MIASTOTWÓRCY
autorski podcast Jakuba Głaza
o architekturze i przestrzeni miejskiej Poznania
Posłuchaj!
Ani jeden budynek teatru nie powstał od zera w Poznaniu przez ostatnich sto dwanaście lat. Ma to zmienić budowa nowego Teatru Muzycznego. Inwestycja opóźnia się jednak, a choć projekt jest gotowy, do wyjaśnienia pozostało sporo istotnych detali. Nowy Muzyczny musimy sobie zatem wciąż wyobrażać. Zapraszam więc na ćwiczenia z wyobraźni. Najpierw cofnijmy się w czasie i pomyślmy, jak wyglądałby Poznań bez Starego Browaru i wieżowców przy placu Andersa? Nawet pamiętając kraniec Półwiejskiej bez ceglanej ikony architektury i handlu oraz zielonkawych wieżowców, to i tak dziwnie myśli się o tym miejscu w dawnym kształcie. Zdjęcia sprzed ćwierćwiecza wyglądają jak z innej planety.
Teraz podnosimy poprzeczkę. Wyobraźmy sobie w miejscu Browaru czteropasmową szosę wiodącą na północ, przez park przy Browarze, ulicę Piekary, aleje Marcinkowskiego i dalej przez Cytadelę. A ponad tą arterią, sporej wielkości modernistyczne prostopadłościany. Tak mogło być, gdyby ziściły się plany z połowy lat 70. zeszłego stulecia – plany budowy Teatru Muzycznego przy trasie o parametrach ekspresówki. Dokładny adres to plac Niezłomnych, który nigdy nie powstał. A zamiary były ambitne.
Najpierw wyznaczono przestrzeń na reprezentacyjne budynki między ulicami Królowej Jadwigi a Kościuszki – w miejscu dawnego fortu Grolman, którego pozostałości rozebrano niemal kompletnie w latach 60. Ogólna koncepcja zagospodarowania tej przestrzeni powstała w konkursie w początku lat 70. Plac Niezłomnych architekci wytyczyli tam, gdzie dziś powstaje najwyższy wieżowiec kompleksu biurowego Andersia. Przy placu i w jego pobliżu miały stanąć hotel Orbisu, Teatr Muzyczny, budynki administracyjne i kino, połączone kładkami nad ulicą Kościuszki (to ostatnie w miejscu dzisiejszego Starego Browaru na wysokości wjazdu na parking). Z Wildą i parkiem Drwęskich plac łączyłby się kładką ponad ulicą Królowej Jadwigi.
Dodajmy, że niemal wszystko nazywało się inaczej: Julian Marchlewski zastępował Jadwigę, Dzierżyński – Półwiejską, a park był Lubuski. I takie nazwy widać na planszach kolejnego konkursu na Teatr Muzyczny.
Konkurs odbył się na przełomie 1973 i 1974 roku na zlecenie Wydziału Kultury Urzędu Miasta. Do zawodów o krajowej randze Stowarzyszenie Architektów Polskich zaprosiło cztery pracownie – trzy z Warszawy i jedną z Gdańska. Skąd brak otwartego konkursu i taki wybór projektantów? Liczyły się czas i doświadczenie. W albumie pokonkursowym czytamy, że „zespoły biorące udział w konkursie gwarantują natychmiastowe podjęcie opracowania projektu technicznego teatru po rozstrzygnięciu konkursu, przyjmując termin opracowania projektów realizacyjnych umożliwiający rozpoczęcie realizacji teatru w 1975 roku”.
Wygrał zespół warszawskich architektów w składzie: Ryszard Trzaska, Zdzisław Jońca i Ryszard Olszewski. Trzaska miał już na koncie znaczące poznańskie zwycięstwo w konkursie z 1965 roku na rozbudowę Muzeum Narodowego (razem z Jackiem Janczewskim i Tadeuszem Nasfeterem), która ślimaczyła się potwornie, by dopełznąć do końca (w kształcie bardzo odmiennym od pierwotnego projektu) dopiero w 2001 roku. Teatr Muzyczny nie zmaterializował się za to nigdy, podobnie jak wiele innych wielkoskalowych projektów z lat 70. Na ich drodze stanął kryzys gospodarczy, który aż po lata 90. zahamował duże publiczne inwestycje – zwłaszcza kulturalne, ale także uczelniane. Po konkursie na Muzyczny, Trzaska, Jońca i Olszewski wygrali konkurs na zespół szkół artystycznych na Morasku-Umultowie, który również pozostał na papierze.
Przy niedoszłym placu Niezłomnych udało się zrealizować jedynie Hotel Poznań (dziś Novotel). Otwarty w 1978 roku był drugim w mieście hotelem wykonanym z wielkiej płyty, pierwszy był starszy o cztery lata Polonez.
Jaki mógł być Teatr Muzyczny dekady Gierka? Zwycięski projekt pokazuje rozłożysty prostopadłościan z pościnanymi ukośnie górnymi partiami, w stylu dość typowym dla zachodnich realizacji późnego modernizmu. Masywnej bryle lekkości nadają poziome pasy okien. Jak to bywa w przypadku teatrów, znaczącym akcentem jest wystająca ponad budynek sznurownia o wysokiej, pochyłej ścianie od strony placu. Gdyby teatr powstał, z daleka mógłby kojarzyć się z podwodnym okrętem.
W środku zaplanowano dwie sceny: główną i kameralną. Ponadto gmach realizował bogaty program funkcjonalny z pracowniami krawieckimi, warsztatami budowy dekoracji, pracowniczą stołówką, magazynami różnych typów, a nawet własnym ambulatorium. Projekt miał być też powiązany z kwiaciarnią, kawiarnią teatralną oraz „księgarnią muzyczną z dyskoteką muzyki lekkiej”. Naprzeciw, obok hotelu, planowano „zespół gastronomiczno-rozrywkowy”. Jurorzy uznali, że praca prezentuje właściwe zespolenie przestrzenne teatru z przyszłą zabudową tego rejonu miasta: architektura zgodna z przeznaczeniem obiektu, dostosowana do rzeźby terenu, właściwa w skali i charakterze, ruch pieszy i kołowy korzystnie powiązany z układem miejskim. Jak to było wtedy w zwyczaju sędziowie ocenili dobrze podstawowe założenia, ale dołączyli też listę precyzyjnych uwag. „Usterki” projektu miały być naprawione, ale tak, by zachować pierwotny charakter koncepcji. Widać, że poważnie myślano o szybkim rozpoczęciu budowy.
Jurorzy docenili też wyróżnieniem spektakularny projekt trójmiejskiego zespołu pod kierownictwem Józefa Chmiela. Dynamiczna, wachlarzowo rozpościerająca się forma, mogła być oryginalnym i udanym akcentem przy olbrzymim dwupoziomowym rondzie na przecięciu ulicy Królowej Jadwigi i projektowanej trasy Piekary. Ta ostatnia również się nie zmaterializowała. Na szczęście. Zachłyśnięci postępami motoryzacji planiści chcieli połączyć północ i południe miasta prując bez litości starą tkankę śródmieścia. Trasa miała łączyć Dębiec z Winogradami, przeciąć Cytadelę i Wzgórze Świętego Wojciecha, a na skrzyżowaniu ze Świętym Marcinem spuchnąć do rozmiarów olbrzymiego ronda.
Jeszcze w 1977 roku wyburzono pod ten projekt kilka kamienic. W ich miejscu mamy dziś Pasaż M-M i obskurny parking przed kościołem Świętego Marcina. Rozebrano też dworek Mycielskich w parku przy ulicy Ogrodowej.
Teatr Muzyczny miał zatem pecha. Od samego początku, czyli roku 1956, mieści się w prowizorycznej lokalizacji. Zainstalowano go, jeszcze jako Operetkę Poznańską, w Klubie Garnizonowym Domu Żołnierza z 1939 roku lub raczej z końca lat 40. XX wieku. Zajęty przez Gestapo budynek Niemcy wysadzili bowiem w 1945 roku. Autor projektu Władysław Czarnecki odbudował go w podobnej formie, nie spodziewając się, że obok żołnierzy ulokują się operetkowi artyści. Ci zajęli prostą scenę przeznaczoną na uroczystości i zaczęli od sztuki spójnej z charakterem siedziby – „Wiktorii i jej huzara”.
Konkurs na nowy budynek Muzycznego był pierwszą próbą budowy od zera teatralnego budynku w powojennym mieście. Co prawda w 1972 roku ruszył Teatr Nowy, którego scena podlegała dotąd administracyjnie Teatrowi Polskiemu, dokonano jednak tylko gruntownej modernizacji istniejącej już sali i parteru kamienicy sprzed pierwszej wojny światowej. I choć schyłek PRL-u nie sprzyjał inwestycjom, inne miasta miały więcej szczęścia. Choćby Gdynia, gdzie największy w kraju Teatr Muzyczny uruchomiono w 1979 roku. Tam, podobnie jak w Poznaniu, operetka mieściła się wcześniej prowizorycznie w Morskim Domu Kultury.
Tymczasem nasz Teatr Muzyczny utknął w Domu Żołnierza na (nie)dobre, a na początku tego wieku jego poziom artystyczny dopasował się do jakości siedziby. Temat budowy nowego gmachu odżył wraz z renesansem artystycznym samej placówki. Na szersze wody wyprowadził ją ponad dekadą temu nowy dyrektor, Przemysław Kieliszewski i zaczął zabiegi o siedzibę z prawdziwego zdarzenia. Na giełdzie pomysłów pojawiały się różne lokalizacje: Stara Gazownia, dawne kino Olimpia, teren dawnego dworca PKS (dzisiaj Nowy Rynek) lub miejsce na Targach. O gazowni media pisały niemal jak o pewniku. Zwłaszcza, że świeża była jeszcze pamięć o akcji na rzecz przekształcenia industrialnego kompleksu w poznańskie forum kultury.
„Głos Wielkopolski” donosił w 2014 roku: „Wszystko wskazuje na to, że Teatr Muzyczny za kilka lat przeniesie się do Starej Gazowni, która od dawna czeka na rewitalizację. Utworzenie na jej terenach kombinatu kulturalnego pozwoli na pozyskanie dotacji unijnych”.
Datę otwarcia szacowano na początek lat dwudziestych. Nic z tego. Na przeszkodzie stały i sprawy własnościowe, i obawy o problemy z adaptacją zabytkowych budynków. Wreszcie, w 2017 roku zapadła decyzja, by teatr stanął w samym centrum – przy Kaponierze i torach kolejowych, na tyłach Akademii Muzycznej. Niektórzy oceniali (i oceniają nadal) ten pomysł z rezerwą, obawiając się wpływu hałasu i drgań na działalność sceny, a także oddziaływania nowej bryły na panoramę historycznego śródmieścia. Przeważyły jednak względy formalne, grunty należały do miasta, które w 2019 roku ogłosiło konkurs na projekt. Tym razem już nie na zaproszenie dla wybranych, ale otwarty – w dwuetapowej formule, zwanej flamandzką. W pierwszym etapie pracownie nadsyłały ogólne koncepcje i opisy, w drugim – sześć wybranych biur przygotowało szczegółowy projekt. Wygrała krakowska pracownia Romualda Loeglera, nestora zawodu z bogatym portfolio, w którym znajdują się między innymi Filharmonia Łódzka, Opera Krakowska oraz rozbudowa Teatru Polskiego w Szczecinie.
Krakowskie biuro zaproponowało Poznaniowi bardzo dynamiczną, wręcz zadziorną formę o nieregularnym kształcie. Wszystko pod dachem przypominającym wielokrotnie pozaginaną kartkę. Obszernym, szklanym elewacjom także nie pożałowano ekspresji, stosując ukośne nieregularne podziały. We wnętrzach uderza z kolei czerwona barwa ścian foyer i widowni. To znak rozpoznawczy teatralnych realizacji Loeglera, który nawiązuje w ten sposób do dziewiętnastowiecznych teatrów pełnych purpury i złoceń. Karminowa bryła widowni „wstawiona” w szklane opakowanie, została ponadto opleciona systemem ramp i łączników, które, jak głosił opis, mają umożliwiać „poza funkcją komunikacyjną, kontakt wizualny z miastem”.
Wybierając taki projekt, członkowie jury postanowili najwyraźniej obdarować miasto silnie eksponowaną i spektakularną „ikoną”. Odważnie, ale i ryzykownie. Sąd konkursowy pod kierunkiem Bolesława Stelmacha wydał werdykt znacznie bardziej lakoniczny niż czterdzieści pięć lat wcześniej jury konkursu na Teatr Muzyczny przy Królowej Jadwigi. Praca została najwyżej oceniona ze względu na oryginalność i trafność projektu, szczególnie w kontekście powiązania z otoczeniem i wykorzystania naturalnego ukształtowania terenu. Sąd najwyżej ocenił sposób odniesienia się do otaczającej zabudowy oraz kształt bryły wpisującej się w panoramę dzielnicy śródmiejskiej, zwracając uwagę na otwartość wyrazistej formy, zapraszający charakter foyer i estetykę strefy wejściowej. Sam Loegler wskazywał z kolei, że wyrazista forma ma równoważyć charakterystyczną bryłę biurowca Bałtyk po drugiej stronie torów.
Na to równoważenie przyjdzie nam jednak poczekać, bo budowa nie ruszyła do dzisiaj. Najpierw zabrakło pieniędzy i trzeba było montować finansowanie we współpracy z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, które od 2022 roku współprowadzi teatr i dokłada najwięcej do wartej 390 milionów złotych inwestycji (10 milionów dorzuca również Starostwo Powiatowe). A potem, wiosną tego roku, kiedy udało się już rozstrzygnąć przetarg na wykonawcę prac budowlanych, po formalnych zawirowaniach, trzeba go było unieważnić. Kolejne ogłoszenie przetargu będzie jesienią, co oznacza, że wbrew planom, teatr nie będzie gotowy w 2027 roku.
Pozostaje nam więc znowu wytężać wyobraźnię. Jaki dokładniej będzie teatr, który ma być największą tego typu sceną w Polsce? Główne wejście znajdzie się przy ulicy Skośnej. Stamtąd wejdziemy do foyer, a z niego do głównej sali z widownią na tysiąc dwieście osób. Część z nich obejrzy spektakl z dynamicznie wykrojonego balkonu. W podziemiach znajdzie się też, dostępna z osobnego foyer, sala kameralna z widownią na trzysta piećdziesiąt miejsc. W przewidzianej dla widzów części, od strony Świętego Marcina, działać mają kawiarnia i restauracja. Natomiast administracja i całe teatralne zaplecze znajdą się od południa, bliżej ulicy Składowej.
Między tą ostatnią, a torami kolejowymi powstanie z kolei – będący częścią zwycięskiego projektu – Park Wody i Muzyki, którego roślinność zasili deszczówka spływająca z połamanego dachu teatru. W planach jest tam również wodna ścieżka edukacyjna i kładka dla pieszych.
Trudniej jest sobie jednak wyobrazić, jak w szczegółach wyglądać będą elewacje i dach teatru. Nawet nieco bardziej dopracowane wizualizacje nie pokazują bowiem dokładnie skali i formy skośnych „szprosów” dzielących szklane ściany. Mało wciąż wiemy o materiałach wykończeniowych i rodzaju poszycia dachu. Pytań o detale jest zresztą więcej, a odpowiedzi udzieli dopiero wyłoniony w przetargu wykonawca, który działać będzie w trybie „doprojektuj i wybuduj”. Tymczasem kwestia tych szczegółów jest bardzo ważna. Projekt, który tak dynamicznie ingeruje w historyczną przestrzeń miasta musi być bowiem zrealizowany na jak najwyższym poziomie. Oszczędność na materiałach lub inżynieryjne niechlujstwo mogą sprawić, że lekka na wizualizacjach bryła stanie się toporna lub oszpecą ją, jak w Teatrze Polskim w Szczecinie, poutykane jak bądź urządzenia techniczne. Świadomi takich doświadczeń mamy zatem szansę, by dopilnować ważnych szczegółów i wybudować teatr na wysokim poziomie: funkcjonalny i dopracowany w najmniejszym detalu.