę MY przy Fredry. Na poznańskim rynku odwiedzam Serce, gdzie w ramach pop-upów kulinarnych działa Michał Kmieciak – kucharz, smakosz i pianista.

Muzyka to właściwie najważniejszy dla mnie klucz przy wyborze miejsc. Potrzebuję chyba jakiegoś podkładu do swoich myśli. Często odwiedzam Czarnego Kota na Grunwaldzie, a od niedawna również Czarnego KrokodylaParku Wilsona. Obie winiarnie prowadzi charyzmatyczny Marcin Kubiak z żoną Dorotą.

Kubiak, jak nikt inny, potrafi łączyć różne rodzaje sztuki – wernisaże z muzyką na żywo, koncerty i spotkania literackie, a do tego serwuje genialne tapasy.

Kolejnym miejscem jest Pan GarDomu Tramwajarza. Oprócz świetnej kuchni, za którą odpowiedzialny jest Giorgi Beżuaszwili, należą się ukłony dla Giji, Szymona Konrada i Malwiny Paszek za serce i ogrom pracy, które wkładają w organizowane wydarzeń. Niemal codziennie dzieją się tam rzeczy piękne, również muzycznie. Bardzo lubię wtorki z jam session, których pierwszą część moderuje wybitny Kuba Królikowski i zaproszeni goście. Później dołączają inni – i ci doświadczeni, i ci mniej wprawieni. To chyba jedyne miejsce w Poznaniu, gdzie młodym daje się aż taką wolność wypowiedzi muzycznej. Kto jeszcze nie był, zachęcam do odwiedzenia Domu Tramwajarza.

foto Michał Sita

Bywam również w DragonieSARP, gdzie Maciej Krych i Mateusz Rogala od lat budują piękną wspólnotę muzyczną, pozwalającą na wymianę doświadczeń i poruszającą struny wrażliwości w odbiorcach. Bardzo mnie cieszy, że w Poznaniu powstaje coraz więcej cyklicznych wydarzeń muzycznych. Kiedy przyjechałam tu dwadzieścia lat temu, miasto uważane było za targowe i trudne dla artystów, dzisiaj się to już bardzo zmieniło. Poznań jest otwarty, różnorodny i tolerancyjny. Myślę, że to zasługa włodarzy miasta, ale też jego kompaktowości. Czuć ją szczególnie podczas festiwali, na przykład Next Festu, kiedy całe centrum przeradza się w miasteczko festiwalowe. Takich wydarzeń mamy zresztą więcej, to: Enter Enea, Rockowizna, Ethno Port, Scena nad Rusałką i niedługo pierwsza edycja BitterSweet Festival.

I oczywiście odrodzona, wspaniała Malta. Jestem tym zachwycona, bo bardzo dobrze czuję się w festiwalowym rytmie.

Z początkiem czerwca zaczęliśmy świętować słynny na całą Polskę Poznań Pride. Grupa StonewallArkiem Klukiem na czele prowadzi kolejne miejsce, którego nie można pominąć – Lokum Stonewall. To jeden z najbardziej kolorowych adresów miasta, gdzie odbywają się najróżniejsze wydarzenia, takie jak bingo, karaoke i oczywiście występy drag queens. Właśnie tam powstał pomysł na zorganizowanie queerowego pokazu mody z przerobionych kostiumów teatralnych, który odbył się z pomocą Wydziału Kultury na zeszłorocznym Queer Feście w Teatrze Polskim.

Przyjaźnię się ze środowiskiem Uniwersytetu Artystycznego, więc wpadam na spotkania w ramach Uniwersyteckich Wykładów Otwartych UAP, które kuratoruje wspaniały profesor Stefan Ficner. Do muzeów w Poznaniu zaglądam rzadko, co jest zaskakujące, bo w innych miastach, na wyjazdach, robię to niemal przy każdej okazji. Ostatnią wystawą, która mnie zachwyciła, widziałam w CSW w Toruniu, ale prezentowała zbiory poznańskich kolekcjonerów i mecenasów sztuki, Katarzyny i Wojciecha Szafrańskich.

Od niedawna staram się patrzeć na Poznań z perspektywy turystki, wtedy wydaje się inny. Utarte już szlaki stają się ciekawsze i zaskakujące. Trochę jak po lekturze Ars Dragoni Joanny Jodełki, gdzie czary sprawiają, że wszystkie rzeźby i reliefy ożywają, i trudno potem nie zadrzeć głowy spacerując po mieście.

Zdałam sobie właśnie sprawę, że w Poznaniu nigdy nie byłam ani w zoo, ani w palmiarni. Do nadrobienia!

Kończę właśnie czytać Chłopki. Opowieść o naszych babkach Joanny Kuciel-Frydryszak. Mimo, że czytanie przy pracy nad kilkoma spektaklami jednocześnie jest dość trudne, staram się tego nie zaniedbywać. Ufam rekomendacjom mojego przyjaciela, Pawła Skrodzkiego, w którego w domowej bibliotece książki stoją w czterech rzędach. Czasem żartuję, że Paweł to jedyna osoba, która przeczytała Ulissesa.

Każdy dzień zaczynam od włączenia radia. Potrzebuję szumu w tle, żeby łatwiej ogarnąć własne myśli, które są trochę jak radio w głowie. Lubię Antyradio, Eskę Rock, poznańską Aferę i wieczorami Radio Pogoda, zwłaszcza w sytuacjach towarzyskich. Lubię imprezy, na których do piosenek Bajmu czy Lombardu bawią się wszystkie pokolenia i zaimki. Sama wybieram jednak trochę cięższe brzmienia. Lubię też jazz i blues, dlatego często wpadam do Blue Note. Moi ulubieńcy to Tom Waits, Joy Division, The Cure, A Perfect Circle, Thom Yorke, David Byrne, Afghan Whigs… A z polskich – Świetliki, Mira Kubasińska, Lech Janerka, Dezerter, Apteka… Wymieniać dalej?

Polecamy również

Chcesz wiedzieć o wszystkim, co najważniejsze w poznańskiej kulturze?
O wydarzeniach, miejscach, ludziach, zjawiskach, trendach?
Zapisz się do naszego piątkowego dynkslettera!