Hrabina Stanisława Moniuszki
reż. Karolina Sofulak
premiera 10 października 2025 r.
Teatr Wielki w Poznaniu
SZTUKMISTRZ
autorski podcast Mike’a Urbaniaka
o sztuce i życiu artystycznym Poznania
Posłuchaj!
Moniuszko, szczególnie młodszym, kojarzy się cokolwiek lekturowo.
Sama w szkole słyszałam, że Moniuszko wielkim kompozytorem był i ma zachwycać. Kropka. Interesując się operą, szukałam więc tego zachwytu, ale nie bardzo wiedziałam, gdzie mam go szukać i właściwie dlaczego. Takie poszukiwania nie są łatwe, kiedy się jakiegoś twórcę dostaje w formach zawsze patetycznych i dość odstręczających. Tymczasem ja zabrałam się za Moniuszkę zupełnie nie lekturowo, w czym pomaga również to, że Hrabina jest dziełem poza światem operowym szerzej nieznanym. Jeśli ktoś w ogóle umie wymienić opery Moniuszki, wymieni Straszny dwór i Halkę. Mało tego, Hrabina to nawet tak do końca nie jest opera, bo zaczęła jako Singspiel, czyli śpiewogra. Współcześnie powiedzielibyśmy, że to jest po prostu XIX-wieczny musical.
Bo ma również mówione dialogi?
Tak, ale my się ich pozbywamy, bo naprawdę mocno się zestarzały – i jeśli chodzi o konwencję teatralną, i zawarty w nich dowcip. Największym w nich dowcipem jest bowiem tytułowa Hrabina. A dlaczego jest taka zabawna? Bo jest kobietą z ambicjami, z pomysłem na siebie, kobietą, która wie, czego chce. Bardzo to z jakiegoś powodu śmieszyło mężczyzn.
Moniuszkę też?
Niekoniecznie, bo kiedy wsłuchać się w napisaną dla tej bohaterki muzykę, dostajemy niezwykle szlachetną, piękną linię wokalną. Hrabina myśli szczerze, mówi szczerze i ja się mam z niej w związku z tym śmiać?
Postanowiłam więc zrobić w polskiej operze rzecz niemal rewolucyjną, która polega na wystawieniu Hrabiny z punktu widzenia Hrabiny – postaci, nawiasem mówiąc, w klasycznym trójkącie czasów stanisławowskich.

Karolina Sofulak | foto Michał Sita
Cóż to za trójkąt?
Oprócz Hrabiny jest w nim Kazimierz, który widziany był zawsze jako swego rodzaju alter ego Moniuszki. To mężczyzna szczery, prawy, o gorącym patriotycznym sercu, ale i prosty, nie do końca potrafiący się odnaleźć na salonach i rozmawiać w salonowych szyfrach. A trzecia w trójkącie jest młodziutka Bronka. A w to wszystko, jakby jeszcze było mało, próbuje się włączyć Dzidzi, postać buffo, fircyk, zawsze przedstawiany na scenie jako gej, choć w tym, co mówi i śpiewa trudno się doprawy tego doszukać. Mało tego, on śpiewa dość lubieżnie o wszystkich kobietach, więc wychodzi mi tu bardziej heteryk zakochany w pieniądzu zamożnych kobiet niż osoba w jakimkolwiek spektrum tęczy. Dlatego odchodzimy od tej nieuzasadnionej naszym zdaniem interpretacji.
Mężczyzna, który zna się na sukniach i przyjaźni z kobietami, nie musi być od razu gejem. Osobą nieheteronormatywną jest raczej Ewa, postać epizodyczna, która się pojawia, żeby zaśpiewać jedną arię, ale więcej nie zdradzę.
Wróćmy do samej Hrabiny, jak ją widzisz?
Kiedy przyjrzymy się konstrukcji całego dzieła, wszystkim dowcipnym odniesieniom muzycznym do Mozarta i wcześniejszych kompozytorów, widać, że ono nam opowiada tak naprawdę, co by było, gdyby Don Giovanni był kobietą. Gdyby to kobieta mogła wybierać sobie kandydatów do swojej ręki, bo to jest całe zawiązanie akcji – młoda, bogata i szczęśliwa wdówka szuka męża. Co ciekawe, tę sprawczość i pierwszoplanowość zwykle próbowano Hrabinie odbierać. Wielu uważało, że ta Hrabina powinna nosić tytuł Pan Kazimierz, bo to on jest kluczowy, Hrabina – „najniestalsza z wszystkich wdów”, jak o niej czytamy w libretcie – jest Telimeną, a młoda Bronka, kolejna postać, to Mickiewiczowska Zosia. Ale to nic innego, jak próba wciskania Hrabiny na siłę w szablon, który wydaje się niemądry. Zwyczajnie kupy się to nie trzyma i znacząco ogranicza możliwości interpretacyjne, czego bardzo nie lubię.
Narzucona interpretacja Moniuszki to nic nowego.
I Moniuszko, mam wrażenie, na tym bardzo cierpi. Poza tym, jak długo można wystawiać operę w konwencji: „co autor miał na myśli”? I, co ważniejsze, po co? To jest bardzo niedobre i dla autora, i dla widzów. Moniuszko pisząc Hrabinę był stosunkowo młodym gościem, miał dopiero czterdziestkę na karku. Nie był wtedy jeszcze tym spiżowym pomnikiem, w który go zmieniono, nie był ojcem naszej narodowej opery, nie zdążono mu doprawić żadnej gęby. Trzeba go widzieć jak każdego innego europejskiego kompozytora. Trzeba go filtrować przez to, co się działo u Verdiego czy Dworzaka w tych samych gorących czasach rewolucyjnych.
Stanisław Moniuszko z Włodzimierzem Wolskim, autorem libretta, dają mi tak naprawdę więcej możliwości na stworzenie na scenie satyry o mężczyznach niż kobietach, choć nikt tego tak dotychczas nie robił.

Karolina Sofulak | foto Michał Sita
W jakim kontekście powstała Hrabina?
W kontekście nieistniejącej Polski pod zaborami, więc była zorientowana na oszukanie cenzury. Musiała opowiadać o czymś, co z wierzchu miało wyglądać jak niewinna śpiewogra o dawnych czasach. Dlatego całość osadzona jest w końcówce XVIII wieku, w czasach wojen napoleońskich. Oficjalnie przedstawiano Hrabinę jako satyrę na gonienie za modą, a dla mnie to jest satyra na relacje damsko-męskie w naszym kraju, gdzie w kobietach rodzi się w drugiej połowie XIX wieku duch feministyczny, prowadzący do uzyskania przez nie w międzywojniu praw wyborczych.
Z tego powodu skaczemy po epokach: zaczynamy gdzieś w okolicy 1860 roku w salonie, do którego chodziłby może Moniuszko, zahaczamy o świat międzywojennego kabaretu i w trzecim akcie lądujemy gdzieś przy okrągłym stole – ale czy to są lata 90. XX wieku, czy to jest dzisiaj, trudno powiedzieć.
Kusiło cię, żeby coś dopisać?
Nie, nie dopisywałam jak Leon Schiller w swojej marksistowskiej interpretacji, gdzie znalazło się nawet miejsce na reformę agrarną. Uważam, że umuzycznione libretto ma w sobie wszystko, co jest konieczne do zrozumienia, kto kim jest i jakie ma intencje. A to, co może się tam wydarzyć dodatkowo, jesteśmy wstanie ogarnąć rozmaitymi środkami teatralnymi bez żadnego dopisywania.
Mówiłaś o Dzidzim, który zna się na sukniach, bo suknia Hrabiny ma znaczenie?
Wielkie, bo suknia jest szatą, dzięki której kobieta może odgrywać rolę publiczną. To, co wówczas noszono, od razu mówiło, jaką pełnisz funkcję społeczną. Suknia Hrabiny zostaje przedarta niechcący ostrogą Kazimierza. Trzeba więc zapytać od razu, co to znaczy? Równie duże znaczenie ma to, że Hrabina na wydanym przez siebie balu przebiera się za grecką boginię Dianę. Mamy tu więc ewidentnie z jednej strony motyw polowania – na męża, co się w trzecim akcie, w dworku szlacheckim, nagle zmienia w polowanie panów. Panie milczą, Moniuszko nie napisał chórowi żeńskiemu ani jednego zdania. Kobiety w miejscu ostatecznego upokorzenia Hrabiny nie mają nic do powiedzenia. Z drugiej strony, trzymając się tematu sukni, przebieranie się w strój z czasów greckich było jednym sposobem na pokazanie trochę więcej ciała, bo akcja dzieje się w czasach, w których pokazanie kostki było pornografią.
W końcu, można spojrzeć na tę suknię jak na niepodległość – bogata wdowa jako Polska, którą każdy chciał sobie wziąć.
Nie taka śmieszna robi się ta komedia.
Na koniec Hrabina zostaje bezceremonialnie wyrzucona za drzwi. Atrakcyjna i zamożna kobieta, która chce być sprawcza, zostaje przywołana do porządku przez patriarchalny porządek. Kobieta z kapitałem, staje się nim dla innych. Mówimy więc nadal o dawnych czasach czy już współczesnych?
Karolina Sofulak jest absolwentką studiów filologiczno-kulturoznawczych Europy Zachodniej na Uniwersytecie Warszawskim oraz międzywydziałowego kierunku reżyserii opery i teatru muzycznego na Akademii Sztuk Teatralnych, Akademii Sztuk Pięknych i Akademii Muzycznej w Krakowie. Jako współpracowniczka reżysera i reżyserka wznowień pracowała w Operze Narodowej w Warszawie, Opera North, Cantiere Internazionale d’Arte Montepulciano, Badisches Staatstheater Karlsruhe, Grange Park Opera, Theater Chemnitz, Teatro Regio di Torino, Opéra National de Bordeaux, Opéra de Dijon, Wuppertaler Bühnen, English National Opera oraz Royal Opera House Covent Garden. Reżyserowała dla Brighton Early Music Festival i London Festival of Baroque Music. W 2016 roku została stypendystką Independent Opera Fellowship, a rok później przygotowała Rycerskość wieśniaczą Mascagniego dla Opera North w Wielkiej Brytanii. W 2018 roku zdobyła pierwszą nagrodę w międzynarodowym konkursie reżyserskim European Opera-directing Prize, a jej zwycięska inscenizacja Manon Lescaut Pucciniego została zaprezentowana na scenie Opera Holland Park w Londynie w 2019 r. W Polsce wyreżyserowała między innymi Traviatę Verdiego dla Opery Bałtyckiej w Gdańsku, Fausta Gounoda dla Teatru Wielkiego w Poznaniu, Napój miłosny dla Opery Śląskiej w Bytomiu oraz Turandot dla Opery Krakowskiej.