Fragment książki reporterskiej
Bartosza Żurawieckiego
Ojczyzna moralnie czysta.
Początki HIV w Polsce
Wydawnictwo Czarne
„NYCZAK, Janusz Antoni, reżyser; ur. 18 marca 1943, Sielce; studia: Wydział Prawa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza, Poznań 1967, Państwowa Wyższa Szkoła Teatralna, Warszawa 1976”. Tak zaczyna się biogram artysty zamieszczony w obszernej księdze Kto jest kim w Polsce 1984. Dalej mamy wykaz teatrów, z którymi Nyczak był związany, listę jego spektakli i nagród, a także informację, że w latach 1968–1978 należał do PZPR. Biogram zamyka dokładny adres domowy reżysera na poznańskim osiedlu Kraju Rad (obecnie Wichrowe Wzgórze) i numer telefonu. W 1984 roku nikomu się nawet nie śni, że powstanie coś takiego jak RODO. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych Nyczak był jednym z czołowych twórców teatralnych.
Już za swoje pierwsze przedstawienie zrealizowane w teatrze profesjonalnym, które wyreżyserował jeszcze jako student PWST, adaptację powieści Tadeusza Nowaka A jak królem, a jak katem będziesz (premiera w grudniu 1973 roku), otrzymał nagrodę na Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych we Wrocławiu, jak również bardzo pozytywne recenzje. Michał Misiorny z Trybuny Ludu napisał, że Nyczak „rozumie i czuje poetycką prozę Nowaka organicznie – tak jakby żył i wychowywał się w żywym centrum mitów, jakby obcował z obrazami tradycji, archetypicznymi postaciami i rekwizytami kultury wsi”. Recenzent skłonny był też zaliczyć spektakl do ważnych wydarzeń „jubileuszowego sezonu Polski Ludowej”. Ale i mniej ideologicznie uwikłani krytycy chwalili przedstawienie. Tomasz Miłkowski nazwał je poetyckim misterium, „w którym znaczące jest nie tylko słowo, ale nastrój ogarniający wszystkie elementy widowiska”. A jak królem, a jak katem będziesz zostało także przeniesione do telewizji.
Nyczak zrealizował ten debiutancki spektakl w poznańskim Teatrze Nowym, którego dyrektorką w tym samym roku została Izabella Cywińska.
„Nieduży, rudy blondyn z rzadkimi włosami i takim wycofanym uśmiechem” – opisuje go w autobiografii Dziewczyna z Kamienia. I dodaje: „Janusz był gejem. Może stąd jego szczególna wrażliwość”. W teatrze Nyczak pracował przez cały okres rządów Cywińskiej, które zakończyły się we wrześniu 1989 roku, gdy została powołana na stanowisko ministerki kultury w pierwszym rządzie III RP kierowanym przez Tadeusza Mazowieckiego. Ostatni spektakl wyreżyserowany przez Nyczaka w Nowym, a zarazem jego ostatni spektakl dramatyczny, Damy i huzary Fredry, będzie miał premierę już pod dyrekcją Eugeniusza Korina, w marcu 1990 roku.
Cywińska w swoich wspomnieniach pisze, że Janusz darzył ją „uczuciem czystej miłości i chorej nienawiści”. Uważał, że jest dla niego „za silna, za opiekuńcza, zbyt dominująca”. Często więc porzucał Nowy, by pracować w innych teatrach. Ale to na poznańskiej scenie zrobił swoje najlepsze, nagradzane przedstawienia. W 1976 roku Letników Gorkiego, w roku 1985 Trzy siostry Czechowa, które przyniosły mu najwyższe reżyserskie wyróżnienie, Nagrodę im. Konrada Swinarskiego („Piękno spektaklu Nyczaka można opowiedzieć językiem czysto muzycznym; harmonia nie oznacza tu łagodzenia, rozmydlania konfliktów, lecz jedynie precyzyjne prowadzenie poszczególnych »melodii« w misternym kontrapunkcie” – zachwycał się Jacek Sieradzki w Twórczości). Wreszcie wspomniane Damy i huzary, uhonorowane nagrodą za reżyserię na Opolskich Konfrontacjach Teatralnych („Unikające sztampy i zaskakujące oryginalnością rozwiązania poszczególnych scen przywróciły ich komizmowi świeżość i szczerość, sprawiając, że tekst stał się znów nieodparcie zabawny” – tak do obejrzenia telewizyjnej wersji spektaklu zrealizowanej w roku 1991 zachęcała Gazeta Telewizyjna).
Widziałem ten ostatni spektakl na scenie Nowego na początku lat dziewięćdziesiątych i potwierdzam, że nie tylko skrzył się humorem, ale też emanował energią i siłą witalną.
– Pewnego dnia wieczorem, koło dwudziestej drugiej, zadzwonił u mnie telefon. To był rok osiemdziesiąty szósty albo osiemdziesiąty siódmy – opowiada profesor Jacek Juszczyk, przyjaciel Nyczaka jeszcze z czasów studenckich. – Odbieram, a to Janusz. Mówi, że ma następującą sprawę. Był w Brazylii, w Rio de Janeiro. Poszedł na Copacabanę, gdzie został napadnięty przez trzech zbirów, którzy zażądali od niego pieniędzy. Zaczął uciekać, ale jeden z nich zdążył wbić mu nóż między żebra. Stracił przytomność, został zabrany przez pogotowie do szpitala. Tam go opatrzono i zwolniono, bo okazało się, że nie ma uszkodzonej opłucnej. Minął jakiś miesiąc od tamtego wydarzenia i on teraz mówi mi przez telefon: „Tak się źle czuję, mam gorączkę, dreszcze. Myślę, że na tym nożu były jakieś pasożyty i mnie zarazili”. Następnego dnia przyjechał do mnie do szpitala. Ja tylko na niego spojrzałem i już wiedziałem, że jest chory na AIDS. Dlaczego? Bo miał na czubku nosa wykwit typowy dla mięsaka Kaposiego.
W Brazylii Nyczak prowadził kursy aktorskie. Kraj ten powraca w opowieściach osób, które znały reżysera.
Maria Peszek, dzisiaj sławna aktorka i piosenkarka, urodzona w 1973 roku córka Jana Peszka, wspomina w magazynie Replika, że gdy była małą dziewczynką, łączyła ją z Nyczakiem silna więź: „To była tak intensywna przyjaźń, że właściwie miłość z mojej strony […]. Miałam osiem lat, wchodziłam w świat książek i Janusz był jednym z moich przewodników. Dużo podróżował i zawsze przywoził mi prezenty. Na komunię dostałam ametyst z Brazylii. Wyobraź sobie, początek lat osiemdziesiątych, ja w komunijnej sukience, kwiaty we włosach, idziemy nad staw, karmię kaczki i on wręcza mi ten ametyst. Filmowa scena”.
Z kolei Cywińska opisuje, jak Nyczak kiedyś przyszedł do jej gabinetu, „pokręcił się, stanął naprzeciwko, długo milczał, aż wreszcie rozpromienił się jak nigdy dotąd i zaczął opowiadać o jakimś czarnym chłopcu, którego spotkał na plaży w Brazylii. Zakochali się w sobie”. Cywińska zapytała Janusza: „A jeśli cię zaraził?”. Odpowiedział: „Niczego nie żałuję…”. Ale reżyser zwierzał się swojej dyrektorce nie tylko z romantycznych uczuć. „Truchlałam, kiedy Nyczak opowiadał mi o miłosnych homoseksualnych rytuałach, jakim oddawał się w Brazylii” – czytamy dalej w Dziewczynie z Kamienia. – Pamiętam opowieść o »krzaku gorejącym«. Janusz i inni amatorzy ryzykownych doznań półnadzy wypinali pupę w gęste zarośla, a ukryci tam miłośnicy robili z nimi, co tylko chcieli”.
Po diagnozie Nyczak trafiał co jakiś czas do szpitala. Odwiedzali go przyjaciele i aktorzy, nie tylko z Nowego.
– Było widać, że jest chory. Miał sińce na dłoniach. Jak podawał rękę, to prawie robił żółwika – wspomina Grzegorz Mrówczyński, wówczas dyrektor Teatru Polskiego w Poznaniu, gdzie Nyczak zrealizował Kurkę wodną Witkacego. – Obejmowałem go ostentacyjnie, żeby pokazać, że to nie dżuma. Chodził z tym wyrokiem śmierci, jakby się nic nie stało. Pracował do końca. Myślał do końca. W szpitalu zastanawiał się nad różnymi rzeczami, o których wiedział, że już ich nie zrobi. Nyczak planował wystawienie Wiśniowego sadu Czechowa. „Chciał powierzyć mi rolę Ani” – mówi w Replice Maria Peszek. – Widziałem go dzień, dwa przed jego śmiercią – opowiada dalej Mrówczyński. – Wyglądał na zrelaksowanego. Ale skarżył się, że nawet podmuch wiatru może go zabić.
Janusz Nyczak zmarł tuż po Bożym Narodzeniu, 28 grudnia 1990 roku.
– Proszę zauważyć, że wymieniam jego nazwisko w sposób jasny i czytelny – zwraca mi uwagę Jacek Juszczyk. – Dlaczego? Dlatego że Janusz Nyczak powiedział publicznie swoim kolegom i koleżankom z Teatru Nowego, że ma AIDS. Tak, Janusz Nyczak był u nas pierwszą jawną ofiarą AIDS. Pierwszą i wśród znanych osób żyjących w Polsce w gruncie rzeczy jedyną, która nie uczyniła ze swojej choroby tajemnicy. Inni polscy artyści, o których wiemy oficjalnie, że umarli na AIDS – pisarz Konstanty Jeleński, tancerze Gerard Wilk i Wojciech Wiesiołłowski – mieszkali i zmarli za granicą. Zarazem Nyczak był zbyt słabo znany szerokiej publiczności, by stać się na przykład polskim Rockiem Hudsonem, czyli powszechnie rozpoznawalną, ludzką twarzą AIDS.