Pitagoras
ul. Wawrzyniaka 19 | Jeżyce
poniedziałek-czwartek 12:00-22.00
piątek 12.00-23.00
sobota 10.00-23.00
niedziela 10.00-22.00
Pitagoras z Jeżyc zachęca: „Zrób sobie Grecję, taką, jak lubisz, taką za jaką tęsknisz”. I to przynosi niesłychaną frajdę, mimo, że z trudem rymuje się z tym jak Prześwietna Klasa Średnia wyobraża sobie prawdziwe greckie lokale, a może nawet szerzej – lokale etniczne. Nie ma tu na ścianach certyfikatów autentyczności, reliktów helleńskiej cywilizacji i cytatów z Homera.
Szefowa kuchni, Amelia Stachowiak, to skromna absolwentka liceum w Nowym Tomyślu. W Grecji była, owszem, ale na plaży, a nie na żadnych szkoleniach, praktykach czy kursach mistrzowskich. Grecja w jej interpretacji i zespołu pracujących tu młodych ludzi, to raczej wspomnienie radosnych wakacji i ekstatycznej zabawy na kamienistej plaży nad Morzem Egejskim. Pitagoras niesie tęsknotę za niefrasobliwością, wytchnieniem i siga-siga.
W manifeście zamieszczonym w menu właściciele lokalu, Tomek Dąbrowski i Przemek Jakubowski przytaczają to greckie określenie, które jest odpowiednikiem duńskiej hygge i… poznańskiego langsam, langsam.




Spiesz się powoli, ciesz się chwilą – to filozofia, która znajduje dziś szczególne zrozumienie u zeciaków, które, urodzone już w XXI stuleciu, z dystansem odnoszą się do „kultu zapier…u”, praktykowanej przez ich rodziców, udręczonych ludzi sukcesu, którzy w pocie czoła ścigają się z ratami kredytów za mieszkania, nowe modele samochodów i płacą niezłe bejmy za prywatne szkoły, treningi i długie miesiące terapii. Swojej i swoich dzieci.
Pitagoras nie przypomina luksusowej restauracji w wypasionym resorcie all inclusive. To raczej beach bar gdzieś na Cykladach, okupowany przez backpackersów szwendających się między wyspami na pokładach promów. Mamy tu stoliki od Sasa do lasa, kolorowe krzesła, trzcinowe maty i trochę tanich gadżetów ze sklepu z pamiątkami, a kelnerki, podając dania, życzą przyjemności. Ech, ta poznańska Hellada, wciśnięta między wegańską Fallę i słodką portugalską De Natę na podwórku przy Wawrzyniaka, naprawdę da się lubić.
Wokoło tłum urodziwych ludzi, ciepły wrześniowy wieczór i unoszące się nad stolikami ogromna ośmiornica oraz girlandy kolorowych żarówek. Czego chcieć więcej? Dobrej wyżerki!
Amelia Stachowiak na zaspokojenie pierwszego głodu proponuje wziąć w garść zawiniątka z pszennej pity, wypełnione – wedle gustu – grillowanym halloumi (35 zł) lub kawałkami osmolonego mięsa kurczaka (34 zł), wieprzowiny (35 zł) i octopusa, czyli ośmiornicy (49 zł). Każde opakowane jest w woskowany papier udający gazetę. Przed dekadami ten klasyczny grecki fast-food z dodatkiem frytek, pomidorów i zielonej sałaty, zawijano w prawdziwe kurierki. Dziś gdy prasa papierowa dokonywa już żywota, do pakowania służyć musi specjalny papier śniadaniowy.

Ekipa Pitagorasa | foto Marcin Sokalski
Proste, białe greckie domowe wino no logo zamawiamy u Pitagorasa na karafki. Za pół litra zapłacimy 40 zł, za przyjemny literek złociszy 70, ale można też poprosić po prostu o kieliszek za 16 zł. Można również przejść na wineczko non-alko, co podziwiam u części moich przyjaciół choć sam na taką ekstrawagancję na razie nie jestem gotów. Potęga greckiej gleby i słońca, zaklęta w złocistej małmazji, podawana jest w stylowych emaliowanych dzbankach i masywnych szklankach. Gdy zadźwięczały do radosnego ja mas!, czyli na zdrowie, natychmiast dołączyły do nich meze, tradycyjne greckie przystawki.
Najpierw tirokafteri (25 zł), spora misa pasty z rozdrobnionej fety i pieczonej papryki, ozdobiona pękiem bordowych nici chilli. Zagarniamy ją kawałkami ciepłego, greckiego chlebka, wkładamy do ust i w serduszku robi się dobrze.
To poczucie wzmaga się, gdy na stole ląduje spory kawałek fety z miodem, konfiturą z figi i spaloną gałązką tymianku (23 zł). Słodkie, słone, kwaskowate, dymne – kto nie lubi, może oddać mi swoją porcję! A feta tym smaczniejsza, że oryginalna i certyfikowana, sprowadzana z kontynentalnej. Nieco gorzej wypadł panierowany i smażony ser saganaki z konfiturą z figi (28 zł). Szybko wystygł i zamienił w nieprzyjazną, grubą podeszwę, której nijak nie dało się pogryźć.

Talerz Pitagorasa | foto Marcin Sokalski
Paradę meze kontynuował występ czterech dolma, zawiniątek z ryżu w liściach winogron z jogurtem (18 zł). Były bezbłędne, aromatyczne, orzeźwiające. W takiej chwili zawsze przyda się horiatiki, wiejska sałata (34 zł). W ogromnej glinianej misie zawirowały pokrojone świeże ogórki, pomidory, czerwona papryka, krążki czerwonej cebuli oraz duże i grube kawałki fety z dressingiem z oliwy i ziół (34 zł). Horiatiki to prawdziwa opoka greckiego posiłku, pozycja obowiązkowa i fundamentalna. A na Wawrzyniaka jest to fundament wyjątkowo solidny. Teraz już można przejść do konkretów.
Poprosiłem o ukochaną musakę (45 zł). Pojawiła się w aromacie cynamonu – rozpalona, prosto z pieca w ceramicznej foremce. Tworzyły ją plastry bakłażana, cukinii, pyr, mielona wołowina, a wszystko pod złocistą kołderką beszamelu. Ale tu milutko!
Następnie podano firmowy talerz Posejdon (58 zł), pełen pieczonych krewetek w złotych niciach ciasta kataifi, souvlaki z dorsza, usmażonych na złoto kalmarów z cytrynowym majo, małą horiatiki, frytkami i pitą. Na finał zawinszowałem sobie chałwę z lodami waniliowymi, koralikami granatu i pistacjami (22 zł). To lubię, choć na chałwowe ekscesy pozwalam sobie wyłącznie od wielkiego dzwonu. Tym razem jednak wybił, Pitagorasowi z Jeżyc to się należało!

Platon spritz i aperolas | foto Marcin Sokalski
Kiedyś lokal ten działał jako malutki bar na Szamarzewskiego. Na Jeżycach osiadł dwa lata temu i rozwinął w ogromne przedsięwzięcie, budzące entuzjazm publiczności.
Szczególnie tej młodszej, co obserwowałem z satysfakcją przy stoliku obok. Siedziało tam czterech młodziutkich geeków w rogowych okularach, którzy z wyraźnym apetytem zajadali się tutejszymi daniami, dyskutując o jakichś poważnych zastosowaniach nowych technologii. Niczego nie rozumiałem, natomiast z satysfakcją zarejestrowałem, że publiczność tego typu zamiast zamówić przed komputer burgera lub pizzę, zdecydowała się na wizytę u Pitagorasa. To w końcu, jak by nie było, ich ziomal i również niezła sigma. Widać było, że znaleźli wspólny język.