13 października 2024
teatr

W środku cały drżę

Piotr Pacześniak wraca do Teatru Polskiego, tym razem z „Querellem z Brestu” Jeana Geneta, dziełem kanonicznym dla europejskiej kultury queerowej.
tekst JAKUB WOJTASZCZYK | foto ŁUKASZ GDAK

Jean Genet Querelle
reż. Piotr Pacześniak
Teatr Polski w Poznaniu
premiera: 18 października 2024 r.

Piotr Pacześniak pamięta wszystkie recenzje, potrafi zacytować ich fragmenty. Gdy pojawi się nowy tekst, rzuca wszystko i kilkukrotnie czyta go od początku do końca. O pozytywnych bardzo szybko zapomina, negatywnymi się zadręcza. – Pierwsza krytyczna recenzja była dotknięciem najbardziej wrażliwej struny wewnątrz mnie, jakbym słyszał krytykę rodzica za złą ocenę przyniesioną ze szkoły – wspomina. Piotr, dziś coraz bardziej rozpoznawalne nazwisko reżyserii teatralnej, wtedy nie miał narzędzi, by przetworzyć to, że ktoś wybebesza spektakl, który jest przecież z jego duszy, zawsze osobisty. Dopiero wraz z praktyką zrozumiał, o co krytykom chodziło i docenił ich zdanie. Mimo tego uważa, że teatr okrutnie testuje potrzebę przynależności i akceptacji oraz nadwyręża poczucie własnej wartości.

To, że Piotr, mając zaledwie dwadzieścia pięć lat, spędza dużo czasu rozmyślając o percepcji swoich spektakli, nie dziwi nikogo, kto go zna. Wszystkie reżyserskie projekty Pacześniaka, zarówno debiutancka Ludowa historia Polski w Teatrze Nowym w Łodzi (2021), jak i Taśmy rodzinne w Teatrze Polskim w Poznaniu, Podwójny z frytkami w Teatrze Dramatycznym w Warszawie i Polowanie w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie były dyskutowane w (social)mediach. Jego nazwisko w środowisku teatralnym stało się rozpoznawalne i kojarzone z pracowitością. W październiku tego roku Piotr Pacześniak na deskach poznańskiego Teatru Polskiego wystawia adaptację Querelle’a z Brestu, powieści Jeana Geneta, której ekranizacja Rainera Wernera Fassbindera z 1982 roku była jednym z fundamentów kształtowania się europejskiej kultury gejowskiej.

Querelle to queerowa extravaganza, zapraszająca nas do niebezpiecznego, acz pociągającego, pełnego perwersji i wyuzdania świata.

Kiedy spotkaliśmy się w deszczowe popołudnie w kawiarni w centrum Poznania, od razu zaczęliśmy rozmawiać o skutkach ubocznych pracy w teatrze. Piotr, co od razu dało się wyczuć, był dobrze przygotowany do rozmowy, mimo, że wcześnie nie wysłałem mu żadnych pytań. Spokojnym głosem zaczął snuć opowieść o sobie, przemyślaną, acz szczerą. Ma urok pewnego siebie intelektualisty i stylowego przystojniaka – trochę James Dean, trochę Jack Kerouac. Alona Szostak, aktorka Polskiego, mówi o Pacześniaku: – On ma łatwość uwodzenia ludzi. Sprawia wrażenie pewnego siebie, choć, jak wielokrotnie powtarza, w środku cały drży. Sam reżyserów teatralnych porównuje do szachownicy: – Mają sześćdziesiąt cztery pola, które stanowią całość dostępnego świata. Co prawda zmiennych są setki tysięcy, ale ta ograniczona liczba niweluje przypadek. Wszystko to daje Piotrowi Pacześniakowi poczucie kontroli: – Oczywiście wiąże się to z odpowiedzialnością, bo wszystko zależy ode mnie, ale z drugiej strony jest w tym przyjemne poczucie, że mogę zapanować nad tym światem.

Jego teatralna droga zaczęła się w prestiżowym warszawskim liceum Czackiego, gdzie od końca lat 80. tradycją jest doroczny festiwal teatralny.

To tam zakumplował się z Hubertem Miłkowskim (dziś aktorem, który gościnnie występuje w Querelle’u) i Basią Małecką (artystką jazzową i aktorką). Najpierw wspólnie wystawili adaptację Krótkiego filmu o miłości Krzysztofa Kieślowskiego, co teraz nazwa licealną pozerką. Potem był między innymi dramat W imię ojca i syna Szymona Bogacza, który wywołał wielkie wzruszenie zarówno zespołu aktorskiego, jak i widowni. Oklaski trwały długo. – Zobaczyłem, jak poprzez teatr można dyrygować emocjami ludzi. Było to dla mnie narkotyczne przeżycie – opowiada reżyser. Po tej premierze myślał już tylko o tym, jak to uczucie powtórzyć i doświadczyć aprobaty. To opowieść o wyniesionych z domu naciskach na osiąganie coraz to lepszych wyników w nauce. Były u niego pianino, angielski, francuski, basen, gitara, tenis, czerwone paski, stypendia, olimpiady. – Zawsze dowoziłem i pielęgnowałem obraz idealnego dziecka – dodaje.

Piotr przed maturą tylko chwilę zastanawiał się, czy nie pójść w ślady ojca i nie zostać architektem. Posłuchał jednak intuicji, a ta zawiodła go do Akademii Teatralnej w Warszawie. Gdy się do niej nie dostał, poszedł na historię sztuki na Uniwersytecie Warszawskim, ale wytrzymał tylko rok. Lepiej poczuł się na Uniwersytecie SWPS w Laboratorium Nowych Praktyk Teatralnych, którego kierowniczką jest profesorka Krystyna Duniec. Weekendowe zjazdy łączą nowoczesne myślenie o kulturze i świecie społecznym, teorię z praktyką teatralną. To tam Piotr Pacześniak po raz pierwszy zobaczył nagrania zagranicznych spektakli takich twórców jak Romeo Castellucci, Olivier Frljić czy Rodrigo García. – Wstrząsnęło mną, że w teatrze można pozwolić sobie na taką brutalność, kolażowość, że na scenę może wkraść się performance – wspomina. Na SWPS spotkał też polskich twórców i twórczynie, choćby Annę Karasińską, Piotra Gruszczyńskiego, Wojciecha Ziemilskiego czy Katarzynę Kalwat. U tej ostatniej wychodził asystenturę przy Staff Only w TR Warszawa. – Dla niej każdy spektakl jest kwestią życia i śmierci. To poświęcenie było dla mnie wspaniałe – dodaje.

Na reżyserię spróbował dostać się jeszcze raz. Warszawa znowu go nie chciała, przyjęła go za to Akademia Sztuk Teatralnych w Krakowie. Lobbował za nim reżyser Remigiusz Brzyk, którego Pacześniak nazywa swoim pierwszym sojusznikiem.

Piotr został przyjęty do szkoły teatralnej jako bardzo młody człowiek. To sytuacja wyjątkowa, bo reżyser to zawód, który wymaga pewnej dojrzałości. Trzeba umieć pracować ludźmi i utrzymywać z nimi dobre relacje – zauważa Maciej Nowak, dyrektor artystyczny Teatru Polskiego w Poznaniu, który wypatrzył Pacześniaka na Forum Młodej Reżyserii w Krakowie, przeglądzie prac studentów reżyserii polskich uczelni teatralnych. Docenił, jak sam mówi, „jego cudownie abstrakcyjne i nowe myślenie o teatrze” i zaprosił do Poznania na rozmowy o współpracy.

W tym czasie Piotr zdążył już zadebiutować. Remigiusz Brzyk przyjął jego pomysł adaptacji blisko siedmiusetstronicowej i bardzo głośnej Ludowej historii Polski Adama Leszczyńskiego na małej scenie Teatru Nowego w Łodzi. – Do dziś zastanawiam się, czy to był dobry pomysł, żeby tak szybko zacząć. Presja nałożona na samego siebie sprawia, że traci się czas do namysłu, co właściwie chce się powiedzieć – zauważa dzisiaj reżyser.

W Polskim stanęło na Taśmach rodzinnych Macieja Marcisza, powieści, która według Macieja Nowaka przedstawia bergmanowskie sytuacje rodzinne. Podobne napięcie i ranga problemów, tyle że już w estetyce i w problematyce XXI wieku. Piotr Pacześniak: – Miał powstać spektakl o chłopcach z dobrych domów. Takimi chłopcami byli sam Pacześniak i jego scenograf Łukasz Mleczak. Połączyła ich instynktowna przyjaźń i szybko zaczęli działać jako duet, któremu pobłogosławił dyrektor Nowak. Na pierwszych próbach celowo nie było jeszcze scenariusza, aktorzy i aktorki improwizowali. – Przed improwizacjami Piotr wysyłał nam krótkie listy pisane w imieniu postaci, które gramy. Nastrajał nas, dzięki czemu kolejne improwizacje były bardziej naturalne, grany przeze mnie Łukasz stawał mi się bliższy. Podobny efekt jest trudniejszy do osiągnięcia, kiedy tekst jest gotowy, a reżyser ma konkretną wizję – zauważa Alan Al-Murtatha, który gra również w Querelle’u. Alona Szostak dodaje: – Piotr daje aktorom dużą wolność, w czym przypomina mi Maję Kleczewską. Oboje obserwują, ale też kierują, by wydobyć z aktora autentyczne emocje. Piotr kocha aktorów, co jest bardzo rzadkie.

Pomysł na wystawienie Querelle’a z Brestu pojawił się podczas Festiwalu Szekspirowskiego w Gdańsku, a dokładnie podczas pofestiwalowych wędrówek po knajpach w okolicach stoczni.

Kiedy Piotr Pacześniak powiedział do Macieja Nowaka: – A może Querelle’a? Dyrektor zareagował natychmiast: – Geneta to bym zrobił! Akcja spektaklu dzieje się przecież w klimacie portowym. Piotr Pacześniak: – To dla mnie opowieść o autodestrukcyjnych pragnieniach. Dlaczego powielamy pewne schematy? Skąd w nas głód doświadczeń i potrzeba autosabotażu. Dlaczego pakujemy się w sytuacje, o których wiemy, że są dla nas szkodliwe, wręcz niebezpieczne? Drugim tematem książki jest potrzeba duchowego przeżycia. W Genecie, Piotra fascynuje to, że autor jest od Boga oddalony, a jednocześnie szuka świętości w świecie całkowicie zdegenerowanym. –Jako osoba wierząca mam bardzo dużą potrzebę praktykowania swojej wiary i realizowania się w niej. Z drugiej, moje zamiłowanie do konsumpcji i korzystania z życia świadczą zupełnie o czymś innym – dodaje reżyser. Pytanie, o czym?

Polecamy również

Chcesz wiedzieć o wszystkim, co najważniejsze w poznańskiej kulturze?
O wydarzeniach, miejscach, ludziach, zjawiskach, trendach?
Zapisz się do naszego piątkowego dynkslettera!