By pojeździć na nartach wcale nie trzeba udać się w góry. Sporo polskich miast posiada własne stoki i wyciągi narciarskie. Historia stoku w naszym mieście jest o tyle wyjątkowa, że mieszkańcy mogli się nim cieszyć już w latach 80. XX wieku. Wtedy, wraz z koncepcją zagospodarowania terenów wokół Jeziora Maltańskiego, powstał pomysł stworzenia stoku na zboczu Kopca Wolności. Początkowo był on wykorzystywany tylko w śnieżne dni, ale wkrótce powstała koncepcja stworzenia w tym miejscu wyciągu dającego możliwość jazdy na nartach przez cały rok. Prace rozpoczęły się w sierpniu 1992 roku i po sześciu miesiącach Poznań mógł się pochwalić pierwszym w Europie Środkowej całorocznym centrum narciarstwa.
Na otwarcie obiektu przybyło trzydzieści tysięcy osób. Ośrodek Malta Ski był strzałem w dziesiątkę i do dziś służy mieszkańcom.
Dzisiaj Malta Ski dysponuje dwoma stokami narciarskimi. Mniejszy służy do pierwszych szusów na nartach czy snowboardzie, większy, o długości stu pięćdziesięciu metrów, daje możliwość rozwijania bardziej profesjonalnych umiejętności. Ktoś mógłby stwierdzić, że to nadal za mało i w takich warunkach nie da się poważnie uprawiać narciarstwa, ale to tylko część prawdy. – By dojechać z Poznania w góry trzeba pokonać kilkaset kilometrów. A u nas czy to weekendy, czy popołudniami można poznawać narciarstwo, szkolić się, by potem spróbować swoich sił na większych stokach – mówi dyrektor Malta Ski Tomasz Bociąg. Nie zmienia to faktu, że największą popularnością cieszą się zajęcia dla dzieci. – W sezonie w ramach szkółek narciarskich szkolimy od sześciuset do nawet ośmiuset małych narciarzy. Jeżeli ktoś chciałby zobaczyć, jak to wygląda, powinien odwiedzić nas w weekend. Stok jest pełen dzieciaków – dodaje Bociąg.
Jak wyglądają takie zajęcia? Instruktorka narciarstwa, Dominika Woszczyk: – Na małym stoku jest nawierzchnia dywanowa. Na niej dzieciom i dorosłym łatwiej jest uczyć się hamowania, podchodzenia, upadania i wstawania, czyli wszystkich podstaw narciarstwa. Wiele osób może mieć wątpliwości, czy są wystarczająco sprawne, by spróbować swoich sił na stoku, ale, jak się okazuje, niesłusznie: – Właściwie każdy zdrowy człowiek jest na tyle sprawny, żeby podjąć to wyzwanie. Nie jest to nic bardzo trudnego. Ważne, żeby nie próbować uczyć się jazdy na nartach na własną rękę. To dyscyplina, w której łatwo łapiemy złe nawyki. Ponadto samodzielna nauka jest mniej bezpieczna. Warto wziąć chociaż kilka lekcji z instruktorem, żeby przyswoić podstawowe narciarskie umiejętności – dodaje instruktorka.
Inspiracją dla narciarzy z Poznania może być Mateusz Garniewicz, który zaczynał, mając cztery latka, właśnie na stoku Malta Ski, a upór, talent i determinacja doprowadziły go aż na zimowe igrzyska olimpijskie. W 2014 roku, już jako student automatyki i robotyki na Politechnice Poznańskiej i jednocześnie utalentowany alpejczyk, wystartował na igrzyskach w Soczi. Na stoku w Krasnej Polanie wziął udział w jednej konkurencji, zjeździe mężczyzn. Wspomina: – Dziś, kiedy myślę o tym występie, to nawet czasami pojawia się coś w rodzaju dumy. Niewielu sportowcom z naszego miasta udało się dostać na zimowe igrzyska. Ale mimo tego, że zawsze byłem bardzo zdeterminowany i stawiałem sobie ambitne cele, występ w Soczi nie potoczył się po mojej myśli. To, że nie udało mi się ukończyć tych zawodów i wypadłem z trasy w drugim przejeździe, zawsze stanowiło dla mnie swego rodzaju zadrę w sercu. To taka mieszanka emocji – wspomina Garniewicz.
Warto podkreślić, że Mateusz nie mógł optymalnie przygotować się do startu w Soczi, bo o tym, że tam wystąpi, dowiedział się trzy tygodnie przed rozpoczęciem imprezy. Nie zmienia to faktu, że zorganizowane przez Rosjan igrzyska były wyjątkowe dla kibiców z Poznania.
Po pierwsze łyżwiarz szybki z naszego miasta, Jan Szymański, wywalczył wtedy brązowy medal razem z drużyną polskich panczenistów i był to pierwszy olimpijski krążek zdobyty zimą przez sportowca z Poznania. A po drugie, i wcale nie mniej ważne, Mateusz Garniewicz pokazał, że narciarz z nizin może dotrzeć wysoko w typowo górskim sporcie. – Tak naprawdę w pierwszej kolejności powinienem podziękować rodzicom, którzy zabrali mnie na stok, gdy byłem dzieckiem. Wtedy Malta Ski była jedną z większych atrakcji w Poznaniu. Rodzina zawsze stawiała na sport, więc w naturalny sposób trafiliśmy nad Maltę. Potem zacząłem startować w zawodach, pojawiły się pierwsze miejsca na podium, zwycięstwa i to wszystko sprawiło, że chcieliśmy coraz więcej. Pojechaliśmy na kolejne zawody na Podhale, na Puchar Polski, potem na zawody FIS [Międzynarodowa Federacja Narciarska i Snowboardowa], grupy treningowe w Zakopanem i Wiśle – opowiada Mateusz, który z dużym sentymentem wspomina tamte czasy. Ale ma też żal, bo jak mówi, gdyby miał większe wsparcie ze strony władz Polskiego Związku Narciarskiego, mógłby osiągnąć znacznie więcej: – Wszystko robiliśmy na własną rękę, tak jak potrafiliśmy najlepiej. Ale niestety przez to, że nie mieliśmy odpowiedniej opieki ze strony systemu, popełniliśmy sporo błędów. I pewnie dlatego nie zaszedłem wyżej.
Przez lata startów Mateusz Garniewicz cztery razy wywalczył akademickie mistrzostwo Polski. Był też wicemistrzem kraju w slalomie i slalomie gigancie w 2012 roku. Startował również na mistrzostwach świata i Zimowej Uniwersjadzie w 2013 roku. Po zakończeniu przygody z profesjonalnym sportem Garniewicz zaangażował się w szkolenie najmłodszych. – Chciałem przekazać trochę swoich umiejętności i doświadczenia. Przez jakiś czas działałem w ramach Wielkopolskiej Szkoły Narciarstwa. Stworzyliśmy wtedy grupę zawodników, która miała ochotę zrobić coś więcej. Malta jest niesamowitym miejscem, które gromadzi rodziców i dzieci zainteresowanych nartami. Jeżeli ktoś radzi sobie dobrze, warto zaproponować mu dalszą ścieżkę rozwoju, już niekoniecznie tylko w Poznaniu – podsumowuje Garniewicz.
Od niedawna Malta Ski może się pochwalić nową atrakcją dla narciarzy. W budynku obok stoku znajdziemy tzw. SkiTrainer, całoroczny obiekt narciarski stworzony z myślą o tych pasjonatach białego szaleństwa, którzy chcą szkolić swoje umiejętności bez względu na warunki panujące na zewnątrz.
Gdy wchodziłem do budynku, moim oczom rzeczywiście ukazał się niewielki stok narciarski pod dachem. Właśnie trwały zajęcia indywidualne, instruktor tłumaczył w jaki sposób należy się na nim poruszać. Nie ma wątpliwości, że to maszyna dla bardziej zaawansowanych narciarzy: – Jeżeli staniesz nie na tej nodze co trzeba, to zaraz zabierze cię do góry, a czujka wyłączy cały mechanizm. Tu nie masz miejsca na skorygowanie swojego błędu – tłumaczył klientowi. W jaki sposób działa SkiTrainer? – Ja to porównuję do bieżni – wyjaśnia Paweł Cielewicz z Malta Ski. – Mamy tu szczotkę dywanową na dwóch rolkach i ona się kręci, powodując uczucie jazdy, mimo że jesteś cały czas w miejscu. Instruktor nad wszystkim panuje, może zatrzymać urządzenie, przyspieszyć lub zwolnić jego działanie.
SkiTrainer ma jedną, podstawową przewagę nad stokiem zewnętrznym w Malta Ski. Daje możliwość znacznie bardziej intensywnego treningu. Być może przyjemność z jazdy nie jest tak duża jak na śniegu, ale przygotowując się do wyjazdu w góry warto odwiedzić SkiTrainera, by popracować nad wytrzymałością i techniką. – To uzupełnienie treningu, a nie coś co ma zastąpić klasyczne narciarstwo. Urządzenie pozwala poprawić błędy często popełniane podczas jazdy. Chodzi o powtarzalność skrętów na nartach. Na naszym stoku podczas jednego zjazdu wykonamy od sześciu do dziesięciu takich skrętów, a w trakcie jednej trzyminutowej sesji na SkiTrainerze zrobimy ich trzydzieści, może nawet czterdzieści. Jako instruktor stoję dwa metry przed uczestnikiem zajęć i cały czas mówię, co powinien poprawić. Jednocześnie taka osoba widzi się w lustrze, co jest bardzo pomocne. Na zajęcia ludzie nie przychodzą w kombinezonie, tylko w lżejszych ubraniach, a to pozwala mi dokładnie przyjrzeć się sylwetce. Sprawdzam czy wystarczająco uginają kolana oraz jak pracują ich biodra. Wszystko robimy po to, by taka osoba za chwile wyszła na stok i czuła się na nim pewniej. Warto zarezerwować czas na taki trening będąc w mieście, by potem wykorzystać nowe umiejętności już w górach – zachęca Cielewicz.
Stok narciarski w Poznaniu daje mnóstwo możliwości. Ale osoby, które nim zarządzają zmagają się z jednym ważnym ograniczeniem – pogodą.
Śnieżne zimy są dziś rzadkością, a to w połączeniu z wysokimi temperaturami sprawia, że narciarstwo w Malta Ski bardzo rzadko staje się białym szaleństwem z prawdziwego zdarzenia. Co musi się stać abyśmy w Poznaniu mieli szansę pojeździć na śniegu? – Są dwie możliwości: albo musi spaść śnieg, albo muszą być minusowe temperatury. W tym drugim przypadku włączamy sprzęt i naśnieżamy. Były już takie zimy, podczas których w ogóle nie było temperatury na minusie lub ewentualnie pojawiały się delikatne przymrozki. Wtedy przez cały sezon nie dało się u nas jeździć na śniegu. Stąd pomysł, by postawić taki obiekt jak SkiTrainer. Na nim przez cały rok warunki do jazdy są takie same – uśmiecha się dyrektor Bociąg.
Zewnętrzne stoki Malta Ski są czynne od października do kwietnia. Siłą rzeczy przez większość czasu poznańscy narciarze mogą tam jeździć na sztucznej nawierzchni, igielicie, który ma swoje wady i zalety: – Wiadomo, że to jest zamiennik, który daje możliwość uprawiania narciarstwa, gdy nie ma śniegu. „Szczotka” sprawia, że warunki na całym stoku są takie same. Nie ma muld czy lodu, jest równo i stabilnie. Ale trzeba mocno pracować i dociskać krawędź narty do stoku, bo igielit tego wymaga. Nie ukrywam, że nie wszystkim się to podoba. Wiele osób chciałoby swobodnie poszusować na śniegu, a tutaj wysiłek musi być większy – dodaje Bociąg.
Dla bardziej zaawansowanych narciarzy Malta Ski raz w miesiącu organizuje zawody Grand Prix w narciarstwie alpejskim. Mogą wziąć w nich udział zarówno dzieci jak i dorośli. Kolejna taka impreza odbędzie się 12 stycznia 2025 roku. Ale jazda na nartach czy snowboardzie to nie jedyne atrakcje, jakie oferuje ośrodek nad Maltą. Latem, gdy nikt nie myśli o śniegu, znajdziemy tam mnóstwo innych możliwości na czele z kolejką górską Adrenaline, która na pięciuset metrach potrafi się rozpędzić nawet do czterdziestu kilometrów na godzinę. Jest też nieco mniej ekstremalny tor saneczkowy, a nawet możliwość gry w minigolfa, dlatego Malta Ski to miejsce bez którego trudno wyobrazić sobie sportową mapę Poznania, ze śniegiem czy bez.