Marta Justyna Nowicka
„Słowacki. Wychodzenie z szafy”
Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Kup książkę!
Narodowe Czytanie to coroczna akcja polegająca na wspólnej lekturze jednego tekstu – w tym roku był to „Kordian” Juliusza Słowackiego. W poprzednich latach wybierano „Pana Tadeusza”, „Zemstę”, „Trylogię”, „Lalkę”, „Quo Vadis”, „Wesele”. Czy ta inicjatywa coś zmienia? Czy ktoś stanie się lepszym patriotą, bo przeczyta „Antologię Niepodległości”, stworzoną na jubileuszową edycję Narodowego Czytania w roku 2018 z najstraszliwszych koszmarków ze szkolnej listy lektur? A gdyby tak to czytanie promować oddolnie, wywracając lektury na drugą stronę i ukazując ich podszewki? Narodowemu Czytaniu właśnie tego potrzeba. Potrzeba mu również dużej dawki Gombrowicza. Wtedy „Kordian”, czytany zupełnie inaczej, będzie miał znacznie więcej sensu. I uroku.
Z zupełnie niezachęcającej zachęty prezydenta RP do czytania „Kordiana” mogę się zgodzić tylko ze zdaniem, że do dziś pozostaje jednym z najczęściej interpretowanych i dyskutowanych utworów. Jednocześnie w obiegowej opinii, „Kordian” jest nudny. To ten, co leciał na dywanie? Ten męczący kseroboj Wertera? Ten, co wyzywał Boga?
Żeby więc „Kordiana” odczarować, trzeba go zobaczyć po swojemu. Wcale nie musimy patrzeć na romantyzm wyłącznie grupowo, przez jedyną słuszną lupę patriotyzmu. Możemy sami spojrzeć na jednostkę i dokonać jednostkowego odczytania.
Kordian ma piętnaście lat, ma wygląd dziecka i burzę uczuć w sercu. To taki wiek, kiedy wszystko się wie i uważa się za cholernie doświadczonego. Myślę, że tak właśnie czuł się piętnastolatek dwieście lat temu i tak może czuć się dzisiaj – przeciążony informacjami, faktami, uczuciami i hormonami. Fascynacja młodością – epatowanie młodymi fit-ciałami – dzisiaj jest normą, ale kiedyś nią nie była. Słowacki jak Huxley w „Nowym wspaniałym świecie” przewiduje problemy, wątpliwości i tematy przyszłych epok. Łączy przeszłość z przyszłością, jak twórca ballady rockowej, której wersy na stałe wchodzą do języka. Kordian uosabia młodość: parska z gimnazjalną pychą na doświadczenia starców, ma energię, pomysły, wiarę. Słowacki, wymyślając go, wchłonął wszystko, co działo się do 1833 roku (wtedy napisał „Kordiana”) i wyrzucił z siebie w pozornie losowy sposób. Trochę jak kontent w mediach społecznościowych, gdzie można trafić na rolkę na dowolny aktualny temat. Słowacki stworzył go z genów samych romantycznych młodzieńców – Manfreda, Fausta, Renego. Jego bohater jest świadomy swojej wyjątkowości. Wie, że mówi coś, co nie pozostanie bez echa. Chce zostawić po sobie ślad po śmierci, jak każdy romantyk.
Każdy romantyk chce być bowiem ważny i wyraźny. Nie zna i nie chce znać umiaru, nie interesuje go spokój, poprawność ani bezpieczeństwo. Pragnie prawdy i nieskończoności, szybkości i namiętności. Przed każdym monologiem romantycznym Kordian bierze oddech, rozbieg i… jedzie. Wypuszcza z siebie słowa, jak hiphopową nawijkę o ogromnym ładunku emocjonalnym. Warstwa liryczna utrzymana jest w estetyce dziś kojarzonej z black-, doom- lub gothic-metalem. Kto wie, być może niedługo klasyka romantyzmu będzie oznaczana komunikatem „trigger warning” z racji poruszanych przez tematów: skazanego na śmierć dziecka, samobójstwa czy walki z Bogiem.
Może nie warto śledzić pomysłów Kordiana na Polskę, a skupić się właśnie na tym, jak i co w nim brzmi? Posłuchać, co biorą z niego współcześni twórcy, na przykład Guzior rapujący: „stoję sobie z fajkiem jak Kordian na Mont Blanc w monologu, na krawędzi bloku i pochylam się, może spadnę”.
Pojawia się zresztą coraz więcej hiphopowych odczytań tekstów romantycznych – między innymi Zespołu Teatralnego Sztos czy gdańskiego Studia Standby – które uznawane zaczynają być za naturalne, ale nie „uwspółcześnione na siłę”. I bardzo dobrze. Mój ulubiony Kordian próbował swoich sił jako raper chcący osiągnąć sukces i ćwiczący się w bitwie na improwizacje. Realizację planów komplikuje mu jednak romantyczna dusza.
Jakie są problemy Kordiana? W jakiej sytuacji go poznajemy? Jego przyjaciel się zabił, a on sam przeżywa zauroczenie starszą dziewczyną. Laura traktuje jego uczucia pobłażliwie, a on traktuje ją trochę serio, a trochę jak powinność. W wierszu dla niej wyznaje, że po śmierci powróci jako „dzikie setki otaczających ją wspomnień”. Na dzisiejsze standardy można to uznać za szantaż emocjonalny. Po więcej wrażeń Kordian wyrusza parę lat po wydarzeniach z Laurą. W podróży usiłuje znaleźć nowe wyzwania, sens i cel egzystencji. Jak w moralitecie czy grze RPG „rozwija swoją postać” poprzez kolejne doświadczenia. Czyta „Króla Leara” na skałach Szekspira, a we Włoszech eksperymentuje z płatną miłością. On wie, za co płaci, a piękna Wioletta – za co dostaje pieniądze. To nie jest heteroseksualna drama, raczej niezbędny epizod, wymuszony przez dorastanie. Z kolei w Watykanie, gdy prosi o pomoc dla Polski, papież, politycznie wyrachowany, traktuje go pobłażliwie, „wiara dziecinna padła na papieskich progach”. Kordian zewsząd doświadcza odrzucenia, niepoważnego traktowania i braku pomocy.
Ostatnim punktem na mapie jego podróży jest Mont Blanc, gdzie stoi w przemyślanej wcześniej pozie. Wie, jak wygląda, zaplanował to na hormonalnym haju i w ferworze kolejnych odrzuceń. I dopiero w takiej scenerii, obcując z czymś wielkim, niezbadanym, wyrzuca z siebie monolog romantyczny. Jeśli wejdę na Mont Blanc, to by poczuć się jak Kordian, by ustawić się tam, gdzie on się ustawił, nikt inny nie namówi mnie do tego bardziej. Strzelę selfie z widokiem na bezkres. Nowy romantyzm również jest związany z pewnego rodzaju pozą.
Świat i kolejne sceny „Kordiana” są pełne zagadek i wyzwań. Kordian próbuje im sprostać. Jako członek Szkoły Podchorążych decyduje się dokonać zamachu na cara, mimo nielicznych sprzymierzeńców.
Przeszkadzają mu spersonifikowane Strach i Imaginacja. Odpływa w wizje tuż przed dokonaniem czynu – niedoszły zamachowiec sam pada ofiarą zamachu. Car uszedł z życiem i również nie traktuje Kordiana poważnie, a może raczej nie wie, jak go traktować. Jak na śmiertelnie niebezpiecznego, bredzi bez ładu i składu. Czy wtrącić go do więzienia? Nie, najpierw do psychiatryka! W XIX wieku traktowano szpitale dla umysłowo chorych jako znakomitą atrakcję turystyczną, muzeum osobliwości. Odwiedzano je tłumnie, obserwując z bezpiecznej odległości klatki, w których siedzieli łańcuchami powiązani chorzy.
Kordian wychodzi ze szpitala i brawurowo przeskakuje nad stosem bagnetów, co mogło uratować mu życie, ale, w tym starciu władza kontra młodość, car dalej nie daje za wygraną i skazuje go na rozstrzelanie. Skazany stoi więc i czeka na to, jak odczytają go przyszłe pokolenia. Jako martwego czy żywego? Odważnego czy brawurowego? Jest jednostką wyjątkową, jak Konrad z „Dziadów”, ale ta wyjątkowość jest jego przekleństwem, sprowadza na niego kolejne wyroki śmierci, nie daje mu milczeć, doczekać w biernym spokoju bezpieczniejszych czasów.
Ta otwarta na interpretację scena kończy tekst, ale nie tylko ona świadczy o wyjątkowości formy Kordiana. Dramat romantyczny z założenia łączy w sobie skrajnie odmienne formy i łamie istniejące wcześniej reguły tworzenia tekstów scenicznych. Zamiast antycznej zasady trzech jedności, mamy niepisaną zasadę niejedności – ma być realistycznie i wizyjnie, lirycznie i epicko naraz. Fragmentaryczność, epizodyczność, pourywane sceny to też cechy utworów powstałych w tym czasie. Zatem odniesienie się wyłącznie do fragmentów dramatu romantycznego, które dziś część krytyków ocenia jako „niepotrzebnie nowatorskie aktualizowanie na siłę”, jak najbardziej ma sens. Nawet czas akcji jest wyjątkowy: nagina się do swobodnego toku myśli.
Kordian żyje jednocześnie w przyszłości i teraźniejszości, w wieloznacznej i symbolicznej przestrzeni. U Kordiana jest „wszystko wszędzie naraz”, Słowacki jak zawsze wyprzedza epoki.
Twórca „Kordiana” stosuje też romantyczne „hasztagi”, czyli powtarzające się w wielu scenach obrazy-symbole, które przenoszą w strefę dodatkowych znaczeń. „Hasztagi” odwołują się do całej romantycznej mitologii. W tekście znajduje się około pięćdziesięciu odniesień do Pisma Świętego, dwadzieścia do polskiego folkloru i wiele innych. To nie fabuła, zdaniem Słowackiego, nadaje tekstowi narodowy charakter. Polskości poezji, jej duszy, należy szukać pod warstwą fabularną, w brzmieniu i zestawieniu słów.
Długo uważany za dzieło totalnie niesceniczne „Kordian” premierę teatralną miał dopiero w 1899 roku. Usunięto w niej scenę watykańską jako rażącą uczucia religijnie odbiorców. Dziś niektórzy reżyserowie skupiają się głównie na niej. Dopiero od lat 30. XX wieku decydowano się ukazywać początkowe wizyjne sceny. Po drugiej wojnie światowej ukształtowały się dwie tendencje: zaczęto albo uwspółcześniać Kordiana, albo skupiać się głównie na prawdzie historycznej.
O interpretacje zarówno dramatu, jak i klęski powstania kłócą się młodzi ze starymi, jak za romantycznych czasów. To szatan w „Kordianie” tworzy starców, zbyt ostrożnych i niechętnych radykalnym decyzjom dygnitarzy, którzy mają zgubić naród.
Młodzi powstańcy, twórcy rewolucji, ludzie czynu wychowani w kulcie religijno-narodowym siwych włosów, oddali władzę w ręce osób, którym z racji wieku obce były ich entuzjazm i wiara. Mówią starcy i Kordian, młodzież milczy. Na jednego Kordiana przypada w lochach trzech starców. To XVIII wiek „zainteresował się” starcami, pierwszy pokochał dawną poezję wymarłych ludów. Z kolei młodzi z XIX wieku byli uzależnieni od starości przez jej negację, opętani nią. Słowacki jest po stronie młodości. To wróg mesjanistycznego eskapizmu, biernego czekania na boską sprawiedliwość promowaną przez Mickiewicza. Jedyny starzec, którego Kordian słucha, to Grzegorz, wiarus z ludu, który naprawdę próbuje go wspierać, nie dyskredytując jego uczuć. I bólu. Bo romantyzm (zwłaszcza polski) z cierpieniem jest wręcz zrośnięty.
Jak dziś patrzeć na Kordiana? Łatwo utożsamić się z jego chaotyczną stroną, szukaniem drogi – „sto we mnie żądz, sto uczuć, sto uwiędłych liści”. Może to romantyczne ADHD, które usiłuje się skupić na jednym wątku, jednym celu, jednej miłości, żeby go sto innych myśli nie rozerwało na strzępy i by przetrwać stany lękowe? Kordian chce być inny, szalony, to jego credo. Słyszy głosy, emocje prowadzą w nim dialog, nie umie i nie chce się dopasować ze swoją neuroatypowością. Czuje się z nią bardzo samotny. Pięciu uczestników powstania, którzy przy nim pozostali, nie zmienia, a potęguje to odczucie. Podobnym zapaleńcem jest chyba tylko Doktor-Szatan, według niektórych interpretacji alter ego głównego bohatera.
Szaleństwo w tym dramacie jest sposobem na życie, ale i ratunkiem przed śmiercią. Dosłownie i w przenośni, bo od tego, czy Kordian jest szalony, czy jednak nie, car uzależnia jego los.
Z powodu za szybkiego rozwoju cywilizacyjnego romantyk jest jak nastolatek z XXI wieku, przeciążony nadmiarem sprzecznych informacji. Historycy i poeci zgodnie określają tamten okres jako koniec starego świata. Im więcej jest teorii, tym więcej pracy trzeba włożyć, by pójść własną drogą, co wymaga przyswojenia nowej wiedzy i jej krytycznego przetworzenia. Nie da się nie buntować i grzecznie akceptować wszystkich kłócących się ze sobą wielkich poprzedników. I bardzo dobrze. Kto się nie buntuje przeciwko normom, prawom, wierzeniom, schematom, nie rozwija się. Dlatego ten tekst jest wyrazem buntu przeciwko traktowaniu „Kordiana” jako dramatu, którego kluczowym tematem jest kwestia narodowowyzwoleńcza. Równie ważna jest młodość głównego bohatera, jego wyrazista odmienność i właśnie bunt – siła twórcza, transformująca, napędzająca kolejne pokolenia.