Dostosuj preferencje dotyczące zgody

Używamy plików cookie, aby pomóc użytkownikom w sprawnej nawigacji i wykonywaniu określonych funkcji. Szczegółowe informacje na temat wszystkich plików cookie odpowiadających poszczególnym kategoriom zgody znajdują się poniżej.

Pliki cookie sklasyfikowane jako „niezbędne” są przechowywane w przeglądarce użytkownika, ponieważ są niezbędne do włączenia podstawowych funkcji witryny.... 

Zawsze aktywne

Niezbędne pliki cookie mają kluczowe znaczenie dla podstawowych funkcji witryny i witryna nie będzie działać w zamierzony sposób bez nich.Te pliki cookie nie przechowują żadnych danych umożliwiających identyfikację osoby.

Funkcjonalne pliki cookie pomagają wykonywać pewne funkcje, takie jak udostępnianie zawartości witryny na platformach mediów społecznościowych, zbieranie informacji zwrotnych i inne funkcje stron trzecich.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Analityczne pliki cookie służą do zrozumienia, w jaki sposób użytkownicy wchodzą w interakcję z witryną. Te pliki cookie pomagają dostarczać informacje o metrykach liczby odwiedzających, współczynniku odrzuceń, źródle ruchu itp.

Wydajnościowe pliki cookie służą do zrozumienia i analizy kluczowych wskaźników wydajności witryny, co pomaga zapewnić lepsze wrażenia użytkownika dla odwiedzających.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Reklamowe pliki cookie służą do dostarczania użytkownikom spersonalizowanych reklam w oparciu o strony, które odwiedzili wcześniej, oraz do analizowania skuteczności kampanii reklamowej.

Brak plików cookie do wyświetlenia.

Pociąg do Wolsztyna

Nie trzeba nawet wsiadać w samolot, by dotrzeć do naszego małego Monachium. Można pociągiem, ciągniętym przez parowóz, a to dopiero początek atrakcji.
tekst i foto PIOTR LIBICKI

Weekendowa Wielkopolska
autorski cykl Piotra Libickiego

 

Wolsztyn
75 km od Poznania
~ 1h30 samochodem
~ 2h15 pociągiem

Dziś kolej przeżywa w Wielkopolsce renesans. Pomiędzy Poznaniem a wieloma miastami regionu kursuje sprawnie PKM-ka, Poznańska Kolej Metropolitalna. W tygodniu nieco zatłoczona, w weekendy daje przyjemność komfortowej podróży. Pamiętam, jak dekadę temu pociąg do Wolsztyna ciągnął raz dziennie parowóz, a miłośnicy kolei ściągali się z nim samochodem, przystając co jakiś czas i fotografując buchającą parą i dymem maszynę. Dziś parowóz odjeżdża z Poznania raz w tygodniu, w sobotnie popołudnie, co nie jest szczęśliwym rozwiązaniem dla jednodniowych podróżników. Ja w niedzielny poranek wybrałem więc pociąg poranny i już po chwili przez okno przyglądałem się płaskiej jak Holandia Wielkopolsce. Po godzinie i kwadransie podróży, po prawej stronie zarysowały się wieże dwóch kościołów, a pociąg łukiem wbił się pomiędzy lśniące hale produkcyjne przedmieść miasteczka, by za moment wjechać na dworzec. Jesteśmy w Wolsztynie.

„To z pewnością niechlubna wizytówka Monachium, podobnie jak pobliski dworzec autobusowy PKS-u. W zaniedbanym modernistycznym budynku, prócz kas biletowych mieści się zakład szewski oraz sklep Ciuszek” – pisałem w „Spacerowniku Wielkopolskim” z 2011 roku. Ale to już przeszłość. Na fali licznych inwestycji narodowego przewoźnika i zapewne odpowiedniego zaangażowania władz miasta budynek z 1961 roku przeobraził się w nowoczesny obiekt, zachowując jednak ponadczasowy urok modernistycznej architektury, z rysem ostatnich drgnięć socrealizmu. Za tą udaną przemianą licznie wzmiankowaną w architektonicznych pismach, stoi świetna, nagradzana poznańska pracownia PL.architekci, która specjalizuje się w domach jednorodzinnych kontynuujących najlepsze tradycje Franka Lloyda Wrighta i Le Corbusiera.

W budynku znalazło się także studyjne Kino za Rogiem oraz Gminne Centrum Informacji (otwarte również w soboty). To chyba najlepiej świadczy o świadomości i aspiracjach Wolsztyna.

Pierwszy cel po przyjeździe to oczywiście kawa i ciastko przy rynku. Wprost z dworca wchodzę na pięknie wyremontowaną ulicę Dworcową i po chwili skręcam w ulicę 5 Stycznia. Łatwo się domyślić, że musiała to być ważna data w historii miasteczka. Tego dnia 1919 roku powstańcy wielkopolscy odbili Wolsztyn z rąk Prusaków, kończąc tym samym okres niemieckich rządów. Głównym punktem niemieckiego oporu, który mijam po lewej stronie ulicy, był gmach poczty, wzniesiony z początkiem XX wieku i nawiązujący do architektury francuskiej XVII wieku. Jego mansardowy dach czy kontrastujące zestawienie ceglanej elewacji z jasnym detalem architektonicznym tworzą uroczy „kostium francuski”.

Plac miejski z fontanną w centrum, na którym widać osobę pochyloną nad strumieniami wody. W tle znajduje się wysoka wieża kościelna, otoczona drzewami i zadbanymi budynkami. Kwiaty w wiszących donicach oraz czyste, niebieskie niebo nadają scenerii pogodnej i spokojnej atmosfery, tworząc urokliwe, miejskie otoczenie.

Kościół Najświętszej Maryi Panny Niepokalanie Poczętej w Wolsztynie

Zupełnie inny charakter ma równie urocza willa dawnego pruskiego starosty, cofnięta poza linię pierzejowej zabudowy i świetnie wyremontowana. Oryginalne zielone okiennice wprowadzają klimat wiejskiej sielanki. Willa, zbudowana w 1913 roku w stylu niemieckiego wczesnego modernizmu z elementami neorenesansowymi, mieściła na parterze salę obrad rady powiatu, a na piętrze mieszkanie starosty. W weekend niestety to nie możliwe, ale w tygodniu można zajrzeć do środka i zachwycić się witrażami, schodami prowadzącymi na piętro, polichromowanym stropem i kominkiem w holu. Ach!

Ślady zmiennej historii widoczne w przestrzeni miast to rzecz naturalna. Miasta nigdy nie były jednolitymi opowieściami, ale palimpsestami, przez które należało przenikać, by poznać ich złożoną tożsamość. Wystarczy więc przejść na drugą stronę ulicy 5 Stycznia i cofnąć się kilkadziesiąt kroków w stronę dworca. W XIX wieku znajdował się tu stary cmentarz katolicki. Na jego miejscu w czasie drugiej wojny światowej Niemcy urządzili park, a pod koniec wojny nowe polskie władze z komunistycznego nadania w porozumieniu z radzieckimi towarzyszami przekształciły go w cmentarz 362 oficerów Armii Czerwonej, którzy zginęli głównie na terenie Niemiec. Dowódcy uznali, że zabici oficerowie nie powinny spoczywać w ziemi wroga, ale podporządkowanego im sojusznika. Poległych podobno spod samego Berlina zwożono tuż za dawną granicę polsko-niemiecką, do Wolsztyna. Nad grobami, ozdobionymi czerwoną gwiazdą, góruje czerwonoarmista depczący hitlerowskiego orła.

Autorem pomnika wzniesionego już w 1945 roku był miejscowy artysta Edward Przymuszała oraz poznański rzeźbiarz Józef Murlewski.

Spod pomnika, mijając plac Hoene-Wrońskiego z ciekawą abstrakcjonistyczną rzeźbą „Struktura” z 1975 roku artysty plastyka Mariana Banasiewicza, rzucając okiem na dawny zbór protestancki z 1830 roku po drugiej stronie, pędzę na rynek. Po pięciu minutach staję na placu okolonym zielenią, z przysadzistym budynkiem ratusza z około 1835 roku, pomnikiem powstańca wielkopolskiego i fontanną sikającą z posadzki. Kiedy w upalne dni rozkrzyczane dzieci przebiegają między strumieniami wody, rodzice siadają przy małej czarnej lub lodach. Samochody w tym czasie w ślimaczym tempie krążą wokół rynku, rządzą tu piesi. W niedzielne przedpołudnie jest jeszcze nieco pusto, najpopularniejsza kawiarnia, Cafe de Paris, otwiera się dopiero o dwunastej, więc wybieram kawiarnię Karpicko, wywodzącą się spod Wolsztyna i obecną dziś także w Poznaniu, Wrocławiu i Zielonej Górze. Zamawiam croissanta z kremem i borówkami. Do tego oczywiście cappuccino. I delektuję się smakiem i łagodnym słońcem.

Wolsztyn jest miastem bez wątpienia zamożnym. I to zamożnym w najlepszym tego słowa znaczeniu. Własność prywatna była w Wolsztynie do tego stopnia rzeczą świętą, że prawo z końca XV wieku za naruszenie cudzej własności przewidywało ucięcie ucha.

Pod koniec XVIII wieku, miasteczko liczyło 1554 mieszkańców: Polaków, Niemców i Żydów, dziś to miasto na ponad 11 500 mieszkańców, z których ponad 10 proc. prowadzi własną działalność gospodarczą. Pozostali pracują w przemyśle, w budownictwie, w handlu i usługach a co piąty zajmuje się rolnictwem. Stopa bezrobocia na koniec 2023 roku wynosiła tu niecałe 2 procent, czyli znacznie poniżej średniej krajowej i regionalnej. I ten dobrobyt widać gołym okiem. To nie tylko liczne hale produkcyjne i magazynowe na obrzeżach miasta, w tym międzynarodowego giganta w produkcji opon – firmy Firestone, ale również piękne domy mieszkalne na przedmieściach oraz odnowione budynki w centrum. To w końcu liczne cukiernie, lodziarnie, kawiarnie, piekarnie i niezliczone butiki. W efekcie w zwykły dzień, a już szczególnie w sobotnie przedpołudnie, Wolsztyn tętni życiem prawdziwie wielkomiejskim. Tu o centrum handlowym za miastem nikt nie słyszał.

Mając dogodny punkt obserwacyjny na rynek, widzę głównie rodziny wracające z kościoła i zgodnie ze starą mieszczańską tradycją wstępujące na słodkie.

Wszyscy ładnie, odświętnie ubrani, nie tylko z witryn wolsztyńskich sklepów, ale niewątpliwie także z Poznania czy Berlina, choć Wolsztyn, jak Monachium, wydaje się kategorią samą w sobie i nie potrzebuje innych stolic. Nie zmienia to faktu niezwykłego przywiązania do Wielkopolski. Kiedy w 1975 roku, przy okazji reformy administracyjnej, Wolsztyn znalazł się w granicach województwa zielonogórskiego, wolsztynianie potraktowali to niczym ponowne włączenie do Niemiec. Z ulgą więc powitali w 1998 roku swój drugi powrót do wielkopolskiej macierzy.

Ogród z prostą, żwirową alejką prowadzącą w kierunku różowego budynku. Po obu stronach ścieżki znajdują się rzeźby głów na postumentach oraz starannie pielęgnowane krzewy róż. Roślinność i architektura tworzą symetryczną i harmonijną przestrzeń, a wysokie drzewa dodają ogrodowi poczucia intymności i spokoju.

Muzeum Regionalne w Wolsztynie

Główny kościół parafialny miasta zwany – zgodnie z wielkopolską tradycją – farą (od niemieckiego Pfarrkirche), pięknie zamyka perspektywę ulicy Kościelnej, a jego wysoka wieża stanowi swoisty kompas w strukturze miasta. Kościół wzniesiony został w drugiej połowie XVIII wieku przy udziale architekta i budowniczego Antoniego Höhne, autora świetnego zboru, a dziś katolickiego kościoła Wszystkich Świętych na Grobli w Poznaniu. Świetliste, złoto-białe wnętrze ozdobione iluzjonistycznymi polichromiami i dość marną rzeźbą robi pałacowe wrażenie. Patronką świątyni i miasta jest Najświętsza Maria Panna, przedstawiona na cudownym obrazie w ołtarzu głównym.

Synem Antoniego Höhne był urodzony w Wolsztynie Józef Hoene-Wroński (1776-1853), szalony filozof, sprawny matematyk, fizyk, prawnik i ekonomista.

Jako małe dziecko przeniósł się z rodzicami do Poznania, by potem brać udział w insurekcji kościuszkowskiej, studiować w Niemczech i w końcu w 1800 roku wyjechać na zawsze do Francji. Projektował wodociągi dla Marsylii i próbował stworzyć uniwersalny przyrząd rachunkowy (komputer?). Słał listy otwarte do cesarzy i papieży, promując swoją filozofię absolutną, wskazującą ludzkości drogę do kolejnej, szczęśliwej tym razem, epoki dziejów. Umarł w nędzy i samotności.

Brzeg jeziora z dużym drzewem na pierwszym planie, które zapewnia cień. Na trawie w pobliżu wody odpoczywają ludzie, a w oddali widać gęsty las otaczający jezioro. Spokojna sceneria z czystym niebem i delikatnymi chmurami tworzy relaksującą, naturalną atmosferę.

Jezioro Wolsztyńskie

Siedząc w kawiarni, kontemplując otoczenie, ludzi i historię miasta nie mamy poczucia, że Wolsztyn leży pomiędzy dwoma jeziorami: Berzyńskim na południu i Wolsztyńskim na północy. Jezioro Berzyńskie jest większe i wykorzystywane przede wszystkim przez żeglarzy. Jezioro Wolsztyńskie jest o połowę mniejsze, leży jednak dwa kroki od rynku. Jest więc idealnym miejscem na spacer. Wystarczy podążyć ul. Poznańską za leniwie spacerującymi rodzinami, by dotrzeć do jego brzegu, a nawet dalej, gdyż atrakcją jeziora jest „molo”, przyozdobione kwietnikami z tak lubianymi w tych stronach pelargoniami. Wzdłuż jeziora zaś prowadzi promenada, która w kierunku południowym doprowadzi nas do Dojcy, rzeki-łączniczki między jeziorami, a w kierunku północnym do plaży w niegdyś sąsiadującej z Wolsztynem miejscowości Komorowo (dziś części miasta).

Z perspektywy molo intrygujący element krajobrazu tworzy kamienno-drewniana balustrada przy brzegu jeziora, ozdobiona różowymi i białymi surfiniami.

Pierwotnie stanowiła ona granicę jednego z ogrodów, który dochodził do samej wody. Ciekawscy podchodzą bliżej, zaglądają w głąb, a ich oczom ukazuje się schowany w dali ogrodu dom z wielkimi oknami na piętrze i kamiennymi psami na skraju elewacji. Prosta ścieżka ogrodu ujęta została rzeźbionymi głowami na postumentach. Trzeba mieć niezłą wyobraźnię, by w środku wielkopolskiego miasteczka wystawić tak nieprawdopodobny, ale jednocześnie urokliwy budynek.

Ulica z kawiarnianym ogródkiem „Cafe de Paris”, gdzie przy stolikach na zewnątrz siedzą ludzie, rozmawiając i spożywając posiłki. Po lewej stronie widać chodnik ozdobiony kwiatami w wiszących donicach, a w tle kamienice. Atmosfera jest spokojna i przyjazna, a ludzie cieszą się czasem spędzonym na świeżym powietrzu w miejskim otoczeniu.

'Cafe de Paris’ Wolsztyn

Tę miejską rezydencję według własnej koncepcji wzniósł w 1934 roku rzeźbiarz i malarz Marcin Rożek (1885-1944), autor pomnika Bolesława Chrobrego w Gnieźnie, Siewcy w Luboniu, a w Poznaniu popiersia Chopina w parku przy Urzędzie Miasta czy gigantycznej figury Chrystusa, który w 1932 stanął na obecnym placu Mickiewicza, i którego w 1939 roku zniszczyli Niemcy. Jego kopia, w atmosferze kontrowersji, pojawiła się w Poznaniu w 2016 roku i umieszczona została przy kościele św. Floriana na Jeżycach.

Marcin Rożek, najwybitniejszy bez wątpienia rzeźbiarz międzywojnia w Wielkopolsce, absolwent artystycznych uczelni Berlina, Paryża i Monachium.

Był on aktywnym współorganizatorem artystycznego życia Poznania, współzałożycielem grupy Plastyka i wykładowcą poznańskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych, obecnego Uniwersytetu Artystycznego. W 1934 roku powrócił do Wolsztyna, w którym spędził dzieciństwo i tu pracował do wojny. Aresztowany przez Gestapo w 1941 roku, zginął w Auschwitz trzy lata później. Po wojnie jego domem opiekowała się siostra artysty, która w 1968 roku przekazała go miastu. Dziś mieści się w nim Muzeum Regionalne.

Jeśli chcemy zobaczyć ten dom wewnątrz, musimy ulicą Poznańską cofnąć się nieco, skręcić w ul. 5 Stycznia, by po chwili stanąć pod nagim atlantem i półnagą kariatydą, strzegącymi wejścia. Za holem wejściowym schody prowadziły pierwotnie w dół, do dwupoziomowego atelier artysty, zajmującego poziom piwnicy i parteru. Dziś górny poziom atelier zajmują sale wystawowe. Klimat zachowały dwa, niegdyś prywatne pokoje rzeźbiarza na piętrze, z salonem od ogrodu pełnym obrazów, rzeźb i chyba najbardziej urzekających emaliowanych tond przedstawiających kobiece i dziecięce sylwetki lub pary kochanków w lirycznych pozach.

Piękny jest również sam ogród, gdzie na niewidocznym od jeziora tarasie, wśród pnączy, kwiatów, nagich nimf i młodzieńców możemy spędzić kilka rozleniwiających chwil.

Zieleń ogrodu Marcina Rożka dobrze nastraja do powrotu na zieloną ścieżkę wzdłuż jeziora. Mijam po prawej stronie nowoczesne centrum sportowe z cieszącą się popularnością kawiarnio-restauracją na parterze i kortem tenisowym na dachu. Po chwili wchodzę na poprzerzucane nad bagnistym brzegiem jeziora drewniane pomosty, które rozbiegają się w różne strony, by znów się połączyć lub poprowadzić na skraj wody. Prawdziwy labirynt, który największą frajdę sprawia dzieciom. Kawałek dalej uważny spacerowicz znajdzie na jednym z drzew rzeźbione maski Meduzy, której spojrzenie zmieniało żywe istoty w kamień i Satyra, leśnego demona, bożka płodności, nie zawsze przyjaznego człowiekowi. Marcin Rożek wyrzeźbił je przed wojną, oryginały znajdują się w muzeum.

Ogród z elegancką kolumnadą i rzeźbami przedstawiającymi postacie ludzkie. W centralnej części widoczne są trzy posągi otoczone bujną roślinnością oraz starannie przyciętymi krzewami. Jasne, kamienne kolumny nadają ogrodowi klasycznego charakteru, a rośliny pnące tworzą przytulną atmosferę tego zielonego zakątka.

Rzeźby Marcina Rożka

Stąd już niedaleko do plaży, z której znów otwiera się szeroka perspektywa na jezioro. I jeśli jest upalny dzień, to nic przyjemniejszego niż wypożyczyć rower wodny lub kajak i opłynąć wyspę o lirycznie brzmiącej nazwie Tumidaj, podpłynąć do plaży w nieodległym Karpicku, wykąpać się lub Dojcą przepłynąć na jezioro Berzyńskie. Jest to możliwe tylko kajakiem, gdyż między jeziorami jest półtora metrowa różnica wysokości i łatwiej kajak przy śluzie przenieść, niż ze śluzą męczyć się samemu.

Podobno korbkę do śluzy można pożyczyć w pobliskim hotelu, bo bez korbki ani rusz.

Komorowo, dziś część Wolsztyna, było niegdyś, jak wspomniałem, oddzielną miejscowością i to o metryce starszej od miasta. To właśnie jeden z właścicieli Komorowa około 1380 roku założył Wolsztyn, który do XIX wieku był miastem prywatnym. Dlatego też wolsztyński kościół ma w prezbiterium emporę (balkon ozdobiony herbami) na której zasiadali kolejni właściciele obu miejscowości. Obecny pałac wzniesiony został w 1911 roku z inicjatywy Stefana Mycielskiego, właściciela Komorowa, przez utalentowanego i dobrze znanego w Poznaniu architekta, absolwenta świetnej berlińskiej Politechniki Charlottenburskiej, Rogera Sławskiego (1871-1963).

Elewacja frontowa pałacu z monumentalnym kolumnowym portykiem nawiązuje do północnej elewacji Pałacu na Wyspie warszawskich Łazienek.

Przywołanie form architektury z ostatnich lat wolnej I Rzeczpospolitej miało symboliczny wymiar. Wobec zaborczej rzeczywistości było manifestacją uczuć patriotycznych. Formuła ta, powszechna na początku XX wieku wśród polskich fundatorów w Wielkopolsce, została skodyfikowana jako tak zwany styl krajowy, zwany również kostiumem narodowym lub stylem polskim. Pałac niestety spłonął w 1945 roku i został kilka lat później odbudowany w kompletnie zmienionym we wnętrzach kształcie. W latach 90. funkcjonował tu dość obskurny hotel PTTK, a dziś należąca już do urzędu gminy jest w gruntownym remoncie. Po jego ukończeniu pałac ma pełnić funkcje społeczne i kulturalne.

Wnętrze eleganckiego pokoju wypełnione dziełami sztuki, w tym rzeźbą dziewczynki na pierwszym planie. W tle znajdują się obrazy na ścianach, sztaluga z rysunkiem oraz drewniany stół otoczony krzesłami. Jasne, drewniane podłogi i roślina doniczkowa dodają przytulności tej artystycznej przestrzeni.

Muzeum Marcina Rożka

Obiad w polskiej tradycji wyznacza granicę dwóch światów. Przed obiadem jest praca, po obiedzie słodkie lenistwo. Chyba że jest to niedziela, a jeśli niedzielny obiad w Wolsztynie, najlepiej w Zielonej Prowansji, gdzie bez rezerwacji ani rusz. Ja jej nie zrobiłem, więc przejściem za pałacem, przez rynek i ulicę Krótką dochodzę do ulicy Roberta Kocha. Tam obok siebie znajdują się dwa gastronomiczne przybytki o podobnym kulinarnym profilu – Galeria Europejskich Smaków i Bistro Europa. A że dzień jest letni zamawiam w bistro-lokalu pyszny chłodnik, przyglądając się zjadanej przez sąsiadów smakowitej, prawdziwie wielkopolskiej kaczce z pyzami.

Robert Koch (1843-1910), twórca nowoczesnej bakteriologii, nie bez powodu ma ulice swego imienia w Wolsztynie. Niedaleko stąd znajduje się neogotycki dom, w którym w 1862 roku zamieszkał wraz z rodziną, obejmując funkcję lekarza powiatowego.

To tu rozpoczął badania nad laseczkami wąglika i zarodnikami gronkowca, czym zwrócił na siebie uwagę świata naukowego. W efekcie po ośmiu latach pobytu w Wolsztynie, powołany został do Berlina, gdzie w 1891 roku stworzono dla niego instytut chorób zakaźnych, przemianowany z czasem na słynny, istniejący do dziś Robert Koch Institut. Jego największym dokonaniem było odkrycie w 1882 roku bakterii wywołującej gruźlicę i właśnie za badania nad tą chorobą otrzymał w 1905 roku Nagrodę Nobla. Koch prowadził też badania nad chorobami tropikalnymi, wiele podróżując po Azji i Afryce. Neogotycki dom, w którym zamieszkał w Wolsztynie, też ma swoją ciekawą historię. Wzniesiony został w latach czterdziestych XIX wieku z przeznaczeniem na szpital – Dom Pod Samarytaninem. Jego fundatorką była Angielka, Mery Pearce, związana z Gajewskimi, właścicielami Komorowa-Wolsztyna. Dziś w dawnym szpitalu i domu Kocha mieści się poświęcone mu tyci muzeum.

Przeciwieństwem rozmiarów muzeum Kocha, jest must-see miasta Wolsztyna –słynna Parowozownia. Bo być w Wolsztynie i nie zobaczyć Parowozowni, to jak odwiedzić Rzym i nie zobaczyć papieża!

Pędzę więc ulicą 5 Stycznia, skręcam w Dworcową, mijam dworzec, dochodzę do ulicy Fabrycznej, przechodzę przez tory i uff, jestem. Wolsztyńska Parowozownia jest ostatnią działającą w Europie. Stąd każdego roboczego dnia do Zbąszynka, a w sobotnie południe także do Poznania odjeżdża pociąg, który ciągnie parowa lokomotywa. Tych zewidencjonowanych w Parowozowni jest około dwudziestu. W tygodniu i w sobotę możemy z mechanikami-magikami, którzy w czarodziejski sposób przywracają je do życia, porozmawiać. Najsłynniejszym parowozem jest „Piękna Helena”, wyprodukowana w 1937 roku w fabryce w Chrzanowie, mogąca mknąć z prędkością nawet 130 kilometrów na godzinę! Okazją, by podziwiać jej wdzięki jest doroczna Parada Parowozów, która powróciła po pandemicznej przerwie. Odbywa się zawsze w okresie majówki i przyciąga tysiące miłośników parowozów z Polski i z zagranicy. Przy muzyce, w kłębach dymu i pary, wdzięczą się lokomotywy, które niegdyś przyjeżdżały także z Niemiec, Czech i innych stron Polski. W dzień tańczą przed międzynarodową publicznością na kilkusetmetrowym odcinku i są najlepiej widoczne z żelaznej kładki w ciągu ulicy Poniatowskiego.

Stacja węzłowa z szeregiem zabytkowych lokomotyw parowych ustawionych na torach. Lokomotywy są częściowo osłonięte, a ich czoła z reflektorami i oznaczeniami są dobrze widoczne. Czarno-czerwone maszyny tworzą industrialną atmosferę miejsca.

Parowozownia Wolsztyn

Para buch, koła w ruch, a mój pociąg odjeżdża kwadrans przed siedemnastą, czyli za chwilę! A tyle jeszcze do zobaczenia.

Poza plażą, kąpielą, łódką, muzeami, kawkami, ciastkiem, kaczką i Parowozownią, można wybrać się spacerem lub rowerem do położonego po zachodniej stronie Jeziora Wolsztyńskiego Skansenu Budownictwa Ludowego Zachodniej Wielkopolski lub zwiedzić wielkomiejską dzielnicę Zatorze z imponującymi gmachami publicznymi i willami urzędników pruskich z początku XX wieku, kiedy na fali europejskiego prosperity Wolsztyn przeżywał okres nieprawdopodobnego wręcz rozwoju. Oto Wolsztyn, nasze wielkopolskie Monachium. Miasto niewielkie, a ma wszystko, by spędzić w nim pełen atrakcji, naprawdę przyjemny weekend.

Polecamy również

Chcesz wiedzieć o wszystkim, co najważniejsze w poznańskiej kulturze?
O wydarzeniach, miejscach, ludziach, zjawiskach, trendach?
Zapisz się do naszego piątkowego dynkslettera!