The Matchmaker

Zaczynała na Malcie jako woluntariuszka, dzisiaj jest jej dyrektorką programową i mówi, że nic nie sprawia jej większej frajdy, niż współtworzenie ulubionego festiwalu Poznania.
Z AGATĄ KOŁACZ, dyrektorką programową Malta Festival, rozmawia MIKE URBANIAK
Agata Kołacz | foto Michał Sita

Malta Festival 2025
PROGRAM | BILETY

 

SZTUKMISTRZ
autorski podcast Mike’a Urbaniaka
o sztuce i życiu artystycznym Poznania
Posłuchaj!

Pamiętasz swoją pierwszą Maltę?
Pamiętam, choć byłam naprawdę mała, miałam trzy latka. Pamiętam dużo kolorowych osób dookoła, pamiętam bycie trzymaną za rękę przez rodziców, pamiętam uczestniczenie w czymś ekscytującym. Oczywiście wyraźniej zostały mi w pamięci te edycje Malty, w których brałam udział bardziej świadomie i oczywiście ta Malta, w której byłam już w środku, jako woluntariuszka. Pierwszy raz poczułam wtedy, że jestem częścią generatora sprawczości i bardzo mi się to spodobało.

Woluntariuszką zostałaś w liceum?
Tak, po pierwszej klasie. Zgłosiłam się dlatego, że było lato, dużo wolnego czasu, a ja nie chciałam po prostu siedzieć w domu. Byłam gotowa na zadania dla początkującej woluntariuszki: bilety, punkt informacyjny – wiadomo, ale tak się zdarzyło, że osoba mająca się opiekować La Compagnie Malabar złamała nogę i kiedy zapytano mnie o zastępstwo, bo zaznaczyłam w aplikacji, że znam francuski z czwóreczką po pierwszym roku nauki, natychmiast zadeklarowałam gotowość zostania pilotką grupy. I jakoś się dogadaliśmy, a doświadczenie było bezcenne.

Doświadczenie i pewność siebie.
To prawda, ona nieraz pomaga. Szczególnie kiedy masz wsparcie i kredyt zaufania. Dużo się tam nauczyłam przez te wszystkie lata, dostając od Michała Merczyńskego i jego zespołu zawsze nowe, ambitniejsze zadania. To była prawdziwa szkoła.

foto Michał Sita

Francuskiego się potem porządnie douczyłaś?
Bardzo, skończyłam filologię romańską na UAM. To była jedna z moich lepszych życiowych decyzji, bo nawet sobie nie wyobrażasz, ile francuski mi otworzył drzwi. Tak jest zresztą do teraz, bo jak wiadomo, we wpływowym kulturalnie świecie frankofońskim angielski nie zawsze jest kluczem do sukcesu w komunikacji.

Na pewno nie, kiedy chce się zostać prezydentem Polski. Wtedy jego znajomość staje się obciążeniem.
Tego nigdy nie zrozumiem. Polski papież też był poliglotą!

Od małego byłaś ukierunkowana na kulturę?
Chyba tak, zawsze szukałam alternatywnych rzeczywistości, a sztuka umie je tworzyć najlepiej. Nie bez znaczenia była też z pewnością ciekawość świata mojej mamy, która przecież na te pierwsze Malty mnie zabierała. Ojciec z kolei pracował w Kodaku, więc mamy z siostrą ogromną ilość nagrań naszej twórczości z dzieciństwa. Widać na nich, że ciągnęło mnie na scenę, choć nie miało to przełożenia na dalszą drogę.

Chyba podjęłam ostateczną decyzję, kiedy zaproponowano mi śpiewanie w chórku w jasełkach. Ja w chórkach? To było poniżej moich artystycznych aspiracji!

I zajęłaś się kulturą z drugiej strony?
Co się okazało o wiele bardziej fascynujące. Szybko odnalazłam się w organizowaniu, wymyślaniu, łączeniu, produkowaniu czy promowaniu sztuki. Budowanie pomostów, matchmaking między artystami i odbiorcami sprawia mi ogromną frajdę.

Coś czuję, że nie miałaś czasu na zastanawianie się, co będziesz robiła po studiach?
Wiesz, miałam jakieś niesamowite szczęście trafiania na świetnych ludzi. A to na ekipę Malty, a to na Ewę i Zbyszka Łowżyłów, którzy tak spektakularnie rozkręcali wiele inicjatyw, w tym KontenerART, a to na Joannę Leśnierowską i prowadzony przez nią program Stary Browar Nowy Taniec, możliwy dzięki mecenatowi Art Stations Foundation Grażyny Kulczyk. Albo taka sytuacja: jadę do WTK na rozmowę o Kontenerach, podczas której przewraca się krzesło, dźwigam je nie oglądając się na nikogo, dalej opowiadam. Po wywiadzie dzwoni telefon i słyszę w słuchawce: „A może chciałabyś u nas prowadzić rozmowy?”. Albo taka: zgłaszam się do pracy do Babilądu, prowadzonego przez Joannę Stankiewicz Ośrodka Rozwoju Osobistego Kobiet, i słyszę, że w zadaniach asystentki się zanudzę, ale, tworzy się festiwal No Women No Art i może chcę dołączyć? Wszystko jakoś wydarzało się samo.

ROZEO @Francis BEDDOK_01
RoZéO | foto Francis Beddok
Alaska Thunderfuck - Chair - Photo Credit Shaun Vadella
Alaska Thunderfuck | foto Shaun Vadella
RoisinNikPate1
Róisín Murphy | foto Nik Pate

Skoro tak się wszystko cudownie wydarzało samo w Poznaniu, dlaczego w 2014 roku wyjechałaś do Warszawy?
Bo dostałam od Michała Merczyńskiego, wtedy dyrektora Narodowego Instytutu Audiowizualnego, propozycję stanowiska do spraw relacji międzynarodowych, gdzie potrzebny był francuski. Dołączyłam do zespołu NInA, która była naprawdę wspaniałą, nowatorską instytucją, skupioną na nowoczesnym kuratorowaniu naszej kulturalnej pamięci. Nie tylko poprzez jej dygitalizowanie, ale również przez udostępnianie i produkowanie.

foto Michał Sita

I przyszły rządy Zjednoczonej Prawicy.
Niestety, NInA została zlikwidowana przez połączenie jej z Filmoteką Narodową i w ten sposób powstała FINA, już o innym profilu programowym, zwróconym ku przeszłości. Zlikwidowana wtedy progresywna NInA oznaczała również mój w niej koniec, było to dla mnie jasne.

Bardzo to przeżyłam, bo oddawaliśmy z zespołem całych siebie i nagle zostało nam to brutalnie odebrane. Zniknęła instytucja, której na serio zazdrościł nam świat.

Salwowałaś się wtedy ucieczką do TR Warszawa?
Nie od razu, wcześniej dostałam propozycję z Polsko-Japońskiej Akademii Technik-Komputerowych, ale kiedy zadzwonił Grzegorz Jarzyna, rozumiesz, poszłam do TR.

Rozumiem, bo też kiedyś dostałem taką propozycję i robotę w TR.
Minęliśmy się, ale pracowaliśmy w tym samym pokoju!

Po roku odszedłem, a ty spędziłaś w TR kilka dobrych lat.
Prawie osiem. I był to wspaniały czas, mam poczucie porządnie zrobionej roboty. Nie tylko mojej, ale całego zespołu, bo to TR nauczył mnie zespołowości. Mam ogromną satysfakcję z pracy z najważniejszymi festiwalami, kuratorami i kuratorkami, a przede wszystkim z wrażliwymi, mądrymi, wyjątkowymi artystami. Dostałam wspaniałą szansę i duże zaufanie. Wyniosłam z TR mnóstwo dobrych wspomnień i doświadczeń.

“Embodying Pasolini” | foto mat. pras.

Odeszłaś, bo wzywała Malta?
Tak, dostałam ciekawą propozycję, w której to ja mogłam współdecydować o programie, w dodatku współtworząc festiwal z którym, co już ustaliliśmy, byłam w taki czy inny sposób związana niemal całe życie. Chyba, a nawet na pewno, na żadnym innym festiwalu nie zależy mi tak, jak na Malcie. W pewnym sensie oddaję jej dzisiaj wiele z tego, co od niej dostałam. Lubię tę naszą relację.

Relację z rodzinnym miastem też? To fajny powrót?
Mimo wyprowadzenia się do Warszawy, tak naprawdę zawsze jedną nogą byłam w Poznaniu, bo tu mieszka mój chłopak. Prowadzę od dawna życie pół na pół, między Warszawą i Poznaniem. Nie czuję więc, jakbym wracała – no, może zawodowo. I jest to, nawiasem mówiąc, bardzo przyjemne.

Ale tranzycja Malty nie była wcale przyjemna. Doszło do scysji między Michałem Merczyńskim a władzami Poznania, które odmówiły przejęcia Malty i jej długów. Protestowały też przeciw temu organizacje pozarządowe. Karolina Rozwód, którą ogłoszono dyrektorką Malty, w niejasnych dla opinii publicznej okoliczności nagle zrezygnowała. Jednym słowem, niewesoło.
Niewesoło, ale wiedziałam, że przy odrobinie wiary, zaufania i z czystymi intencjami wyjdziemy z tego i skupimy się – po objęciu Malty opieką Dominiki Kulczyk – na robieniu najlepszego festiwalu, jaki potrafimy.

I chyba się udało. Po okresie perturbacji, Malta w nowej odsłonie została przyjęta przez poznaniaków entuzjastycznie.
Cieszę się, że to mówisz, bo czujemy podobnie i mamy dla tego nowego otwarcia ogromną wdzięczność. Malta to nieustannie wielki potencjał i należy go po prostu rozwijać, wyciągając oczywiście wnioski z tego, co nie działało. Nie bez znaczenia było na pewno to, że Dominka Kulczyk też ma do Malty osobisty stosunek, ogromną chęć kreacji i generowania zmiany. I jak do tego dodać super doświadczenie i świeże spojrzenie Justyny Czarnej, która prowadzi festiwal od kreatywnej, zespołowej i organizacyjnej strony, mam poczucie, że możemy lecieć w kosmos.

Tym bardziej, że jak mówisz, poznanianki i poznaniacy też trzymali za nas kciuki. Wierzę w siłę takiej energii.

foto Michał Sita

Siłę kobiet?
Też! Podkreślenie tego, że festiwal nabiera kobiecej energii było dla nas i dla Dominiki Kulczyk, która mówi, że zmiana jest kobietą, bardzo ważne. Ale nie można też zapomnieć, że za poprzedniej Malty kobiety również współtworzyły jej program i charakter. Były to Kasia Tórz, Dorota Semenowicz, Asia Pańczak, Marta Krawczyk, Agnieszka Kopiewska, Karina Adamska i wiele innych znakomitych profesjonalistek, które dziś rozwijają swoje doświadczenia w innych organizacjach. Ale tak, nie da się ukryć, że nasz nowy przekaz o Malcie tę kobiecą siłę wybił na pierwszy plan, co nie znaczy oczywiście, że Malta nie jest dla mężczyzn, co zdarzyło mi się usłyszeć. Zapewniam, że jest i to bardzo. Mężczyzn mamy w programie sporo, powiedziałabym, że w równowadze. W programie teatralnym znalazły się same grupy prowadzone przez artystki i przez zespoły, w których, na przykład w El Conde de Torrefiel czy Basindze, kobiety pracują w twórczych duetach z mężczyznami.

Przejście po dwustumetrowej linie akrobatki, Tatiany Mosio-Bongongi, nie byłoby możliwe w proponowanym wymiarze, gdyby Jean Neant nie wymyślił innowacyjnego inżynieryjnego sposobu stabilizacji liny, angażującego publiczność.

Dominika Kulczyk jest mecenaską Malty, czy aktywnie współtworzy jej program?
Dominika jest spiritus movens całości, bez niej niczego byśmy nie zrobiły. Również bez babskiego zaufania, które mamy do swoich kompetencji. To Dominika Kulczyk wniosła do programu Malty komponent „Wiedźmy”, z którego dużo się uczymy. Całą Maltę programujemy opierając się na filozofii, według której od lat działa Kulczyk Foundation – na równowadze, dowartościowywaniu niesłyszalnych głosów, wielkiej kobiecej energii, dialogu i opiece, funkcjonowaniu w zgodzie z naturą. Embodying Pasolini z Tildą Swinton jest na Malcie z wielu przyczyn, również takich, że zwraca uwagę na niedoceniane rzemiosło, i że transportujemy do Poznania wyłącznie legendarne kostiumy z filmów Pasoliniego, a scenografię budujemy z elementów pozyskanych na miejscu. Podobnie jest z Ultraffición nr.1/Odłamki Czasu, do którego angażujemy lokalne stado owiec i dużo wypożyczonego na miejscu sprzętu.

Wyjeżdżałaś dekadę temu z zupełnie innego Poznania. Dzisiaj zapraszacie do niego na Maltę jedną z najsłynniejszych amerykańskich drag queens, Alaskę Thunderfuck. Jak patrzysz na obyczajową przemianę rodzinnego miasta?
Z radością i dumą, bo festiwal szyje się przecież na miasto. I to jest radość i duma nie tylko z tego, że Poznań jest taki queerowy, ale również z tego, jak obchodzimy święto 11 Listopada i wielu innych rzeczy. Myślę, że na Maltę zapraszamy sztukę świetnie czującą ducha dzisiejszego Poznania, sztukę w dużej mierze alternatywną i uzupełniającą się zarazem z tym, co już mamy. Przykładowo w jeden weekend będzie można zobaczyć w Teatrze Polskim świetnego Pigmaliona Mikity Iłyńczyka i nasz Głos Potwora – operę opartą na filmie Europa Europa Agnieszki Holland, którą przygotowują w Teatrze Wielkim Alek Nowak, Robert Bolesto i Agnieszka Smoczyńska. Widzimy się?

Polecamy również

Chcesz wiedzieć o wszystkim, co najważniejsze w poznańskiej kulturze?
O wydarzeniach, miejscach, ludziach, zjawiskach, trendach?
Zapisz się do naszego piątkowego dynkslettera!