Pyrkon Poznań 2025
PROGRAM
Pyrkon jest urzeczywistnieniem filmu Wszystko wszędzie naraz. Przez trzy dni w roku różnorakie fantastyczne światy przecinają się w Poznaniu. W ten wyjątkowy czas rycerze Jedi idą ręka w rękę z mieszkańcami Śródziemia, a na Żelaznym Tronie moszczą się studenci Hogwartu. Przemierzając Międzynarodowe Targi Poznańskie, na każdym kroku można natrafić na skrawek innej, niepoznanej rzeczywistości. W jednym pawilonie wprawieni gamerzy grają w Kangurka Kao na czas, tuż obok odbywa się przyspieszony kurs tańca k-pop. Na zewnętrznej scenie śpiewa chór japoński, a na zapleczu heavy metalowa kapela stroi gitary. Bajecznie przebrane osoby na schodkach przy Iglicy czytają mangi i podnoszą wzrok tylko wtedy, gdy ktoś obok krzyknie wyniesione z Pol’and’Rocka hasło „zaraz będzie ciemno” (zwyczaj każe odpowiedzieć „zamknij się!”). Kto potrzebuje uciec od słońca albo deszczu (pogoda bywa kapryśna), może schronić się w halach targowych, gdzie czekają na niego setki planszówek, gry wideo, LARP-y, RPG-i, konferencje, wykłady – nie sposób wymienić wszystkich atrakcji Pyrkonu, tegoroczny program liczy dwa tysiące dwieście punktów!
W Opowieściach fandomowych Tomasz Pindel tłumaczył, że fandom to „ruch miłośników fantastyki”. Tę definicję warto uściślić: fandom to wspólnota gustów, połączona dużym zainteresowaniem oraz, co ważne, zaangażowaniem emocjonalnym w stosunku do określonej dziedziny kultury.
Elementem cementującym taką społeczność może być komiks, gra, film, franczyza medialna, czy też dorobek konkretnego twórcy. Fandomici celebrują popkulturę na konwentach, takich jak Pyrkon. Pierwsze zloty miłośników fantastyki odbyły się już w latach 30. XX wieku w Stanach Zjednoczonych. To właśnie za oceanem narodziła się idea konwentu światowego – The World Science Fiction Convention. Tak zwany Worldcon zainspirował europejskich fantastów, którzy zgodnie stwierdzili, że na Starym Kontynencie potrzebne jest wydarzenie umożliwiające geekom nawiązywanie bezpośrednich kontaktów. Tak powstał Eurocon, którego trzecią edycję (pierwszy był włoski Triest, następnie francuskie Grenoble) zorganizowano w 1976 roku w Poznaniu – był to pierwszy konwent w Polsce, zaranie rodzimego fandomu fantastyki.

foto Piotr Piosik
Peerelowskiej wierchuszce Eurocon mógł się nieprzyjemnie kojarzyć z Zachodem, stąd polska edycja nosiła nazwę Europejskiego Kongresu Science Fiction. W tym wypadku użycie słowa impreza jako synonimu wydarzenia byłoby trafieniem kulą w płot. Poznański Eurocon przypominał bowiem raczej sztywną konferencję naukową, niż święto wyobraźni. Pierwsze polskie konwenty miały charakter zamknięty. Ogólnopolski Klub Miłośników Fantastyki i Science Fiction, działający w strukturach Socjalistycznego Związku Studentów Polskich, przekazywał wybranym oddziałom i klubom ograniczoną liczbę zaproszeń. Przeciw takim rozwiązaniom zbuntował się poznański klub Orbita, który w 1985 w kórnickim Błażejewku zorganizował Polcon – pierwszy zlot miłośników fantastyki otwarty dla wszystkich chętnych, zrzeszonych i niezrzeszonych. Polcon działa nieprzerwanie po dziś dzień, co czyni go najstarszym konwentem w Polsce. Podobnie jak Eurocon, jest on imprezą wędrowną, każdego roku jego organizacji podejmują się fandomici z innej części kraju (Wielkopolanie mierzyli się z tym zadaniem czterokrotnie).
Poznań sprzyjał fantastycznym inicjatywom. Pewnie dlatego w 1997 roku zawiązał się tu Klub Fantastyki „Druga Era”. Jego członkowie, w lwiej części zaczytani w fantasy i science fiction studenci Akademii Ekonomicznej, działali oddolnie.
Ich pierwszym ważnym projektem był zorganizowany w 1999 roku Dzień z Fantastyką. Za miejsce kameralnego spotkania entuzjastów fantastyki posłużył osiedlowy klub Słońce na osiedlu Przyjaźni. Udane wydarzenie zmotywowało członków Drugiej Ery do pracy nad pełnoprawnym zlotem fantastów, który wzorem imprez w Krakowie i Toruniu odbywałby się w Poznaniu. Dopięli swego rok później – na początku nowego milenium w Szkole Podstawowej nr 21 przy ul. Łozowej miał miejsce pierwszy Pyrkon (co ciekawe, kultowa nazwa zaproponowana została półżartem). Konwent odwiedziło wówczas pięćset osób, dziś ilość uczestników jest stukrotnie większa.

foto Dagmara Platonowicz
Pyrkon rósł wraz z rozwojem społeczności fantastów w Polsce. – Fandom wrósł w popkulturę. Władca Pierścieni to już nie jest ta dziwna książka, którą napisał jakiś tam profesor nieżyjący od pięćdziesięciu lat, tylko fenomen, którego przejawy widzimy w sklepach, telewizji. Władca Pierścieni oraz Harry Potter mocno popchnęły fantastykę w kierunku mainstreamu. Ona już nie musi walczyć o miejsce w popkulturze, jest jej częścią – tłumaczy dyrektor artystyczny Pyrkonu Remigiusz Zygarowicz.
Rosnąca popularność fantastyki przełożyła się na frekwencję poznańskiego konwentu. Sale szkoły na Dębcu prędko okazały się zbyt ciasne.
Na przestrzeni lat Pyrkon zagarnął przestrzenie Gimnazjum nr 43, Zespołu Szkół Licealno-Technicznych nr 19 i Hotelu Cezamet, aż w końcu w przełomowym 2011 roku podjęto decyzję o przenosinach na Międzynarodowe Targi Poznańskie. Właśnie wtedy Pyrkon przestał być konwentem, a stał się festiwalem fantastyki. – Konwenty w tej pierwotnej postaci odbywały się w szkołach i domach kultury, gdzie uczestnicy byli przez cały weekend. Najczęściej dotyczyły konkretnego fandomu – na przykład fanów Star Treka. Idea festiwalu polegała na otwarciu się na różnorodne fandomy, przykładowo miłośników mangi i anime oraz aktywności, takie jak koncerty zespołów, które są bliskie fantastom. Część rozrywki, którą dostarczamy, po prostu nie jest już ściśle związana z typowo konwentową kulturą – wyjaśnia Zygarowicz.
Na Pyrkonie nie ma dominującego fandomu i to jest prawdopodobnie jeden z głównych atutów tej imprezy. Jeżeli ktoś ma bardzo ukierunkowane zainteresowania, w szeroko zakrojonym programie prawdopodobnie znajdzie swoją niszę. Jednocześnie osoby bez sprecyzowanych zainteresowań mogą wybierać z bardzo niejednorodnej puli atrakcji: od koncertów dalekowschodnich, heavy metalowych, folkowych, przez prelekcje na przeróżne tematy, po zabawy integracyjne – zapewnia dyrektor artystyczny. Trzeba przyznać, że nie jest gołosłowny. W programie tegorocznego festiwalu można znaleźć wykłady o „mrocznej stronie mikrobioty jelitowej” i nowym obliczu kina gore, panel „klockoinfluencerów”, kurs tańca Deadpoola, koncert alt-folkowego zespołu Lor oraz galę wrestlingu. – Pyrkon jest tworzony przez fanów, którzy po prostu chcą się dzielić swoją pasją. Dzięki temu jesteśmy odporni na przemijające mody, a nasza opowieść trwa już trzecią dekadę – dodaje Zygarowicz.

foto Piotr Piosik
Nawet niewtajemniczeni mieszkańcy Poznania doskonale widzą, kiedy Pyrkon się odbywa. Zresztą trudno tego nie zauważyć. To jedyny czas w roku, kiedy nikogo nie dziwi, że Darth Vader jedzie pestką, a Doktor Who je rāmen na Starym Mieście. Cosplayerzy są znakiem rozpoznawczym Pyrkonu. – Dowiedziałem się o Pyrkonie w trakcie studiów. Znajoma powiedziała, że jeżeli chcę pójść na konwent, muszę przebrać się w zrobiony przez siebie strój – wspomina z rozbawieniem zwycięzca ubiegłorocznej Maskarady Kamil Kulczewski, znany jako Kula. Po przekroczeniu bram MTP przekonał się, że cosplay wcale nie jest obowiązkowy. Mimo to decyzja o uszyciu i włożeniu stroju okazała się jedną z najlepszych w jego życiu. – Byłem w szoku. Ledwo przeszedłem przez bramki, a już ktoś krzyknął: Altair! [protagonista gry Assasin’s Creed] i podbiegł po zdjęcie. Ludzie wiedzieli, kim jestem, cieszyli, że mnie zobaczyli. Obok dostrzegłem innych asasynów, którzy natychmiast do mnie przylecieli. Nie znałem ich, mimo to poczułem niesamowitą więź, jakiej nigdy wcześniej nie czułem. Tam nie było obcych ludzi, było jak w gronie przyjaciół. Czułem się bezpiecznie, czułem się zrozumiany i czułem, że jest więcej takich osób jak ja – mówi Kula.
Konkurs kostiumowy obecny jest na Pyrkonie od 2008 roku, wówczas nazywano go jeszcze Wielkim Konkursem Strojów. Początek Maskarady nastąpił cztery lata później. W zeszłym roku pyrkonowy konkurs zyskał status eliminacji do Mistrzostw Świata w cosplayu, co ugruntowało jego skalę oraz międzynarodowe znaczenie.
– W cosplayowaniu konkursowym ogromne znaczenie odgrywa jakość, zgodność z grafiką referencyjną czy dobór technik. Dodatkowym zadaniem jest napisanie scenariusza, przygotowanie i wyreżyserowanie występu scenicznego. Bardzo ważną rolę odgrywa strategia, jaką przyjmiemy na start w konkursie. Oznacza to strasznie dużo pracy – czasami pół roku, czasami rok, a nawet dwa lata pracy po pracy. W końcu licząc etat i cosplay, jestem w robocie przez 16–18 godzin dziennie – wyjaśnia Kulczewski.

foto Piotr Piosik
Cosplaye konkursowe zachwycają pieczołowitością wykonania oraz pomysłowością godną hollywoodzkich kostiumografów. Jak tłumaczy zwycięzca Maskarady, o sukcesie przesądzają ambicja i determinacja: – Kocham stroje, które są na pierwszy rzut oka niemożliwe do zrobienia. Taki właśnie był Basim [postać ze świata Assasin’s Creed], który w poprzednim roku wygrał Maskaradę. Dwa lata przed konkursem zacząłem myśleć nad tym strojem. Już wtedy wiedziałem, że projekt ma potencjał. Przez dwa miesiące nie byłem w stanie znaleźć sensownego rozwiązania na wykonanie jednego elementu. Postanowiłem jednak, że pokażę samemu sobie, że jest to możliwe. Dam radę. To nastawienie odzwierciedla charakter pyrkonowego konkursu kostiumów, który przypomina nie tyle pokaz mody, ile igrzyska. – Nasz polski fandom cosplayowy bardzo się jednoczy w momencie konkursów międzynarodowych. Wystarczy wejść na czat transmisji, aby zobaczyć wszystkie emotikony z pierogami i hasła „team pierogi”. Mamy kibiców, wszyscy się tym jarają. Atmosfera przypomina rozgrywki sportowe – podsumowuje Kula.
Na długo przed wsiąknięciem fantastyki w popkulturę (i na odwrót) w oczach ludzi spoza społeczności bycie fandomitą równało się z byciem dziwakiem. Dziś konwentowe atrakcje spowszedniały.
– Fantastyka nie jest tylko eskapizmem. Nie jest sposobem na ucieczkę od codzienności do nierealnego świata. Fantastyka jest nośnikiem idei i wartości, wybieranym przez ludzi kreatywnych, ciekawych świata i poszukujących nieoczywistych rozwiązań – mówi Remigiusz Zygarowicz. – Ludzie przestali się wstydzić tego, że są nerdami. Wcześniej słowo to oznaczało frajera, osobę odciętą od życia, zatopioną w książkach, kujona. W tej chwili bycie nerdem znaczy bycie ponadprzeciętnie inteligentnym, posiadanie niszowych zainteresowań i realizowanie się w nich.

foto Dagmara Platonowicz
Pyrkon przyciąga przede wszystkim ludzi młodych, lecz naprawdę przedstawiciele każdego pokolenia – pionierzy fandomu, dzieci transformacji, zetki oraz kilkuletnie szkraby – odnajdą tam swoich rówieśników. Poznański festiwal fantastyki łączy nie tylko rożne fandomy, ale też grupy społeczne. To wydarzenie na wskroś inkluzywne.
– W fandomie jest bardzo dużo osób queerowych – twierdzi biseksualna fantastka i pyrkonowa wystawczyni Cyd Petruczenko, dodając: – Kolejną dużą grupą, do której sama należę są osoby neuroatypowe: autystyczne i ADHD-owe. Fandom to coś opartego na zainteresowaniach, a akurat osoby neuroatypowe często się poznają, działają i rozmawiają właśnie poprzez zainteresowania. O ile początkowo społeczność entuzjastów fantastyki była silnie zmaskulinizowana oraz, co gorsza, seksistowska, o tyle współczesne konwenty propagują równość. – Na imprezach wciąż zdarzają się bardzo konserwatywne i niechętne osoby, ale organizatorzy bardzo dużą wagę przykładają do tego, by fandom był środowiskiem przyjaznym i otwartym dla każdego. Współczesne konwenty są bardzo różnorodne i dbają o bezpieczeństwo osób uczestniczących – mówi Petruczenko, twórczyni Naklejtatu. – Dla mnie fandom to było przyjazne miejsce, z którym połączyły mnie zainteresowania, gdzie znalazłam przyjaciół na całe życie i cieszę się, że inni też mają taką możliwość. To się nie zmieniło, to zawsze będzie prawdziwe – dodaje członkini Śląskiego Klubu Fantastyki. W końcu jak przekonuje Zygarowicz: – Pyrkon to wciąż wydarzenie robione przez fanów dla fanów. Bez względu na ich wiek, płeć, orientację, tożsamość, pochodzenie oraz zdanie na temat Ostatniego Jedi.