Zbuduj sobie świat

Legendarny sklep przy Fredry 3, który prowadzi od trzydziestu pięciu lat Michał Kajzerski, zna w Poznaniu chyba każdy wielbiciel klocków LEGO.
DARIA SIENKIEWICZ
Michał Kajzerski w swoim sklepie przy Fredry 3 | foto Marcin Sokalski

Na Fredry 3 trafiłam pierwszy raz w liceum, kilka lat przed otwarciem w Poznaniu pierwszego oficjalnego LEGO Store. Zaprowadził mnie tam mój dobry kolega, który z zadziwiającym entuzjazmem opowiadał mi o niepozornym sklepiku wyładowanym po sufit klockami. Przekraczając próg, wszystko stało się jasne – trafiłam do prawdziwego raju legomaniaków. Krótka pogawędka z właścicielem sklepu Michałem Kajzerskim i zrozumiałam, że znajduję się w miejscu legendarnym dla zabawkowej historii miasta. Miejscu, w którym czas płynie inaczej, a wyobraźnia małych i dużych pasjonatów duńskiej marki nie zna granic, mimo skromnego metrażu.

Początki klocków LEGO sięgają lat 30. XIX wieku, kiedy owdowiały cieśla i samotny ojciec, Ole Kirk Christiansen, postawił wszystko na jedną kartę, zakładając w Billund firmę pod nazwą LEGO (z duńskiego leg godt oznacza baw się dobrze). Christiansen nie wiedział wówczas, że jego drewniane, proste w produkcji cegiełki pozwolą mu przetrwać czasy wielkiego kryzysu oraz drugiej wojny światowej, a w przyszłości osiągną status najpopularniejszej zabawki na świecie. Jak na stolarza przystało, mężczyzna był sceptyczny wobec tworzyw sztucznych. W 1946 roku skusiła go jednak wizja klocków modułowych – trwałych, tańszych w produkcji i łatwych w użyciu. Trzy lata później narodziły się automatycznie łączące się klocki, jakie znamy po dziś dzień.

W Polsce klocki LEGO pojawiły się w latach 70., ale do lat 90. można je było upolować głównie w Peweksie i to za dolary – bajońskie sumy, stanowiące niekiedy równowartość miesięcznej pensji.

Oczywiście nie było na nie stać przeciętnego rodzica. Na szczęście istniały enerdowskie alternatywy: klocki PEBE produkowane od 1955 roku w Bad Kösen (dziś dzielnica Naumburga) oraz FORMO wytwarzane w Gotha od lat 60. Co ciekawe, PEBE były kompatybilne z duńskimi oryginałami (przynajmniej do lat 80). Żółto-czarne klocki z NRD przywołuje w pamięci sam Kajzerski, choć większą nostalgię wśród zabawek z dzieciństwa wywołuje u niego metalowy buldożer węgierskiej produkcji czy radziecka małpka fikająca koziołki, którą rodzice kupili mu w słynnej sieci handlowej Natasza (jeden ze sklepów mieścił się w latach 70. w budynku poznańskiej Arkadii). Kiedy zatem LEGO podbiło serca poznaniaków na większą skalę? Pan Michał, który świętuje właśnie 35-lecie sklepu, wspomina z zadumą lata 90.: – Budowaliśmy kapitalizm bez kapitału i to było bardzo trudne, ale mieliśmy wolę, inicjatywę, własną koncepcję i trochę wzorców z Zachodu. Metodą prób i błędów powstało wówczas wiele fantastycznych przedsięwzięć handlowych.

Wśród nich znalazły się dwa wyjątkowe miejsca, mające w ofercie LEGO: wspomniany lokal na Fredry, współprowadzony przez Michała Kajzerskiego oraz wielobranżowy sklep MIMI przy ul. Kraszewskiego 9, należący do jego kolegi ze szkoły podstawowej, Roberta Trochimiuka. Ten drugi lokal, w którym jeszcze do niedawna odbywały się warsztaty i wystawy, zamknął się po trzech dekadach w 2022 roku. Zabawki zniknęły z półek, przenosząc się w całości do sklepu internetowego. Z kolei neon, który zdobił przez długi czas front MIMI – Kubuś Puchatek dzierżący w łapkach słoik miodu – trafił pod opiekę Muzeum Neonów w Warszawie.

Michał Kajzerski | foto Marcin Sokalski

Symbolem sklepu na Fredry jest od ponad trzydziestu lat zielony smok z żółtym brzuszkiem, który strzeże wejścia na podwórze, gdzie mieści się ta kultowa już miejscówka.

To symbol szczęścia. Tysiące ludzi się z nim fotografuje, jest bardzo lubiany. Dotknięcie go przynosi pomyślność – wyjawia mi sprzedawca. Okazuje się, że niektórzy przechodnie byli jednak zbyt łasi na (nie)szczęście, bo próbowali smoka atakować. Dziwię się jeszcze bardziej, gdy słyszę, że zwierz posiadał kiedyś skrzydła. – Wyrwali je, a kilka lat później głowę. Byłem bardzo zmartwiony tą sytuacją. Zastanawiałem się, co powiem moim najmłodszym klientom. Na szczęście udało się go odbudować. Długo próbowaliśmy trzymać smoka w idealnym stanie, ale w końcu się poddałem. Uznałem, że pomniki nie muszą być idealne – przyznaje.

Poznając historię sklepu, dochodzę do wniosku, że perypetie zdrowotne smoka doskonale oddają rozterki poznańskiego przedsiębiorcy. Sklep Pana Michała do 2007 roku mieścił się nie w podwórzu, ale od ulicy, miał powierzchnię dwustu metrów i oferował klientom różnorodny asortyment zabawkowy. – Przez kilkanaście lat biznes prosperował, to był czas przemian i zapotrzebowania na wszystko. Później doświadczyliśmy napływu wielkiego kapitału: zagranicznych sieci, internetowego boomu i otwarcia kolejnych galerii handlowych, co sprawiło, że centrum miasta ubożało, klienci stopniowo odchodzili, a koszty rosły. Były momenty, kiedy nie było co do gara włożyć. Trzeba wiec było podjąć radykalną decyzję – wyznaje pan Michał.

Kajzerski, niczym Christiansen dawno temu, zaufał intuicji, wiążąc swoje życie z klockami. – Uznałem, że moim produktem idealnym są klocki LEGO. Zredukowałem koszty o 90 procent, obroty spadły o 20-30, ale sklep stał się rentowny i dzięki temu utrzymuje się do dziś. Oczywiście zdarzały się sytuacje, z którymi trudno było nam się zmierzyć, jak pandemia czy remonty centrum. Przetrwaliśmy dzięki klientom, którzy dzielnie przechodzili przez rowy, wykopy i mostki, by dotrzeć do naszego sklepu. Miłośnicy LEGO zawsze znajdą drogę – mówi z dumą pan Michał. Jego słowa szybko znajdują potwierdzenie. Do sklepu wchodzi para młodych ludzi. Chłopak chwali się, że to jego ósma wizyta w lokalu, dziewczyna jest tu po raz pierwszy. Gdy pytam ją, dlaczego nie wybrała się na zakupy do centrum handlowego, odpowiada, że chce wspierać lokalny biznes.

Nieśmiertelny biznes Kajzerskiego stanowi dowód na to, że ludzie w erze automatyzacji łakną kontaktu z drugim człowiekiem, profesjonalnego oka, rady i wsparcia w zakupach.

Zawsze pomagam w doborze odpowiedniego produktu. Dbam o to, by babcia kupiła wnuczkowi zestaw właściwy dla jego wieku i zainteresowań, bo jedna pomyłka może zniechęcić do dalszej przygody z klockami. Dziecko jest bezwzględnym weryfikatorem jakości – podkreśla właściciel, zauważając jednocześnie, że choć młodych klientów wciąż przybywa, znaczącą większość odwiedzających sklep na Fredry stanowią dorośli. Najstarszy z nich ma na karku dziewięćdziesiątkę!

Michał Kajzerski | foto Marcin Sokalski

O wielkiej popularności klocków LEGO wśród dorosłych opowiada mi Joanna Krysztoforska, klockowa edukatorka w mediach społecznościowych znana jako Ciocia od klocków. Od jedenastu lat prowadzi zajęcia z robotyki z wykorzystaniem LEGO dla małych i dużych. – Dotychczas zorganizowałam setki warsztatów dla dzieci, rodzin i firm. Rocznie potrafię przejechać nawet sześćdziesiąt tysięcy kilometrów z LEGO po całej Polsce. Klocki od dawna przestały być postrzegane jedynie jako zabawka dla najmłodszych. Coraz więcej dorosłych przyznaje, że to ich hobby i ulubiona forma relaksu. Najstarszy uczestnik moich warsztatów miał ponad siedemdziesiąt lat i było to jego pierwsze spotkanie z kultowym produktem. Sama zapałałam miłością do LEGO dopiero w wieku dorosłym, miałam dwadzieścia jeden lat. Dziś wynajmuję lokal, żeby móc skupić swoją kolekcję w jednym miejscu – opowiada Ciocia od klocków, której profile w mediach społecznościowych obserwuje kilkaset tysięcy osób.

Potencjał, jaki Krysztoforska dostrzegła ponad dekadę temu w LEGO, przyniósł jej stabilność finansową, wspaniałe znajomości wśród fanów duńskiej marki oraz udział w pierwszej edycji programu LEGO Masters Polska.

Powtarzam to regularnie: LEGO to nie tylko zabawka, bo tych jest na rynku multum. Ma ponad dziewięćdziesiąt lat i wciąż utrzymuje się w sprzedaży, bo jest bardzo uniwersalna i wyjątkowa. Łączy pokolenia i ludzi w różnym wieku, nie wprowadza żadnych podziałów w kwestii płci czy wieku – podsumowuje edukatorka. Na koniec rozmowy pytam ją, czy choć mieszka w Płocku, zna sklep na Fredry 3. – Oczywiście, pan Michał ma niesamowitą wiedzę, a jego sklep jest świetnie zaaranżowany. Ostatnim razem przesiedziałam u niego ponad godzinę. To bardzo ważne, że takie miejsca nadal istnieją – dodaje.

Tymczasem duńska zabawka wciąż podbija Polskę, o czym świadczy chociażby to, że emitowany od 2020 roku na antenie TVN program LEGO Masters doczekał się pięciu sezonów o średniej oglądalności kilkuset tysięcy. O nieustannie rozrastającą się społeczność klockomanów zapytałam Macieja Kośmickiego, wykładowcę z Wydziału Socjologii UAM oraz poznańskiego pasjonata LEGO, który od ośmiu lat prowadzi na YouTubie kanał Maciek i Klocki, obserwowany przez ponad trzysta tysięcy osób. – Socjologicznych badań nigdy nie widziałem, natomiast myślę że budowniczych są dziesiątki, a może nawet setki tysięcy w całej Polsce. Stosunkowo łatwo utrzymywać ze sobą kontakt, w końcu żyjemy w epoce nowoplemion. Można być subskrybentem kanału o klockach LEGO albo członkiem grupy na Facebooku.

W samym Poznaniu również jest co robić. – W mieście odbyły się już trzy edycje Festiwalu Klocków. Duńska marka zawitała także na Targi Hobby oraz liczne wydarzenia targowe, jak Poznań Game Arena – wylicza Kośmicki.

Na Pyrkonie trzeci rok z rzędu ogromnym zainteresowaniem cieszyła się Strefa Fanów Klocków LEGO, na której oczywiście nie zabrakło Joanny Krysztoforskiej i Macieja Kośmickiego w roli gości honorowych. – W ciągu kilku lat każde duże miasto w Polsce będzie miało swój oficjalny LEGO Store – przewiduje twórca internetowy. – Grupa LEGO zresztą już całkiem nieźle zadomowiła się w Polsce, otwierając osiem sklepów. Znaczna większość klientów zaopatruje się w internecie, ale sklep LEGO to coś w rodzaju symbolu, klockowej świątyni – dodaje. Choć Maciejowi zdarza się robić zakupy w oficjalnym sklepie w Posnanii, od najmłodszych lat odwiedza również lokal na Fredry 3. – W podstawówce kupiłem tam jeden z moich największych zestawów LEGO, Spider-Man Początki (4851), na który oszczędzałem przez kilka miesięcy.

Choć Michał Kajzerski przeszedł już na emeryturę, sklep chce prowadzić tak długo, na ile pozwoli mu zdrowie: – Od trzydziestu pięciu lat funkcjonuję z naprawdę fantastycznym i jakościowym produktem, który daje ogromną satysfakcję oraz przyjemność sprzedaży. Już wiele lat temu uznałem, że to wyjątkowy towar i idea, której poświęciłem całe moje życie zawodowe. Choć klockom pozostaje wierny od lat, zdaje sobie sprawę z rosnącej krytyki przemysłu opartego na plastiku. – Na szczęście klocki mają to do siebie, że cyrkulują między pokoleniami, przyjaciółmi, kolekcjonerami. Stały się przedmiotem wartościowym oraz inwestycyjnym. W branży zabawkowej jest bardzo dużo rzeczy niedobrych, ale LEGO do nich nie należy.

Polecamy również

Chcesz wiedzieć o wszystkim, co najważniejsze w poznańskiej kulturze?
O wydarzeniach, miejscach, ludziach, zjawiskach, trendach?
Zapisz się do naszego piątkowego dynkslettera!