Święta Nivea

Kiedy współtwórca kremu Nivea uczył się kręcić maści w aptece w Poznaniu, nie podejrzewał, że w przyszłości stworzy najpopularniejszy krem na świecie, który dla wielu stanie się niemal relikwią.
MAGDALENA GENOW
Furgonetka dostawcza NIVEA, 1929 | foto Beiersdorf AG

Ów specyfik w kultowym niebieskim opakowaniu kojarzymy z fabryką Nivei w Poznaniu, ale w tej historii poznańskie były też posag i praktyki w aptece Nadwornej przy Starym Rynku 87, w trakcie których twórca Nivei uczył się farmacji u swojego wuja. Mowa tu o Oskarze Troplowitzu, który karierę zawodową rozpoczął w aptece Gustawa Mankiewicza. Z Poznania wywodziła się też żona Oskara – Gertruda Mankiewicz. To właśnie jej posag posłużył do wykupu niewielkiego laboratorium P.C. Beiersdorfa w Hamburgu.

To historia, która splata losy Żydów, Polaków i Niemców i, jak wierzy pan Wojciech Mszyca, autor kilkunastu wystaw poświęconych produktom Beiersdorfa, jest pomostem, łączącym Polskę i Niemcy także dzisiaj.

Z panem Wojciechem spotykamy się on–line. Na głowie ma niebieską czapeczkę Nivei z napisem „Błękitne żagle”, a przed sobą osobliwy przedmiot, który przypomina olbrzymią muszlę ślimaka. Co to jest? Tego dowiem się na końcu rozmowy. Pan Wojciech ściąga czapkę i śmieje się: – Gdybym wcześniej stosował krem Nivea, może moja głowa wyglądałaby teraz inaczej. Ten przedwojenny krem produkowany w Katowicach reklamowano na pocztówce tak: „Krem Nivea używany stale usuwa zmarszczki, chropowatości, zaczerwienia skóry i odmładza cerę”.

Wojciech Mszyca | foto arch. pryw. Wojciecha Mszycy

W Katowicach? Niveę w Polsce powszechnie kojarzymy przecież z Poznaniem. Wojciech Mszyca na wątek katowicki natknął się na Allegro, kupując puder dla dzieci w puszce: – Na odwrocie napisano: Pebeco Wytwórnia Specyfików Beiersdorfa Spółka z o.o. w Katowicach, więc od razu zapaliło mi się w głowie światełko. W miejscu dawnej fabryki Pebeco stał już wtedy Hotel Silesia, a kiedy go wyburzono pan Wojciech, mieszkaniec Katowic, zaczął wyprawiać się na gruzowisko w poszukiwaniu śladów produktów Troplowitza. Nic jednak nie znalazł, okazało się, że więcej można odnaleźć na aukcjach.

Tak zaczęła się jego przygoda z niveową archeologią, którą sam nazywa „pożyteczną zabawą”, a swoje liczące setki eksponatów zbiory „kolekcją emocjonalną”. Na niemieckich stronach Beiersdorfu Wojciech Mszyca przedstawiany jest jako ambasador marki.

Codziennie sprawdzam wszystkie portale aukcyjne. Po kilka razy dziennie szukam według tagów: Nivea, Lechia, Pollena–Lechia. Zbieram przede wszystkim krem Nivea, ten klasyczny. Poza tym, całymi godzinami siedzę na dole, w tym moim muzeum i układam pudełeczka, bo każde muzeum czy dom kultury, dla którego przygotowuję wystawy, ma inne meble do ekspozycji, więc wszystko trzeba komponować na nowo – opowiada pan Wojciech. Jego kolekcja nivealiów odwiedziła dotychczas między innymi klasztor cystersów, Zamek w Cieszynie, Dom Pamięci Żydów Górnośląskich – Muzeum w Gliwicach czy wrocławską synagogę, gdzie kremy pokazywano obok mykwy. – Nie stawiam żadnych warunków finansowych. Zależy mi na tym, żeby kolekcja żyła, żeby nie była w pudełkach, bo zbieram po to, żeby pokazywać – tłumaczy. Każda gablota zawsze opatrzona jest podpisami, a wystawom towarzyszy plansza pokazująca historię rodziny Troplowitzów od powstania rodu, przez dzieje gliwickie, aż po okres hamburski.

Oskar Troplowitz, 1906 | foto Beiersdorf AG

Oskar Troplowitz przyszedł na świat w pruskim Gleiwitz (Gliwicach). Jego matką była Wielkopolanka – Agnieszka Mankiewicz, siostra Gustawa, który kierował apteką pod Złotym Lwem na Starym Rynku 75 w Poznaniu, a później apteką Nadworną. Gustaw Mankiewicz nosił tytuł dostawcy dworu i radcy medycynalnego. „Doktor Mankiewicz, mimo swego semickiego pochodzenia, władał biegle językiem polskim i był nobliwym kolegą” – pisał Leonard Kostrzeński, żyjący na przełomie XIX i XX wieku farmaceuta i historyk.

Kiedy Oskar miał kilka lat jego rodzina przeniosła się do Breslau (Wrocławia), gdzie Troplowitz ukończył gimnazjum. Chciał studiować historię sztuki, ale jego ojcu zależało, aby miał tak zwany konkretny zawód. Padło na farmację, której studium ukończył na tamtejszym uniwersytecie.

Później Oskar wybrał jeszcze studiowanie nauk wyzwolonych w Heidelbergu, gdzie uzyskał tytuł doktora filozofii. Może to właśnie jego humanistyczne zacięcie sprawiło, że firma Troplowitza wyróżniała się nie tylko farmaceutycznymi innowacjami, ale też podejściem do pracowników oraz smykałką do marketingu.

Do Poznania Oskara przyciągnęła nie tylko farmacja, ale i Gertruda Mankiewicz – jego kuzynka i późniejsza żona. Współtwórca Nivei praktykował u wuja łącznie pięć lat – trzy przed studiami i dwa później, już po ślubie z Gertrudą. Bliskie więzy krwi miały być powodem bezdzietności pary, być może dlatego szczególną opieką oboje otaczali zawsze pracownice fabryki Beiersdorf, które mogły zostawiać dzieci pod pieczą opiekunek na czas pracy.

Reklama kremu Nivea, Jilustracja Polska, 1937.06.27, R.10, Nr 26 | foto Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu

Mankiewicz pomógł Troplitzowi kupić zakład Paula Beiersdorfa w Hamburgu, który wówczas zatrudniał jedynie jedenastu pracowników. Ogłoszenie o sprzedaży panowie znaleźli w gazecie. Beiersdorf był załamany po samobójczej śmierci syna i nie miał siły prowadzić przedsiębiorstwa. Troplowitz przy pomocy wuja z Poznania kupił zakład, ale nie zmienił jego nazwy w uznaniu zasług Beirsdorfa. Zapis o pozostawieniu nazwy mógł też być częścią kontraktu z Troplowitzem. Oskar szybko unowocześnił fabrykę i system zarządzania pracownikami, skrócił tydzień pracy i stworzył przyzakładowy żłobek.

Był również twórcą kolejnych kosmetologicznych innowacji, ale pewnie dlatego, że nie zmienił nazwy firmy, nie są one powszechnie kojarzone z jego nazwiskiem. A lista wynalazków jest naprawdę długa.

W 1901 Oskar Troplowitz tworzy pierwszy plaster samoprzylepny Leukoplast i zaraz później taśmę samoprzylepną. Z dr Florisem, kolegą stomatologiem z Gleiwitz wymyślają pastę do zębów Florisal, która pod nazwą Pebeco podbija Stany Zjednoczone. Co ciekawe, jako pierwsze na rynku z nazwą Nivea pojawia się w 1906 roku mydełko, a krem powstaje pięć lat później. Jego twórcy, Troplowitz i dermatolog Paul Gerson Unna, wykorzystują poznany wcześniej euceryt, emulsję z gruczołów łojowych owiec, łączącą składniki kremu: glicerynę, pantenol, kwas cytrynowy, wodę i różano-konwaliową substancję zapachową.

Widok ogólny Fabryki PEBECO, 1939 – ilustracja z publikacji Fabryka Kosmetyków Pollena-Lechia. Rozwój fabryki w latach 1925–1985, wydanej z okazji 60-lecia Fabryki Kosmetyków Pollena-Lechia w Poznaniu, 1985 | Wacława Małecka | cyryl.poznan.pl

Pierwszą polską filię Beiersdorfa otwarto w Katowicach, które w tamtych czasach były miastem graniczącym z Niemcami. Po czterech latach działalności katowickiego PEBECO, Maksymilian Małuszek zarejestrował 6 kwietnia 1929 roku kolejną spółkę Beiersdorfa w Poznaniu, gdzie dwa lata później ruszył nowo wybudowany zakład. Wkrótce, w roku 1934, katowicka placówka została podporządkowana Poznaniowi. „Posag Gertrudy Mankiewiczówny wrócił z Hamburga do Poznania” – pisał dowcipnie w Kronice Miasta Poznania o otwarciu poznańskiej fabryki Nivei profesor historii Jacek Wiesiołkowski.

Po wybuchu II wojny światowej Niemcy przejęli zakład i zmienili nazwę spółki na PEBECO AG Posen, a w 1940 r. na Beiersdorf AG Posen.

Po zbombardowaniu w 1943 roku fabryki w Hamburgu, przeniesiono tu produkcję kosmetyków i materiałów opatrunkowych dla armii niemieckiej, dołączając do fabrycznego kompleksu posesję przy ulicy Chlebowej 9 i adaptując znajdujący się przy niej budynek piekarni mechanicznej „Lechia” – tak po wojnie, od 1951 roku nazywała się poznańska Nivea!

Linia produkcyjna w Fabryce Kosmetyków Pollena-Lechia (obecnie Nivea Polska sp. z o.o.), Poznań, ul. Chlebowa, 25.01.1974 | foto Stanisław Wiktor | cyryl.poznan.pl

Mam cenny zbiór okupacyjnych produktów, na przykład puder dla dzieci, brylantynę w sztyfcie, krople Tussipect na kaszel, trzy rodzaje plastrów i kilka olejków – wymienia kolekcjoner z Katowic, który obecnie tropi ślady dwóch produktów, których jeszcze nie posiada w swoich zbiorach – to Nivea Creme/Luftwaffe Packung/Focke Wulf Flugzeugbau Sorau z wyposażenia hitlerowskiego myśliwca Focke-Wulf oraz niemal takie samo pudełko, ale kupione najpierw świadomie jako falsyfikat, a potem uznane za rodzaj pamiątki z pracy w Flugzeugbau Posen, bo to w Poznaniu montowano podczas okupacji niemieckie myśliwce Focke-Wulf. – O tym, że to osobista, ręcznie wykonana pamiątka, świadczy przede wszystkim błąd w „Wolf”, przez „o”, a nie przez „u” oraz dwa nietypowe rodzaje czcionek w napisach. Obie rzeczy to unikaty! – ekscytuje się pan Wojciech.

Polska zyskała prawo do marki Nivea i firmowych receptur w ramach reparacji wojennych, co doprowadziło do tego, że istniały dwie pełnoprawne marki Nivea – międzynarodowa z siedzibą w Hamburgu i polska z centralą w Poznaniu.

Nasze zakłady wielokrotnie zmieniały nazwę (Pebeco, Lechia, Pollena–Lechia), a część produktów z logiem Nivei produkowano też w Warszawie czy Krakowie. Pan Wojciech wspomina wczasy w Bałcziku w Bułgarii, kiedy podarował bułgarskim gospodarzom poznański krem Nivea: – Panowała powszechna opinia, że nasz krem nie dość, że jest tańszy, to jest też lepszy od zachodniego. Dlatego na wczasy za granicą nikt nie ruszał się bez kremu Nivea z Poznania, bo służył za turystyczną walutę.

W 1997 roku w ramach prywatyzacji udziałowcem poznańskiej spółki stał się hamburski Beiersdorf AG, powstała więc hybryda BEIERSDORF-LECHIA SA i w 2001 roku otwarto nowy zakład przy ulicy Gnieźnieńskiej. Badania konsumenckie wykazały jednak, że niewielu Polaków kojarzyło nazwę Beiersdorf–Lechia, co było w 2007 roku przyczyną zmiany nazwy spółki na Nivea Polska S.A. Niveę zna bowiem każdy.

Poznańska fabryka specjalizuje się w produkcji kosmetyków trzech marek – Nivea, Eucerin i Bambino, jest też centrum logistycznym Beiersdorfa dla północno-wschodniej Europy.

W czerwcu tego roku podano informację, że wytwórnia urosła 3,5–krotnie zwiększając zatrudnienie o dwieście osób – do ponad siedmiuset pracowników. Po kolejnej rozbudowie możliwa będzie produkcja kosmetyków o złożonych formułach, w tym pianek, żeli czy preparatów z aplikatorami typu zakraplacz – wcześniej wytwarzanych poza granicami Polski.

Amonit i współczesne opakowanie kremu Nivea | foto arch. pryw. Wojciecha Mszycy

Amonit obok współczesnego opakowania Nivea | foto arch. pryw. Wojciecha Mszycy

Oprócz opakowań kremu Nivea i innych wytworów Beiersdorfa w mini-muzeum, które Wojciech Mszyca stworzył na parterze bloku w Katowicach, gdzie mieszka, znajdują się inne kolekcje: zabytkowych rowerów, maszyn do pisania czy jurajskich amonitów, skamieniałości, których wiek szacuje się na około sto pięćdziesiąt milionów lat. – Kiedy miałem wystawę w Prudniku, zażartowałem, że odkryłem rodowód niebiesko-białego dizajnu kremu Nivea: białego jak skałki jurajskie i niebieskiego jak jurajskie niebo – śmieje się pan Wojciech. Słowo nivea po łacinie oznacza śnieżnobiały.

Rodzinne strony to też historia Żydów z Żarek, którą pan Wojciech Mszyca próbuje ocalić od zapomnienia. Jest jednym z bohaterów książki Patrycji Dołowy Skarby. Poszukiwacze i strażnicy żydowskiej pamięci. – Czuję się spadkobiercą żydowskiej społeczności, która przed wojną stanowiła sześćdziesiąt procent mieszkańców Żarek. Jestem odkrywcą i strażnikiem, jak mnie nazwała pani Patrycja – mówi.

Żydami byli również Oskar Troplowitz i poznańska rodzina jego żony – Mankiewiczowie. Co prawda Oskar i Gertruda przeszli pod koniec życia na chrześcijaństwo, ale nie miałoby to znaczenia dla nazistów, których, być może na swoje szczęście, nie dożyli.

Zwrócił się do mnie dział konserwacji Muzeum Auschwitz-Birkenau, bo kiedy rozpoczęli konserwację butów, które widać na wystawie, znaleziono w nich zgniecione opakowania kremu Nivea. Poproszono mnie o ich identyfikację i o pomoc w opisie. Porozumiałem się z centralą w Hamburgu i trzeba przyznać, że bardzo solidnie ze mną współpracowano. Wspólnie doszliśmy do tego, że były to kremy produkowane na Węgrzech i w Rumunii, należały do Żydów z tych krajów. W tej chwili te opakowania są relikwiami, każde ma dziesięciostronicowe opracowanie. Pracownicy muzeum dotykają ich tylko w białych rękawiczkach i nie godzą się na wypożyczanie na żadną z moich wystaw – opowiada Wojciech Mszyca, którego poproszono również o zidentyfikowanie szklanych spodów opakowań kremów, które znaleziono podczas prac archeologicznych na Westerplatte.

„Nivea jest dobra na wszystko” – pan Wojciech częstuje mnie cytatem z kultowej śląskiej powieści Janoscha Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny. Jest to z pewnością kwestia dyskusyjna. Bezdyskusyjna jest za to rozpoznawalność tego kremu, w którego powstaniu i produkcji znaczącą rolę odgrywa Poznań.

Polecamy również

Chcesz wiedzieć o wszystkim, co najważniejsze w poznańskiej kulturze?
O wydarzeniach, miejscach, ludziach, zjawiskach, trendach?
Zapisz się do naszego piątkowego dynkslettera!